[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwa razy próbowała małżeństwa i oba te związki zakończyły się tragicznie.Ajeżeli chodzi o dziecko.Bezwiednie opuściła dłoń na brzuch.Dziecko właśniestraciła.Dziecko Devona.Ciekawe, do tej pory ani przez chwilę nie myślała otym, że jest to również dziecko Devona.Chyba w głębi duszy traktowała je jakowyłącznie swoje, chociaż musiałaby dzielić się nim zarówno z Danem, jak i zDevonem.207RS Była tak pochłonięta sobą i dochodzeniem w sprawie morderstwa JaneAnne, że właściwie nie okazała Devonowi wsparcia, którego potrzebował.On teżstracił najpierw Dana, a potem dziecko.Nie powinna się nad sobą użalać, tylkostarać się mu pomóc.Pogrążona w myślach, niemal nie usłyszała delikatnego pukania do drzwi.- Jordan, mogę wejść? - spytała Rene.- Oczywiście.- Na pewno? - Rene uchyliła drzwi, zajrzała do środka i uśmiechnęła się.Jordan odrzuciła kołdrę, przesunęła się na brzeg łóżka i skinęła na Rene.- Na pewno.Zwariuję, jeśli będę tu dłużej gnić.- Poranna poczta.- Rene wniosła plik kopert.- Pomyślałam, że może jąprzejrzysz i zdecydujesz, co chcesz otworzyć sama, a czym mam się zająć ja.- Daj mi pięć minut na szybki prysznic.- Jordan wstała, wsunęła pantofle iposzła do łazienki.- Zostaniemy tu, nie będziemy schodzić na dół, bo Darlene iRoselynne nie dadzą mi spokoju.- Martwią się o ciebie, dlatego tak cię prześladują.- Wiem, ale nie muszą się przejmować.Już doszłam do siebie.- Nie wątpię - odparła Rene.- Ale wiesz, tym razem nikt by się nie zdziwił,gdybyś się załamała nerwowo.- Nie mogę.- Wiem o tym.Piętnaście minut pózniej siedziały wygodnie w fotelach po obu stronachstolika.Rene nalała do filiżanek kawy ze srebrnego dzbanka stojącego na tacy ześniadaniem i mogły już zająć się przeglądaniem poczty.Od śmierci Danazalewały ją kartki i listy z kondolencjami, które nadchodziły do tej pory.Rene208RS zajmowała się większością korespondencji, ale zwykle najpierw Jordanprzeglądała pocztę, żeby wybrać to, co załatwi osobiście.- Rozmawiałaś rano z Rickiem Carsonem? - spytała Rene.- Nie, dlaczego pytasz? - Jordan usłyszała troskę w głosie asystentki.- Nie mówił ci, że przeprowadza się do miasta? W domu są detektywiPowella, postanowił więc przenieść się do Priceville Inn.Nie powinno mieć dla niej znaczenia to, gdzie mieszka Rick i gdzie będziespędzał noce.A jednak miało.Dlaczego nagle postanowił wyjechać z PriceManor? I dlaczego jej o tym nie powiedział ani się nie wytłumaczył?- Nie, nie mówił.- Ja wiem o tym tylko dlatego, że wpadłam na niego rano, jak wychodził zwalizką w ręce.- I co powiedział? Wyjaśnił ci coś czy.- Nie.Powiedział tylko, że gdybyś o niego pytała, mam ci przekazać, żeskontaktuje się z tobą.- Rozumiem.- Cholerni faceci! Jeden wart drugiego.Wielka kupa owłosionych mięśni,nic więcej.Jordan roześmiała się.Za to właśnie lubiła przyjaciółkę, Rene zawszeumiała ją rozśmieszyć.- Lubisz go, prawda? - spytała Rene.- Znam go zaledwie tydzień.Pierwszy raz zobaczyłam go na pogrzebieDana.Myśli, że mogłam zabić obu moich mężów i narzeczonego.Nie mam go zaco lubić.209RS - Chodzi mi o inne lubienie.Takie, które nie zależy od tego, jak długo siękogoś zna, ani od tego, czy ktoś jest wart tego, żeby go lubić.Mówię ohormonach.Rick Carson działa na ciebie.- Jeżeli masz na myśli to, że twoim zdaniem Rick mnie pociąga fizycznie,to muszę ci przyznać rację.I wkurza mnie to.Wcale nie chcę się tak czuć.Nigdywięcej.A zwłaszcza teraz, kiedy moje życie pogrążyło się w wielkim chaosie.- No cóż, mogę ci tylko powiedzieć, że moim zdaniem ty działasz na niegopodobnie.Pociągasz go, a on tego nie chce.Nie wiem, czym będzie tłumaczyłwyprowadzkę z Price Manor, ale moim zdaniem wyprowadził się właśnie z tegopowodu.- W takim razie postąpił właściwie.Na pewno wie, że to nieodpowiedniczas, miejsce i wszystko.- Jordan zabębniła palcami w dziesięciocentymetrowystos korespondencji.- Wezmy się do tego.Szybko przejrzała koperty i posegregowała je na trzy pliki: śmieci, Rene iosobiste.Właściwie znalazł się tylko jeden list, który musiała przeczytaćosobiście.Jakieś zaproszenie.Jordan przyjrzała się zwykłej, białej kopercie.Adres wypisany byłodręcznie, ołówkiem.Nadawcy nie było.Stempel z Priceville, Georgia.- Coś ciekawego? - spytała Rene.- Spójrz na to.- Jordan podała kopertę asystentce.- Hm.Pismo wygląda na dziecinne.Mam otworzyć?- Nie, ja to zrobię.- Drżącą ręką wzięła kopertę od Rene i rozcięła jąsrebrnym nożykiem do otwierania korespondencji.Nie wiedziała, dlaczego nagle serce zaczęło jej bić i spociły się jej dłonie.Jakby ostrzegana intuicją, ostrożnie wyjęła zwykłą białą pojedynczą kartkę w210RS linie i rozłożyła ją.Treść wypisana była ołówkiem, tym samym dziecinnymcharakterem pisma. Oni myślą, że jesteś morderczynią.Ale my wiemy, że nie, prawda? Comam zrobić, żeby im udowodnić, że jesteś niewinna? Zabić także ciebie?"Jordan czuła, jak krew dudni jej w skroniach i przeszywa głowę niczymhuk odjeżdżającego pociągu.- Jordan? Co się stało? Co to jest?Głos Rene brzmiał tak, jakby dobiegał z zaświatów.Jordan bez słowapodała jej list.- Co to jest, do licha?- Może ty wiesz.- To robota jakiegoś świra.- Odłożyła list na stół.- Musimy zadzwonić doszeryfa Corbetta.- Nie - ucięła Jordan.- Nie wiadomo, czy masz do czynienia z psychopatą czy z dowcipnisiem.Jordan wstała, zrzucając na podłogę listy, które trzymała na kolanach.Znalazła telefon komórkowy leżący na nocnym stoliku, gdzie położyła go, kładącsię wieczorem spać.Włączyła aparat i wyszukała numer w pamięci telefonu.- Do kogo dzwonisz? - spytała Rene.Gestem dłoni poprosiła, żeby jej nie przeszkadzała, a sama słuchaładzwięku w słuchawce.- Witaj, Jordan - odezwał się Rick Carson.- Musisz natychmiast wrócić do Price Manor.- Rene powiedziała ci, że wyprowadzam się do Priceville Inn?211RS - Tak, ale nie dlatego dzwonię.Jeżeli chodzi o mnie, możesz mieszkać,gdzie ci się żywnie podoba.To twój wybór.Ale musisz tu natychmiastprzyjechać.Ktoś grozi mi śmiercią.212RS 17Czy to jedyny list z pogróżkami, jaki dostałaś? - spytał Rick.- Tak.- W takim razie, moim zdaniem, należy przypisać go wariatowi, który pomorderstwie poczytał sobie doniesienia prasowe.Jordan odetchnęła z ulgą.- To samo powiedziała Rene.Ale muszę przyznać, że kiedy to prze-czytałam, przeraziłam się.- O ile tego listu nie napisała osoba, która mieszka razem z tobą, nie maszsię czego obawiać.A może właśnie to cię tak zdenerwowało? Myślisz, że ten listnapisał ktoś, kogo znasz, i uważasz za godnego zaufania?- Nie, wcale tak nie pomyślałam.- Wiem, że nie chcesz przyjąć do wiadomości całkiem realnej możliwości,że Dana zabił ktoś bliski tobie i jemu.Ale fakty mówią same za siebie.Corazbardziej prawdopodobna staje się hipoteza, że Dan został zamordowany.A jeślito nie ty pomogłaś mu pociągnąć za spust, to kto? Do twojego domu wstęp maograniczona liczba ludzi.- Chcesz, żebym uwierzyła, że Dana zabił któryś z członków naszejrodziny, ale ja nie mogę.Nikt, nawet J.C, chociaż jest, jaki jest, nie zrobiłbykrzywdy Danowi.- Wierz, w co chcesz - powiedział Rick.- W tej chwili to ty jesteś głównąpodejrzaną, chociaż wydział szeryfa określa cię jako osobę  powiązaną zesprawą" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire