[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Frank? - zaczęła.- Tak? - zapytał drętwym głosem.- Ja.- Nie wiedziała, jak mu powiedzieć, że znalazła pieniądze.Nie wiedziała, jakmu powiedzieć, że już nie wierzy w jego niewinność, że złamał jej serce, zniszczyłswoją rodzinę, zniweczył jej zaufanie.Popatrzyła na niego, na swojego pięknego,ciemnego, silnego Franka i zrozumiała, że w rzeczywistości jest słaby.Podjąłstraszne ryzyko i przegrał.Podjął ryzyko, nie pytając jej o zdanie.Nie dając jej wyboru, chociaż w gręwchodziło również jej życie.Zdecydował się na coś, na co ona nigdy nie wyraziłabyzgody.- Zwyciężymy, Vivian - powiedział.Mówił to już przedtem.Nie zawsze muwierzyła, ale koniec końców dawała się przekonać.Dziś, po raz pierwszy nie byłapewna, czy chce mu wierzyć.Dowód jego winy spoczywał teraz pod zapasowymkołem w bagażniku leksusa.Zdawała sobie sprawę, że w domu może być więcejtakich paczek, toteż przeszukała go centymetr po centymetrze.Słowa Kam onakazach rewizji tkwiły jej żywo w pamięci.Frank od początku wiedział, żeprokuratura ma dowody przeciwko niemu, wiedział, że naraził swoją rodzinę, żepodłożył pod deski podłogi coś równie groznego jak bomba zegarowa.Ale mimo to,patrząc na niego, nie mogła go oskarżyć.Słowa: Frank, znalazłam pieniądze,wiem, że jesteś winny, jak mogłeś nam to zrobić?" po prostu nie chciały przejść jejprzez usta.- Spędziłem cały cholerny dzień u Bruzemana i nawet go nie widziałem.Jacyś dwajasystenci kazali mi oglądać pieprzony film wideo o zeznawaniu.A potem zadali miwszystkie te pytania, które zadali już przedtem i kazali obejrzeć ten sam film jeszczeraz.Twierdzili, że Bruzeman jest w jakimś zakichanym sądzie.Jak znam drania,grał w golfa.Grywaliśmy razem we środy.- Frank wzruszył ramionami.- Chcą,żebyś tam przyszła jutro po południu.- Pociągnął tęgi łyk whisky, przełknął iotrząsnął się ze wstrętem.Frank też nie przepadał za alkoholem.- Nie będę zeznawać - odezwała się Vivian.- Co? - Popatrzył na nią, jakby dopiero teraz ją zauważył.- Nie będę zeznawać.Nie mogę.- O czym ty, kurwa, mówisz? - zapytał Frank cichym głosem.- Vivian, proszę.Miałem kurewski dzień.Kurewski tydzień na zakończenie kurew-skiego miesiąca.Nie zaczynaj ze mną.Wiesz, co przeszedłem.Vivian pomyślała o tym, co sama przeszła, o znerwicowanych dzieciach, o swoichuczuciach, panicznym lęku, o rozpaczy.Ale nie mogła rozmawiać o tym zFrankiem.I nie mogła zeznawać.- Nie będę zeznawać, Frank.Wstał, niemal przewracając krzesło.Vivian schwyciła je w ostatniej chwili.Kątemoka dostrzegła, jak Frank zamierza się na pustą szklankę po whisky.Poszybowałaprzez kuchnię i wylądowała z hukiem na górnej szafce kuchennej.Szkło rozprysłosię, zasypując okruchami blat i płytki terakoty.Vivian krzyknęła cicho, zezdziwienia i strachu.Frank nie zwrócił uwagi ani na swoje dzieło, ani na przestrachżony.Stał trzymając się krawędzi stołu i patrzył na Vivian, jakby to ona zrobiła cośszalonego.- Zgłupiałaś? - zapytał.- Akurat teraz ci odbiło? Czy mam do czynienia wyłącznie zidiotami?- Nie mogę zeznawać - powtórzyła Vivian.Oczekiwała, że mąż zapyta, dlaczego.Oczekiwała, że spóbuje się dowiedzieć, czy powoduje nią lęk, czy zdenerwowanie.Spodziewała się, że będzie ją prosił o zaufanie, że będzie płakał i próbował wziąć jąw ramiona, pieścić kark, głaskać włosy, że będzie błagał, by na niego spojrzała,zapewniła go o swojej miłości.Nie zamierzała mu mówić, że nadal go kocha.I niebyła przygotowana na jego reakcję.- O czym ty mówisz? - zapytał dziwnym,nieprzyjemnym głosem, jakiego nigdy u niego nie słyszała.- Tylko bez histerii,proszę.%7ładnych nerwów, bólów głowy.Będziesz zeznawała, do cholery!Pchnął ją, pchnął jątak mocno, że straciła równowagę i runęła z kuchennego stołka.Róg stołu wyskoczył ku niej, nadziała się na niego policzkiem, ale spadała dalej naspotkanie twardych płytek podłogi, uderzyła w nie ciężko zranionym policzkiem.Przez chwilę leżała nieruchomo, nic nie czując.Tylko przez moment.Potem zalał jąból, lęk, wstyd, straszny gniew.Policzek i skroń paliły żywym ogniem, okopulsowało.Przez te wszystkie małżeńskie lata Frank dotykał jej tylko z miłością lubpożądaniem.Wiedziała, że jest popędliwy, ale nie sądziła, że mógłby podnieść nanią rękę.Nigdy! A teraz leżała na podłodze, rozmyślając nad swoją pomyłką.Cośpołaskotało ją w policzek.Usiadła.Spod zapuchniętej powieki dostrzegła smugikrwi na podłodze.Nie było jej dużo, ale wydała się jej bardzo, bardzo czerwona.Vivian przyłożyła rękę do twarzy i spojrzała na nią ze zdziwieniem.Lepiła się odkrwi.Krew była wszędzie, na palcach, nawet za paznokciami.Frank postąpił krok w jej stronę.Nie wiedziała, czy zamierza ją pchnąć, kopnąć, czypomóc jej wstać.Ale się nie poruszyła.Mógłby ją zakatować, nie robiło to jejróżnicy.- O mój Boże! Vivian, jesteś ranna.Zraniłaś się o stół - powiedział, jakby jego dłoń,jego ramię i jego mózg nie miały z tym nic wspólnego.Przykucnął przy żonie.- Viv,przykro mi, ale chyba trzeba założyć szwy.Było mu przykro, że ją pchnął, czy że potrzebuje pomocy lekarskiej? Czuła, jakkrew płynie jej po twarzy i spojrzała w dół, na płytki podłogi. Ile razy je zmywałam?", zastanowiła się, jakby w tej chwili to było najistotniejsze.Frank stał przy zlewie.Usłyszała, jak puszcza wodę i po chwili wrócił ze zwitkiempapierowych ręczników.Próbował przyłożyć kompres do twarzy żony, a kiedy sięodsunęła, wcisnął jej ręczniki do ręki.Przytknęła zimny kompres do policzka i pochwili odjęła krwawy kłąb.Pozwoliła, by upadł na podłogę.Frank zerknął na ranę,unikając oczu żony.- Rozcięcie nie jest duże, Viv, ale głębokie.Chodz, musimy pojechać na pogotowie.Podszedł znowu do zlewu i przyniósł jej kolejny zimny kompres.- Nigdzie z tobą nie pójdę - powiedziała i odwróciła się do męża plecami.Podniosłasię z trudem i wyszła z kuchni, po raz pierwszy w życiu pozostawiając za sobąbałagan.Rozdział 32Jadzie wydawało się, że siedzi w gabinecie Kam od wielu dni, choć upłynęłozaledwie parę godzin.Zjawiła się w ośrodku kilka minut po ósmej, a terazdochodziła dwunasta.Musiała zwolnić się z pracy i odwołać trening z Vivian.I jedno, i drugie zrobiłaniechętnie.Praca i poranna rozmowa z Vivian były jej teraz potrzebne bardziej niżkiedykolwiek.Ku jej zdziwieniu, Vivian wydawała się zadowolona z takiego obrotusprawy.-1 tak miałam do ciebie dzwonić - powiedziała.- Naprawdę nie czuję się dzisiaj nasiłach.Zaniepokoiło to Jadę, ale miała tyle innych powodów do niepokoju, że sprawą Vivodłożyła na pózniej.Teraz, siedząc naprzeciwko Kam, uświadomiła sobie, że lekcja składania zeznańbardzo przypomina próbę teatralną.W pewnym sensie była to inscenizacja.Niechodziło o ukazanie rzeczywistości, lecz ukształtowanie opinii nieznajomegosędziego o tejże rzeczywistości.Przez ostatnie godziny Kam była skoncentrowana wyłącznie na pracy.Jada niemogła się nadziwić, jak ona to robi, przy takim nawale własnych kłopotów. Niewykluczone, że praca pomaga przetrwać trudne chwile, pod warunkiem, że jestto praca, którą się lubi", pomyślała.Patrząc na Kam, odmówiła krótką modlitwę zaobarczoną wspomnieniami samotną kobietę, stojącąprzed najtrudniejszą dla kobietydecyzją.Poświęciły mnóstwo czasu na opracowanie odpowiedzi na dziesiątki pytań.Kamostrzegła Jadę, żeby starała się ograniczać swoje wypowiedzi do minimum
[ Pobierz całość w formacie PDF ]