[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na pozycji drugiej przeczytałam: AB16 - Rainey - Odszkodowanieretorsyjne".Dolna warga zaczęła mi drżeć i musiałam walczyćze łzami, gdy podawałam broszurę mojej matce i świadkom. Czy ktoś może mnie uszczypnąć?" - pomyślałam. To wszystko dzieje się naprawcie".Z podestu zeszła jakaś kobieta, minęła barierkę i uśmiechnęła się do mnie.- Aadna sukienka - zauważyła, przechodząc obok.Dziękitemu komplementowi od razu poczułam się lepiej.Ubrałam siętak, by wyglądać na kobietę sukcesu, i ktoś to zauważył.Salę wypełnił gwar rozmów.Ponownie spojrzałam na zegarek.W zatłoczonym pomieszczeniu nie było już miejsc siedzących, a Rainey wciąż się nie pojawiał.Skierowałam wzrokna podium.Przed każdym z foteli układano sterty dokumentów, a technicy testowali sprzęt do nagrań.- Anno, gdzie są wszyscy członkowie komisji? Widzę mnóstwo pustych foteli.- Niektórzy jeszcze stoją - odparła - a poza tym nie wszyscy przychodzą na zebrania swojej komisji.Dzisiejsze kworumwynosi dziesięciu członków.Nie martw się.Czasami urzędnikmusi dzwonić do biur, żeby ich ściągnąć.Zaczęłam liczyć.jeden.dwóch.trzech.Przez drzwiza podwyższeniem na salę wyszedł Isenberg i usiadł w środkowym fotelu.Kilku innych członków zajęło swoje miejsca.Czterech.pięciu.sześciu.Niektórzy przeglądali dokumenty.Innisprawdzali mikrofony.Siedmiu.ośmiu.Otworzyły się bocznedrzwi i trzech kolejnych członków zajęło swoje miejsca.Jedenastu, a więc o jednego więcej - kolejna przeszkoda za nami.Mimo to nie potrafiłam opanować rozczarowania. A gdziepozostała trójka?" Odwiedziłam biuro każdego z członkówkomisji, i to nie raz.Wszyscy wiedzieli, jak ta sprawa jestważna dla mnie i dla innych ofiar. Co takiego mogło ich zatrzymać?" Doszłam do wniosku, że to ze mną jest coś nie tak - jakzawsze, gdy ludzie mnie zawodzili. Być może mnie nie polubili.Być może."Nagle poczułam na ramieniu czyjąś dłoń i podniosłamwzrok.To był Rainey.- Przepraszam za spóznienie.Jesteśmy na drugim miejscuw porządku obrad. Zaczyna się" - pomyślałam, biorąc głęboki oddech.- AB29 - powiedział głośno Isenberg i zgromadzonapubliczność zamilkła.Zajrzałam do broszury.Chodziło o projekt związany z korporacjami i powództwami pochodnymiudziałowców.Dla mnie brzmiało to jak greka.Cztery osoby usiadły przy stolikach za barierką.- Ci, którzy siedzą do nas tyłem, to wnioskodawcy - wyszeptała Anna.- Tam będziecie siedzieć ty i Dick.- A pozostali?- To oponenci, czyli przeciwnicy projektu. Oponenci!" Poczułam, jakbym dostała obuchem.W całymtym zamieszaniu zapomniałam o stowarzyszeniu sędziów, któreuważało, że mój projekt okaże się puszką Pandory.Rozmawiałam z ich przedstawicielem, wyłożyłam swoje racje, ale nie wiedziałam, czy przyślą kogoś, by zeznawał.Zaschło mi w ustach i czułam, że kręci mi się w głowie.Ta niewiadoma osłabiała moją pewność siebie.Spojrzałamna zgromadzonych za moimi plecami ludzi, zastanawiając się,czy są wśród nich moi wrogowie.Przycisnęłam kartki z przemówieniem do piersi i osunęłam się na krzesło.Szum panujący na sali wskazywał na to, że nikt nie zwracauwagi na pracę komisji.W pewnej chwili rozmowy zagłuszyłynawet to, co działo się na podium.Isenberg uderzył swoim młotkiem i krzyknął, prosząc o spokój.To wyrwało mnie z zamyślenia.Publiczność ucichła i można było kontynuować zeznania.Debata nad pierwszą ustawą miała coraz bardziej burzliwyprzebieg.Bałam się, że to samo przytrafi się mojemu projektowi.Mogło nie pójść tak szybko i gładko, jak sobie wyobrażałam.Nie byłam przygotowana na polityczne gierki.Opozycja robiła się coraz bardziej hałaśliwa, publicznośćrównież.Walka na słowa ciągnęła się przez ponad godzinę. Czyw ogóle dojdzie do głosowania?" - zastawiałam się.Otarłam łzy, które zebrały mi się w kącikach oczu.Mójlos leżał w rękach jedenastu członków komisji.Znów czułam się jak w klatce.Tym razem padłam ofiarą upływającegoczasu i nieznanej mi procedury.Miałam wrażenie, że nigdy nieuda mi się wyzwolić z tej roli.W głowie aż mi huczało; oparłam ją na rękach i zamknęłam oczy.Kłótnie robiły się corazostrzejsze.Chciałam krzyknąć: przestańcie!" ale nie mogłamwydobyć głosu.Z zamyślenia wyrwał mnie stukot młotka przewodniczącegoIsenberga.Równie głośno biło moje serce.Ze strony publiczności wciąż dochodziło szemranie.Młotek opadł raz jeszcze, zrobiło się ciszej, ale zgromadzeni nie zamilkli.- Wystarczy.Koniec tych sprzeczek! - powiedział ostroIsenberg.- Opracujcie ten projekt jeszcze raz, żeby nie byłożadnych niedomówień, zanim znów wejdziecie na tę salę.Dziśgłosowanie się nie odbędzie.Ponownie uderzył młotkiem, przerywając Cunneenowi,który chciał bronić swojego dzieła.Byłam oszołomiona i wystraszona. O Boże - błagałam - nie pozwól, by to samo stało sięz moim projektem, spraw, żeby nie pojawił się nikt z opozycji".Zwiadkowie zebrali dokumenty i opuścili salę.Niektóre fotelena podium wciąż stały puste, więc nachyliłam się, żeby spytaćo to Raineya.- Nie martw się.Często, szczególnie na początku sesji, zbierasię tylko kworum.Nie zdążyłam się wyprostować, gdy ktoś oznajmił gromkimgłosem:- AB16.Autor: Rainey.Proszę podejść.Poczułam napięcie w całym ciele.Przełknęłam ślinę.Dickwstał i spojrzał na mnie.- Już czas - oznajmił.Gestem pokazał, żebym do niego dołączyła.Anna poprosiła pozostałych świadków, by poszli za nami.Dick zaprowadziłDelores i mnie do stołu dla świadków.Harriet i Kevin stali niecoz boku, za nami.Nie rozumiałam, czemu nie możemy usiąśćrazem, skoro było tam jeszcze kilka wolnych miejsc.Potemprzypomniałam sobie, że puste miejsca są zarezerwowane dlaoponentów.Czekałam z przerażeniem, ale nikt do nich nie podszedł. Czy to znaczy, że jestem bezpieczna?"- Dzień dobry, panie Rainey - powiedział przewodniczący.Niemal nie śmiałam oddychać, gdy Dick szybko streścił tekst AB16.Miałam poczucie, że jestem zawieszonapomiędzy rzeczywistością a fantazją, pomiędzy nadziejąa rozpaczą.- Przeczytałem nową wersję - stwierdził Isenberg.- Niema potrzeby zwoływać drugiego posiedzenia komisji.Projektzostanie omówiony dzisiaj.Początkowo nie miałam pewności, ale w końcu doszłamdo wniosku, że to dobra wiadomość. Sprawa nie będzie się przeciągać, a ja nie będę musiała ponownie fatygować świadków".Dickzanotował coś, podziękował przewodniczącemu i mówił dalej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]