[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Thonolan? Nie, przy umiejętnościach Shamuda i gorliwej opieceJetamio jego brat wracał do zdrowia.Nie, to nie Thonolan go niepokoił.- Hola - powiedział do Jetamio, gdy ta spojrzała na niego i uśmiechnęła się.Nie wydawał się jej ju\ taki zabawny.Ich wspólna troska o Thonolana zaczęła przeradzać się w przyjazń,choć ich mo\liwość porozumiewania się ograniczała się jedynie do kilku słów, których się nauczył.Kobieta podała mu miseczkę gorącego płynu.Podziękował jej słowami, które wedle jego rozeznaniaoznaczały dla nich podziękowanie.Cały czas pragnął znalezć sposób na odwdzięczenie się im za ich pomoc.Pociągnął łyk, zmarszczył brwi, pociągnął następny.To był ziołowy napój, nie był zły, ale jego smak gozaskoczył.Zwykle rano pili smakujący mięsem wywar.Nos mówił mu, \e w drewnianym naczyniugotowały się na wolnym ogniu korzonki i ziarno, ale nie mięso.Wystarczyło tylko spojrzeć, aby zrozumiećzmianę w porannym posiłku.Nie było mięsa; nikt nie był na polowaniu.Wypił swój napój, odstawił kościaną miseczkę i pospieszył do swego namiotu.W czasie tegoprzymusowego postoju wykończył drzewce dzidy z olchowego drzewa i nawet przymocował do nichkrzemienne ostrza.Podniósł dwa z cię\kich drzewcy opartych o tył namiotu, potem sięgnął w głąb swegopodró\nego kosza, wyciągnął kilka lekkich oszczepów i wrócił do ogniska.Nie znał zbyt wielu słów, ale niepotrzeba było wielu, aby zakomunikować, \e idzie na polowanie.Nim słońce wzeszło nieco wy\ej, zebrałasię wokół niego podniecona grupa.Jetamio czuła się rozdarta.Chciała zostać z rannym nieznajomym, którego śmiejące się oczy sprawiały, \ei ona miała ochotę się śmiać, ale chciała równie\ iść na polowanie.Nigdy, odkąd była zdolna polować ije\eli tylko mogła pomóc, nie opuściła polowania.Roshario namawiała ją, aby poszła.- Nic mu nie będzie.Shamud mo\e się nim trochę bez ciebie opiekować, a i ja tu będę.Grupa łowców właśnie wyruszyła, gdy Jetamio zawołała za nimi i pognała co tchu w piersiach.Jondalarsię zastanawiał, czy ona będzie polować.Młode kobiety Zelandonii często to robiły.Dla kobiet była tosprawa wyboru i zwyczajów jaskini.Zwykle po urodzeniu dzieci kobiety pozostawały w pobli\u domu,chyba \e wyruszano w podró\.Podczas nagonki przydawali się wszyscy sprawni na tyle, aby zapędzić stadodo pułapki lub w przepaść.Jondalar lubił kobiety, które polowały - większość mę\czyzn z jego jaskini je lubiła, choć z czasemdowiedział się, \e nie było to powszechne uczucie.Mówiono, \e kobieta, która sama poluje, potrafi docenićzwiązane z tym trudności i dzięki temu zostaje bardziej wyrozumiałą partnerką.Jego matka cieszyła sięszczególnym uznaniem ze względu na swe umiejętności tropienia i często towarzyszyła myśliwym nawet pourodzeniu dzieci.Myśliwi zaczekali, a\ Jetamio ich dogoni, a potem ruszyli dalej raznym krokiem.Jondalar uwa\ał, \ewyraznie się ochłodziło, ale szli tak szybko, \e nie był pewny, dopóki nie zatrzymali się nad strumykiem,który wijąc się poprzez płaskie stepy wyszukiwał sobie drogę do Matki.Gdy Jondalar napełniał swój worekna wodę, zauwa\ył, \e brzegi skuwa lód.Odrzucił do tyłu kaptur, futro dookoła twarzy ograniczało mu polewidzenia, ale po chwili naciągnął go z powrotem.Powietrze było zdecydowanie zimne.Ktoś zauwa\ył w górze strumienia ślady i wszyscy zebrali się dookoła Jondalara, który im się bacznieprzyglądał.Na krótko przed nimi zatrzymała się tu u wodopoju rodzina nosoro\ców.Jondalar narysował namokrym piasku plan ataku.Dolando za pomocą swego patyka zadawał pytania i Jondalar dalej pracowicierysował.W końcu osiągnęli porozumienie i wszyscy niecierpliwie oczekiwali momentu wymarszu.Ruszyli truchtem po śladach.Szybki krok ponownie ich rozgrzał i znów zdjęli kaptury.Długie jasne włosyJondalara naelektryzowały się i przyczepiły do futra kaptura.Dogonienie nosoro\ców zajęło im więcejczasu, ni\ się spodziewał.Zrozumiał dlaczego, gdy dostrzegł przed sobą rudawe włochate nosoro\ce.Zwierzęta poruszały się szybciej ni\ zwykle - i to prosto na północ.Jondalar spojrzał niespokojnie w niebo; nad nimi rozpościerał się głęboki błękit wywróconej do górydnem misy niebios.Nie wyglądało na to, aby miała nadciągnąć burza, ale on był gotów zawrócić, zabraćThonolana i uciekać.Nikt inny nie przejawiał ochoty do zawrócenia, szczególnie \e nosoro\ce były ju\ wpolu widzenia.Miał wątpliwości, czy jego nowi towarzysze potrafili przewidzieć zbli\ającą się śnie\ycę zucieczki kudłaczy na północ.Polowanie było jego pomysłem.To, o co jednak teraz mu chodziło, byłoby trudniej wytłumaczyć.Chciałwracać i zabrać Thonolana w bezpieczne miejsce.Jak jednak miał im wyjaśnić, \e zbli\a się śnie\na burza,skoro na niebie nie było nawet najmniejszej chmurki, a do tego on nie mówił ich językiem? Pokręcił głową;najpierw muszą zabić nosoro\ca.Gdy się zbli\yli, Jondalar wysunął się do przodu, próbując wyprzedzić ostatnie ze zwierząt - młodegonosoro\ca, niewyrośniętego jeszcze całkiem i z trudem nadą\ającego za resztą.Zaszedł go od przodu i zacząłkrzyczeć oraz wymachiwać rękoma, starając się zwrócić uwagę zwierzęcia i nakłonić go, aby zmieniłkierunek lub zwolnił.Ale młodzik pchał się na północ z tą samą zawziętą stanowczością, jak inne,całkowicie lekcewa\ąc człowieka.Wyglądało na to, \e będą mieli problem z oddzieleniem któregokolwiek znich, i to go niepokoiło.Burza nadciągała szybciej, ni\ myślał.Ku swojemu zdumieniu kątem oka dostrzegł, \e Jetamio go dogoniła.Jej utykanie było bardziej widoczne,ale poruszała się prędko.Jondalar skinął głową z bezwiedną aprobatą.Pozostali członkowie łowieckiej grupyposuwali się do przodu, starając się otoczyć jedno ze zwierząt i spłoszyć pozostałe.Ale nosoro\ce nie byłyzwierzętami stadnymi, o rozwiniętych społecznych więzach, którymi łatwo byłoby pokierować czy spłoszyć.Nie szukały bezpieczeństwa w większej grupie.Włochate nosoro\ce były niezale\nymi, przewrotnymistworami, które rzadko łączyły się w grupy większe od rodziny, były niebezpieczne i nieobliczalne.Aowcymądrze zrobili, zachodząc je ostro\nie z obu stron.Zgodnie z ustaloną taktyką łowcy skoncentrowali swe działania na zostającym z tyłu młodym.Okrzykiszybko zbli\ającej się grupy ani nie zwolniły, ani nie przyspieszyły jego tempa.W końcu Jetamio udało sięzwrócić na siebie jego uwagę, gdy zdjęła kaptur i zaczęła nim wymachiwać.Nosoro\ec zwolnił, odwróciłłeb w kierunku trzepotania i zdawał się wahać.To dało szansę łowcom, aby go dopadli.Otoczyli bestię kołem, ci z cię\kimi dzidami podeszli bli\ej, a ciz lekkimi oszczepami uformowali zewnętrzny okrąg, gotowi w razie potrzeby pospieszyć z pomocą cię\ejuzbrojonym towarzyszom.Nosoro\ec się zatrzymał; zdawał się nie zwa\ać na to, \e reszta jego grupyszybko się oddalała.Wtem ruszył wolno w kierunku trzepoczącego na wietrze kaptura.Jondalar zbli\ył siędo Jetamio i spostrzegł, \e Dolando robił to samo.Nagle młody człowiek, którego Jondalar rozpoznał jako jednego z tych, którzy pozostawali na łodzi,zamachał swym kapturem i rzucił się przed nich w stronę zwierzęcia.Zmieszany nosoro\ec zaprzestał swegotruchtu w kierunku dziewczyny i ruszył za mę\czyzną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]