[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To ją napraw - mówi Marek.- Sam sobie napraw!- Dość tych bzdur! - krzyczy Lydia.- I tak w telewizji są same głupoty - mruczy Jussi.- Lubię Let s Dance - mówi Marek. - Czy mogę do ubikacji? - pyta cicho Benjamin.- Sikać możesz na zewnątrz - oznajmia Lydia.- W porządku - zgadza się chłopiec.- Wyprowadz go, Marku - poleca Lydia.- Niech Jussi to zrobi.- Sam chyba może wyjść - wtrąca Jussi.- Nie ma jak uciec, jest minus pięć i dalekodo.- Idz z nim - przerywa Lydia.- Popilnuję w tym czasie Annbritt.Benjamin siada, czując zawroty głowy.Widzi, że Jussi przejął smycz od Lydii.Kolana mu zesztywniały i do ud promieniuje rozsadzający ból, kiedy zaczyna iść.Każdy krokjest nie do zniesienia, ale chłopiec zaciska zęby, żeby nie wydać z siebie dzwięku.Nie chceprzeszkadzać Lydii, nie chce jej drażnić.W korytarzu na ścianach wiszą dyplomy.Zwiatło pochodzi od mosiężnego kinkietu zczterema kloszami z matowego szkła.Plastikowa torba z supermarketu Ica z napisem  jakość,dbałość, serwis stoi na linoleum w kolorze korka.- Muszę się wysrać - mówi Jussi, puszczając smycz.- Poczekaj w sieni, jak wrócisz.Jussi trzyma się za brzuch, sapiąc, znika w toalecie i zamyka za sobą na klucz.Benjamin spogląda za siebie, przez szparę w drzwiach widzi szerokie, pulchne plecy Annbritti słyszy, jak Marek opowiada o greckiej pizzy.W korytarzu, na haku wisi ciemnozielona puchówka Lydii.Benjamin przeszukuje jejkieszenie, znajduje klucze do domu, złotą portmonetkę i swoją komórkę.Serce zaczyna mumocniej bić, kiedy zdaje sobie sprawę, że bateria telefonu wystarczy na przynajmniej jednąrozmowę.Wymyka się przez samozamykające się drzwi do sieni, mija wejście do spiżarni iwychodzi na obezwładniający ziąb.Ma słaby zasięg.Idzie kawałek na boso odśnieżoną ścieżką prowadzącą do drewutni.W ciemności domyśla się krągłych formacji śnieżnych na starych autobusach i samochodachna podwórzu.Ręce ma zesztywniałe, trzęsą mu się z zimna.Pierwszy numer, jaki znajduje, tokomórka Simone.Wybiera go i drżąc, przykłada telefon do ucha.Słyszy pierwsze przerywanesygnały, kiedy otwierają się drzwi domu.To Jussi.Patrzą na siebie.Benjaminowi nieprzychodzi do głowy, by schować komórkę.Powinien może biec, ale nie wie, gdzie miałbysię podziać.Jussi podchodzi do niego długimi krokami, twarz ma bladą i zdenerwowaną.- Skończyłeś? - pyta głośno.Podchodzi do Benjamina, ich oczy spotykają się, widać w nich porozumienie, odbiera mu telefon i rusza do drewutni, w tej samej chwili, w której Lydia otwiera i wychodzi zdomu.- Co wy tam robicie? - pyta.- Przyniosę parę kawałków drewna - woła Jussi, chowając telefon pod kurtką.- Skończyłem - mówi Benjamin.Lydia czeka w drzwiach i wpuszcza Benjamina do domu.Jak tylko Jussi wchodzi do drewutni, patrzy na telefon i widzi, że na jasnoniebieskimwyświetlaczu pojawiło się mama.Mimo mrozu czuje zapach drewna i żywicy.W szopie jest prawie czarno.Jedyne światło pochodzi z telefonu.Jussi przykłada godo ucha i słyszy, że w tej samej chwili ktoś odbiera.- Halo - odzywa się męski głos.- Halo?- Czy to Erik? - pyta Jussi.- Nie tu.- Nazywam się Jussi, może pan przekazać wiadomość dla Erika, to ważne, jesteśmytu, na północy, u mnie w domu, ja, Lydia, Marek i.Jussi przerywa, kiedy mężczyzna, który odebrał, wrzeszczy gardłowo.Słychać huk itrzaski.Ktoś kaszle, jakaś kobieta płacze żałośnie, potem zapada cisza.Rozmowa przerwana.Jussi spogląda na telefon, myśli, że powinien spróbować zadzwonić do kogoś innego, zaczynaprzeglądać numery, kiedy nagle wysiada bateria.Telefon gaśnie w tej samej chwili, w którejotwierają się drzwi drewutni i do środka zagląda Lydia.- Widziałam twoją aurę przez szczeliny w drzwiach, była zupełnie niebieska - mówi.Jussi chowa telefon za plecami i wsadza do kieszeni, jednocześnie wrzucając polanado kosza.- Idz do środka - mówi Lydia.- Ja się tym zajmę.- Dzięki - odpowiada Jussi i wychodzi z szopy.Wracając ścieżką do domu, widzi, jak pokrywające śnieg kryształki lodu błyszczą wświetle dochodzącym z okien.Pod stopami skrzypi suchy śnieg.Z tyłu słyszy nierówne człapanie, sapiące odgłosy.Przychodzi mu na myśl jego pies Castro.Pamięta, jak Castro był szczeniakiem i polował namyszy pod lekkim, świeżym śniegiem.Uśmiecha się do siebie, kiedy uderzenie w tył głowypozbawia go równowagi.Upadłby na brzuch, gdyby nie to, że siekiera utkwiła mu w czaszce iciągnie go w tył.Stoi bez ruchu ze zwieszonymi ramionami.Lydia porusza siekierą, żeby jąwydobyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire