[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fargo runął do wnętrza ścigacza, naoślep szukając dzwigni akceleratora.Szarpnął ją, gdy tylko dr\ące palcenatrafiły na chłodny metal.Gwałtowne przyspieszenie rzuciło go na fotel.Ryksilnika zagłuszył wszystko.�ódz wystartowała z maksymalną prędkością.Sto, stodwadzieścia kilometrów na godzinę.Mało! Sprę\yna pod niklowaną dzwigniąmusiała być bardzo mocna.Sto osiemdziesiąt, dwieście.Wiatr przenikającyprzez rozbitą szybę oślepiał, wyciskając łzy.Dwieście pięćdziesiąt.Potwornyłoskot silnika zdawał się parali\ować wszystko wokół, jedynie łódz szalała,podskakując na małych falach, rwąc się to w prawo, to w lewo.Dwieściedziewięćdziesiąt.To była walka.Walka z usiłującą wyrwać się spod kontrolimaszyną.Fargo nie zauwa\ył nawet, \e zniknął ból pod czaszką.Dr\ąc ze strachu,z całych sił dociskał dzwignię do plastikowej osłony, usiłując jednocześnieutrzymać połączoną ze sterem kierownicę.Nie zwracał uwagi na mijany w szalonychskokach krajobraz.Nie widział, kiedy skończyło się miasto, nie widział niczegopoza ciemnością psychicznego wiezienia.Kiedy rzeka, ginąc w szerokich rozlewiskach, stawała się coraz płytsza, ciągle włączone odruchy komandosa kierowały rękami.Jednym ruchem manetka gazudotarła do początku skali, szarpnięcie kluczyka zgasiło silnik.Pomalowanyjaskrawo ścigacz zaczął zwalniać.Potem, ciągle ze sporą szybkością zarył wsplątaną, wodną roślinność i uderzył o brzeg.Rzucony na szeroką maskę Fargo niemiał ochoty się podnieść.Nie mogąc dać sobie rady z paniką, zwinięty w kłębekdr\ał cały, bojąc się nawet otworzyć oczy.Znowu wyrwał się z zasięgu telepatów?No to co? Ile miał czasu tym razem? Godzinę? Dwie? Niechby nawet dzień.Nic ztego nie wynikało.Czuł, \e wytropią go znowu, \e znajdą go gdziekolwiek by sięukrył, a wtedy.Niech szlag trafi wszystkie jego zdolności! Niech piekłopochłonie wszystko, czego się nauczył! Jego specyficzne umiejętności sprawiały,\e telepaci potrafili go odnalezć.Wiedział, \e znajdą ka\dego człowieka, któryumie wykorzystać takie zdolności.Kto wie.? Naprawdę pomyślałem:  kto wie? -podniósł głowę.Nagła myśl przemknęła mu przez głowę.Jasne! Przecie\ mo\eodrzucić ten balast.Mo\e zapomnieć o wszystkim, a wtedy znowu stanie się dlatelepatów taki sam jak inni.Niewidzialny! Co z tego, \e nie będzie pamiętałnawet swojego imienia? Będzie czysty! Będzie mógł zacząć \ycie od nowa.Jakmówił ten facet u fryzjera? Fred Jastrow - specjalista od pamięci? Tak! Zmusigo.Posługując się swoją kartą kredytową lub w ostateczności pistoletem, zmusigo do wymazania pamięci.Zerwał się i nie zwa\ając na chłoszczące twarz mokre gałęzie, pobiegł przedsiebie.* * * Szerokie, hotelowe łó\ko wezgłowiem nieomal dotykało olbrzymiej, zajmującej całąścianę szyby dzwiękoszczelnego okna.Le\ący w bezruchu Fargo oparł głowę nazaciśniętych pięściach, by móc obserwować jarzące się w mroku światła wielkiegomiasta.Rzędy ulicznych latarni, jakby nanizane na sznurek paciorkisamochodowych reflektorów, tworzące ciągle zmienną mozaikę jasne prostokątyokien i drgające, ró\nokolorowe neony zdawały się drwić z jego samotności.Przypomniał sobie wszystko.Dzieciństwo, młodość, studia, historię wplątania sięw aferę kontrwywiadu, lot do Afryki, potworne wiezienie w ciele sparali\owanegoczłowieka, paniczną ucieczkę.Przypomniał sobie, jak błagał Jastrowa owymazanie pamięci, bo tylko całkowita amnezja chroniła go przed pościgiemtelepatów i następujące potem lata tułaczki wśród włóczęgów tego miasta.Czuł,\e mimo włączonej na maksimum wentylacji, raz po raz oblewa go pot nawspomnienie swoich przejść.Strach? Tak, bał się, strach nie opuszczał go ani nachwilę, ale nie było to ju\ owo parali\ujące przera\enie, którego przypływy czułpodczas ucieczki wiele lat temu.Kiedy w szpitalu, na sali reanimacyjnejnieświadomie wykorzystał swoje właściwości, znowu stał się  widzialny dlatelepatów.A potem, kiedy zdobywał pieniądze w banku.Podczas wizyty uJastrowa i jeszcze pózniej, kiedy przypominał sobie wszystko.Tak, jeśliwysłannicy Organizacji byli w mieście, od dawna musieliby go wykryć.Ale ichzasięg nie był du\y - skoro nic się nie stało, musieli ju\ dawno powrócić doswoich placówek, dalej prowadząc swą straszną działalność.Nie groziło mu ju\ bezpośrednie niebezpieczeństwo - prawdopodobnie, gdyby zostałna miejscu, nikt nie ruszyłby go do końca zapowiadającego się na bardzo krótkie\ycia.Nie wiedział, co zrobić z pozostawionym mu czasem.W nielicznychchwilach, kiedy trawiony chorobą organizm nie odzywał się przenikliwym bólembrzucha, zastanawiał się nad wszystkimi aspektami sytuacji, w jakiej sięznalazł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright � 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire