[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Musisz tego chcieć!***- Musisz tego chcieć! - powtórzył zdesperowany Darran Vau-ghan.Leżał u stóp Corona Argentea, nie będąc w stanie się ruszyć.Mocsmagała go z potworną siłą, ale on nie miał zamiaru się odsunąć za nic wświecie.Nigdy dotąd nie doświadczył takiego bólu jak ten, któryunieruchomił go; w tej chwili jednak wiedział, że było to niczym wporównaniu z tym, co czuła Winter.- De Corona libertas - wyrecytował.- Libertas! Pamiętaj o tym, czegonaprawdę pragniesz, Winter!Potężna fala energii wyrwała mu powietrze z piersi.- Zerwij więz - jęknął.Musiał do niej dotrzeć.Musiał sprawić, żeby usłyszała jego głos.Zaparł dłonie o ziemię.Mięśnie ramion napięły się, kiedy próbowałsię podnieść.- Dalej, nie poddawaj się! - prosił, brnąc pod prąd żaru, który palił jegotwarz.- Przerwij ten przeklęty krąg!De Corona libertas.Winter wiedziała, że to powinno mieć jakiś sens, że było ważne.Temu,kto wypowiadał te słowa, głos drżał z emocji.Próbowała zignorować tęmyśl i pławić się w doskonałości chwili dzielonej z Rhysem, ale naglepoczuła na skórze lodowaty, okrutny dotyk.Moc - zdała sobie sprawę.- Odejdz! - powiedziała.Dziecinny ton wydał jej się nie na miejscu.Co robił w jej pięknym śnieten czarny cień? Pochłonął już Rhysa i teraz sunął w jej stronę.- Jesteśmy częścią jednej całości -powiedział cień głosem chłopaka.Był tuż tuż, prawie dotykał jej stóp, instynktownie rzuciła się do tyłu.Porwał ją wir pomieszanych wspomnień.* * *- Odsuń się, przeklęty sukinsynu!Morgan Blackwood kopnął go w żebra, odrywając od ołtarza.Vaughan zatoczył się na ziemię, ale natychmiast zerwał się na nogi, żebywrócić do kamiennego kręgu.Dougall zastąpił mu drogę.- Dość już narobiłeś.Winter, otoczona tumultem Mocy, jęczała rozdzierająco.Blackwood próbował zbliżyć się do ołtarza, ale nadprzyrodzony wiatrodepchnął go, zanim zdołał go dotknąć.Zobaczył wyżłobienia pełne krwi i zaczął już pełznąć w tamtymkierunku.Gdyby udało mu się osuszyć dekor, przerwać krąg, który zasilałrytuał.- Nie rób tego, Blackey.Nie rób tego, jeśli naprawdę zależy ci nacórce!Morgan się zawahał.Nie wierzył, że Vaughan był zdolny do błagania.- Muszę ją zabrać, nie pozwolę jej umrzeć.Winter poczuła jakąś nową energię, która wyrywała jej duszę z ciała.Wytrzymała.Fizyczny ból był niczym w porównaniu z tym nowymcierpieniem.Ale nie mogła się zatrzymać, nie teraz.Wir Mocy zmienił kierunek, wyczuwając jej oświadczenie woli.Nieoczekiwanie trzezwe i druzgocące.Ołtarz zaczął zasysać jej wnętrze,wyrywać je z niej z brutalną siłą.To było potworne.Odbierało jej oddech, pozbawiało sił, kruszyło jejesencję, ale w tym samym czasie pochłaniało też energię więzi.Winter poczuła się pusta, wydrenowana.Mogła to wytrzymać.W gruncie rzeczy nie była to wysoka cena.***- Muszę ją zabrać.***Głos ojca dotarł do Winter jak przyjemny, uspokajający dzwięk, któryjednak nie miał prawa rozbrzmieć w tamtym miejscu.Przykro mi, tato -pomyślała, poddając się płomieniom, które jąspalały.- Nie mogę niczego obiecać.Moc dwóch Ras zareagowała na jej sygnał.Krypta Założycieli zaczęładrżeć, aż osunęła się, grzebiąc swe własne szczątki.Jak tylko Gareth rozwiązał mu ręce, Cameron pobiegł w stronęołtarza, nie przejmując się kawałkami sufitu lecącymi mu na głowę.Moc osiągnęła swój szczyt, po czym znikła, pogrążając kryptę wnienaturalnej ciszy i bezruchu.Potem ziemia znowu się zatrzęsła, Farland musiał odskoczyć podprzeciwległą ścianę.Gęsta chmura pyłu i gruzu oddzieliła go od reszty.***Morgan i Vaughan, przepełnieni zgrozą, obserwowali srebrny krąg.Winter przestała krzyczeć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]