[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biegliśmy pośród przeszywającego ryku.W połowie korytarza Gil zastygł w miejscu iwyciągnął rękę po toporek.Podałem mu go, zanim jeszcze zobaczyłem, na co patrzy.Naścianie wisiała skrzynka z bezpiecznikami.Była zamknięta, ale zaledwie na żałosną małąkłódkę  Ajax"; pierwszy cios toporka rozciął pałąk na pół.Wystarczyła chwila, by nacisnąćgłówny wyłącznik, pogrążając korytarz w ciemności.Może trochę przesadziłem zostrożnością, ale kiedy odzyskałem toporek, rozwaliłem przełącznik obuchem.Ktoś, ktospróbuje znów zapalić światło, będzie miał do pokonania prawdziwe górskie szczyty.Ciemność nie była nieprzenikniona.Kiedy włączyliśmy alarm przeciwpożarowy,ciemnoczerwone lampy alarmowe na ścianach ożyły, ujrzeliśmy je jednak dopiero pozgaszeniu głównych świateł.Z ich pomocą odnalezliśmy drogę do drzwi Rosie.Zważyłem w dłoni toporek i zacząłem tłuc w zamek.Rozwaliłem otaczającą goframugę w drzazgi, aż w końcu drzwi otworzyły się ciężko.Kiedy wszedłem, Rosie podniosła się już z łóżka i cofała w kąt pokoju, lecz mimociemności najwyrazniej mnie rozpoznała.Odprężyła się i ruszyła ku mnie, po czym równienagle znów się spięła i zamarła, gdy Gil także przekroczył próg.Dziś nosiła kobiece ciało -drobnej blondyneczki tuż po dwudziestce - toteż od naszego ostatniego spotkania musiałaprzejść co najmniej jedną zmianę warty.- Wszystko w porządku, Rosie! - Musiałem niemal krzyczeć, by zagłuszyć syrenę.-On jest ze mną.- Feliksie! - wykrzyknęła.- Co się dzieje?- Posłuchaj, skarbie, jak bardzo chciałabyś wydostać się z tego miejsca?Jej oczy się rozszerzyły.- Od chwili śmierci niczego bardziej nie pragnęłam. - Jak bardzo jesteś zmęczona?Rosie uśmiechnęła się.- Mniej niżbyś przypuszczał, mój miły.I znacznie mniej, niż na to wyglądałam.Kiwnąłem głową.Zawsze na wpół podejrzewałem, że dla własnych mętnych celówodgrywa przesadne cierpienia, ale nigdy nie spytałem, bo wszechobecne szpiegowskiemikrofony Jenny-Jane natychmiast wychwyciłyby każdą odpowiedz.- Zaraz cię uwolnię, ale chciałbym, żebyś została jeszcze parę minut i popilnowała mipleców - poprosiłem.- Dopóki to zamieszanie się nie skończy.Umowa stoi?Rosie skinęła głową.Odwróciłem się do Gila.- Zdejmij blokady - poleciłem.- Sam wiesz gdzie są.Oczywiście były wszędzie, tak samo jak w dawnej kwaterze Rosie.Jenna-Jane chciałamieć absolutną pewność, że niesforny duch pozostanie w tym pokoju, niezależnie od tego, jakwiele nosicieli z krwi i kości przekroczy jego próg.Framugę drzwi pokryto dokładniewszelkimi możliwymi zaklęciami zakazującymi przejścia i amuletami wszystkich możliwychkształtów, rozmiarów i odmian.Kolejne wymalowano na ścianach, wmieszano w tynk,wmontowano w płytki podwieszonego sufitu i zapewne w cementową podłogę.Chodziło o to,by zablokować każde dostępne wyjście.Gil nie tracił czasu na ceregiele.Odgłos fałszywego alarmu zagłuszał wszystkiegrzechy, toteż paroma uderzeniami topora rozwalił górny zawias drzwi, uskakując, gdy te podwłasnym ciężarem oderwały się od dolnego i runęły bokiem w głąb pokoju.Następnie zabrałsię za drewnianą framugę.- W budynku jest demon - powiedziałem.- Sukub.Zamierzam go znalezć i uwolnić.Bądz moim aniołem, Rosie.Osłaniaj mi tyły.- Dziękuję, Feliksie - odparła.- Jestem twoja, dopóki nie skończysz, przyrzekam.I nieodejdę bez pożegnania.Nagle pochyliła się, muskając opuszkami palców mój policzek, i pocałowała mnielekko w usta.A potem oklapła, osuwając się na mnie.Ostrożnie ułożyłem nieprzytomne ciałona ziemi.Rosie wyszła z pokoju, choć miałem szczerą nadzieję, że nie z budynku.- Wystarczy już? - spytał McClennan, cofając się o krok i opuszczając toporek.Wodpowiedzi wskazałem nieprzytomną studentkę na podłodze: stanowiła wystarczająceświadectwo.Gil zmarszczył brwi.- Czy nic jej się tutaj nie stanie? Jest niewinna.- Tak naprawdę nic się nie pali, McClennan - przypomniałem mu.- Nic jej nie będzie.- W takim razie chodzmy ich załatwić.W ciemności, ze skowytem alarmu dzwięczącym w uszach, KOM zamienił się w wyjątkowo trudny wojskowy tor z przeszkodami.Niemal przypominało to starcie zestrachostworem.Pokonując labirynt korytarzy, musiałem zwalczyć zniecierpliwienie grożącetym, że za moment przekształci się w czystą panikę.Słabe lampki przy podłodze oznaczały,że jedyną rzeczą, jaką widziałem, były moje stopy.Na wysokości głowy płachty, kilimy ipłaty cienia nakładały się na siebie, ukrywając skrzyżowania i zamieniając ślepe ściany wprzejścia.Gil znał drogę lepiej ode mnie, więc pozwoliłem mu prowadzić.Wyglądało na to, żezmierzamy we właściwą stronę, a potem zorientowałem się, że faktycznie, bo mój zmysłśmierci ocknął się i przebudził, czując mrowiącą obecność istot przed i pod nami.Dla mniebył to dzwięk, rozbrzmiewający pod, ponad i poprzez kakofonię syreny alarmowej,niewzruszony odgłos orkiestry, która się stroi w nienazwanej dotąd tonacji.W pewnym sensieto dobre wieści.Masywne stalowe drzwi musiały stać otworem, w przeciwnym razie wybitena nich pieczęcie zadziałałyby jak psychiczna warstwa dzwiękoszczelna i nie zdołałbymnamierzyć tego miejsca tak wyraznie.Nim tam dotarliśmy, napotkaliśmy pierwszych ochroniarzy Jenny-Jane.Było ichtrzech.Pokonaliśmy właśnie zakręt korytarza i znalezliśmy się tuż przed nimi.W rękachtrzymali pałki i byli wielcy, tak samo jak Dicks i dorosły samiec goryla srebrzystogrzbietego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire