[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na pewno będzie wielką niespodzianką dla honorowego gościa.- Co do tego ma pan rację, panie Levy.Happy naprawdę wyglądał na szczęśliwego, kiedy patrzył, jak ochroniarzeniosą jego majstersztyk przez zatłoczony dom nad głowami ludzi i kierują się wstronę estrady nad głębokim końcem basenu.Gdy tort dotarł na miejsce, Fancha właśnie kończyła jeden z przebojów zalbumu Dziewczyna z Zielonej Wyspy zatytułowany A Minha Vida, który mógłjej zapewnić Złotą Płytę.Spojrzała na lukrowane monstrum dwumetrowej wysokości i powiedziałacicho do mikrofonu:- Czy to nie piękne? Symbol czyichś przeżytych lat.Wiecie, że słowofado oznacza los, przeznaczenie i.o, jest jubilat! Powitajmy go głośnymibrawami!Chudy, gładko ogolony mężczyzna z ciemnymi, głęboko osadzonymi ocza-mi i czarnymi krzaczastymi brwiami wspiął się na estradę i podszedł do mikro-fonu.Bez wątpienia Ramzan, choć na zdjęciach w dossier miał bujną brodę.Kołysał się lekko i uśmiechał głupkowato, wcale nie jak grozny czeczeński wa-tażka.Miami działa na ludzi, pomyślał Stoke, zmienia ich.Ramzan popatrzył natłum i przemówił jak Ali G w tym starym filmie o Boracie, ale może to byłatylko opinia Stoke'a.- Chcę podziękować mojemu drogiemu przyjacielowi Władowi za wspaniałe przyjęcie.I wam wszystkim za to, że przyszliście.Jestem bardzo szczęśliwy, że mogliśmy przerwać naszą walkę i spotkać się tutaj, żeby się zabawić.Po tej przemowie Fancha wzięła mikrofon.Tłum szybko się uciszył, gdyzaczęła śpiewać swoim anielskim głosem.Za jej plecami kelnerzy stojący nadrabinkach zapalali świeczki na torcie.Zapłonęły jak zimne ognie i tłum zacząłwiwatować, kiedy zaintonowała: - Happy birthday to you.happy hirthday.Stoke uśmiechnął się do niej i obejrzał na Happy'ego, który stał niedalekoza nim.Facet miał dziwną minę, jakby się trochę denerwował.Ciekawe dlacze-go? Z powodu tortu? Przecież się spodobał.Wielka niespodzianka.Stoke uniósł rękaw do ust i szepnął:- Harry?- Tak?- Zrób zbliżenie cukiernika w białym stroju.Potężny chłop.Kawałek zamną.Zaczekaj, odchodzi.Masz go?- Mam.Robię zbliżenie.- Nie wydaje ci się znajomy?- Jasny gwint.107- Co?- Stoke, zjeżdżaj stamtąd! Ale już! Aap Fanchę i uciekaj.- Co jest grane? Wielkaniespodzianka.- To Bombiarz! Facet, który według FBI wysadził w powietrze więzienieLittle Miss kilka tygodni temu.Blok z celami śmierci.Widziałem wczoraj zdję-cia z kamery nadzoru w więzieniu.To na pewno on.- Niech to szlag.Tort.- Otóż to.Tort jak nic.Ruszaj się! Mówię poważnie.Spadaj Stamtąd.Teświeczki to prawdopodobnie lonty.Zmywaj się!Fancha śpiewała piosenkę urodzinową, patrzyła na Ramzana, istniała tylkodla niego.Cukiernik zniknął, zapewne wmieszał się w tłum i wracał do swojejfurgonetki.Stoke spojrzał na świeczki, z których strzelały iskry.Wypaliły sięjuż prawie do końca, do lukru na torcie.Czas się wynosić.Wspiął się na estradę tuż za plecami Fanchy, wziął ją na ręce i nachylił siędo mikrofonu.Wiła się, próbowała dokończyć piosenkę i patrzyła na niego jakna wariata.- Czy ona nie jest bajeczna, panie i panowie? Boska Fancha! Zrobimykrótką przerwę, podczas której honorowy gość zdmuchnie wszystkie świeczki,ale nie martwcie się, kochani, Fancha zaśpiewa na bis!Po tych słowach zszedł z estrady z miotającą się w jego ramionach dziew-czyną i zaczął się przepychać przez tłum w kierunku przystani.Dostrzegł, żeRekin już odcumowuje Fado", i usłyszał przytłumiony ryk wielkich diesli.Zobaczył, że Harry stoi na szczycie wieżyczki i wrzeszczy, żeby się pospie-szył.W końcu tłum przerzedził się na tyle, że mógł puścić się biegiem przeztrawnik opadający ku wodzie.Rekin odcumowywał teraz rufę, wielkie śruby vikinga wirowały.Aódz po-woli odbijała od pomostu.Dwaj z czarnych koszul na widok nadbiegającego Stoke'a zastąpili mu dro-gę.Wpadł między nich, roztrącił ich na boki i rozciągnęli się na ziemi.Od przy-stani dzieliło go jakieś dwadzieścia metrów.Odległość między łodzią a pomo-stem szybko rosła.Metr, półtora.Przyspieszył, odbił się z rozbiegu od desek iprzeskoczył nad coraz szerszym przesmykiem.Wylądował twardo na pokładziew kokpicie rufowym, ale zdołał utrzymać równowagę i nie upuścić Fanchy.- Oszalałeś? Postaw mnie! - krzyknęła, waląc go pięściami w ramiona.Na trawniku powstało hałaśliwe zamieszanie.Harry pchnął przepustnice,duży jacht wystartował ostro i oddalił się od przystani.- Gazu! - zawołał Stoke do Brocka.- Wiejmy stąd!Posuwał się w półprzysiadzie z Fancha w kierunku drzwi do głównego sa-lonu, gdy nagle cały świat przechylił się na bok.Nocne niebo rozświetlił białybłysk, a potem oślepiający pomarańczowy blask.Stoke, wciąż z Fancha na rę-kach, upadł na pokład.Fala uderzeniowa potężnej eksplozji dotarła do jachtu,108przechyliła go na burtę i omal nie przewróciła.Stoke i Fancha zsunęli się popokładzie i wpadli na nadburcie.Stoke osłonił Fanchę najlepiej jak mógł, aleoboje byli oszołomieni. Fado" wyprostował się i zakołysał gwałtownie.Harry zdołał się jakośutrzymać na stanowisku sternika na szczycie wieżyczki i oddalić od miejscastraszliwej masakry i spustoszenia.Jacht wydawał się nietknięty i pruł przezpustą zatokę w ciemność.Stoke podniósł się i spojrzał na spieniony biały kilwa-ter.W oddali zobaczył cypel pogrążony teraz w gęstym mroku.%7ładnych świa-teł, ani wokół basenu, ani w ruinach domu.Nikt się nie poruszał.Po basenie została tylko wielka czarna dziura.Cała tylna ściana płonącejrezydencji runęła i widać było wnętrze pokoi niczym w ogromnym spalonymdomku dla lalek.Stoke spojrzał w dół na Fanchę.Leżała z głową na jego podołku i patrzyłana niego pięknymi, dużymi, szeroko otwartymi oczami.- Nic ci się nie stało, skarbie? Jesteś cała?- Myślałam, że ci odebrało rozum, Stoke, kiedy mnie tak złapałeś i znio-słeś z estrady.- Nie chciałem cię stracić.To wszystko.- Jeszcze nie widziałam, żeby ktoś poruszał się tak szybko.Nie wiedzia-łam, że ktoś może tak szybko biec.- Zobaczysz, jak będę pędził do ciebie następnym razem, kiedy mnie za-wołasz.Pogładziła go po policzku wierzchem dłoni.- Stokely Jonesie juniorze, nie wiem, jak.- Ciii.Potem mi podziękujesz.Muszę sprawdzić, czy Harry i Rekin są cali,i zawiadomić moich klientów w Waszyngtonie, co się przytrafiło towarzyszowiRamzanowi.- Kocham cię, skarbie.- Ja ciebie bardziej.Zrzucił marynarkę, zwinął ją i podłożył Fanchy pod głowę.Potem zaczął sięszybko wspinać po drabince z nierdzewnej stali na szczyt wieżyczki.HarryBrock był na górze i wpatrywał się w coś na niebie.- Jasny gwint.Zobacz.- Co?- Tam.Na zachodzie.Nad budynkiem Miami Herald".To jakieś pieprzo-ne UFO.Stoke spojrzał w tamtym kierunku.- O cholera.- Co to, do diabła, jest?- Chyba jakiś nowy rodzaj statku powietrznego.Jeszcze nie widziałem ta-kiego sterowca.Może jest wojskowy i wypatruje szybkich łodzi handlarzy pro-chów odpływających z Keys.109Obiekt był ogromny.Stoke przyglądał się srebrzystemu statkowi, który szy-bował nad Miami w jego stronę.Tam, gdzie powinien być dziób, widniał wielkiotwór.Dziwny wygląd, niemal przerażający.Zdecydowanie przerażający.18BermudyKiedy Hawke przyjechał do Shadowsland, Ambrose Congreve stał wdrzwiach frontowych, ubrany jak spod igły, ale kategorycznie odmówił zajęciamiejsca w jego samochodzie.- Fajna bryka, co? Super - roześmiał się Hawke.- Nie pojadę do miasta czymś takim, Alex - odparł Congreve.- Nie mamowy.- Dlaczego?- Jeszcze pytasz? To trumna na kołach.Bez drzwi, bez dachu.Do niczego.- Zapewniam cię, że ma dach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]