[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po wizycie u doktora Daniela Hofmanna czułam się w siódmym niebie.Tak jest! Odważyłam się! Byłam bohaterką, co do tego nie ma żadnychwątpliwości.Nieważne, czy zadzwoni, czy nie.Wzięłam swój los w swojeręce.LRTPo pierwsze wywaliłam do śmieci receptę na wkładki ortopedyczne.Wkońcu ta krótsza prawa noga przez trzydzieści trzy lata dzielnie niosła mnieprzez życie i nie były to wcale najgorsze lata, ogólnie rzecz biorąc.Po drugie, usiłowałam dodzwonić się do Jo.- Przykro mi, ale pani Dagelsi jest poza officem.Ma ważny całodziennymeeting.Office? Meeting? Boże, jak to brzmi! Jeśli kiedykolwiek miałabymdostać stanowisko z własną sekretarką, natychmiast wprowadziłabym zpowrotem język ojczysty jako urzędowy.Cały dzień spędziłam w pozycji wyprostowanej.Odzyskałam godność.Wyszłam z biura godzinę pózniej niż zwykle i zrobiłam sobie jeszcze po-rządny spacer po mieście.Nie chciałam wmanewrować się w głupią sytu-ację, że wracam do domu i siedzę czekając, czy może zadzwoni.Poza tym,kiedy kobieta łaskawie daje swój numer telefonu, a potem jej nie ma, kiedyon zadzwoni, to jest to oznaka nonszalanckiej swobody.No, a poza wszystkim, jak sobie jeszcze skojarzyłam, to przecież nie-ważne, czy on zadzwoni.Naprawdę.Tu chodziło wyłącznie o godność ko-biety.Chcesz, to dzwoń, nie chcesz, to nie dzwoń.Mnie tam wszystko jedno.Podchodzę do tego luzniutko, bo jestem wewnętrznie mocna.Kiedy wróciłam do domu i automatyczna sekretarka powitała mniedwoma zerami na wyświetlaczu, byłam zdruzgotana.LRT18:11Automatyczna sekretarka zwróciła nam kobietom wątpliwą swobodę.Dawniej galant słał swej wybrance listy albo o póznej godzinie zjawiał siępod balkonem, aby zaprezentować jej własne kompozycje.A to oznacza, żekobieta musiała czekać, żeby czegoś niechcący nie przegapić.Potem był taki niekorzystny okres mniej więcej siedemdziesiąt lat temu,kiedy wprawdzie był już telefon, ale jeszcze nie było automatycznych se-kretarek.A to oznacza, że kobieta musiała czekać, żeby niczego nie prze-gapić.Chyba że, jak to było w zwyczaju u początków telekomunikacji, panimiała służącą, która odbierała telefony spełniając zatem rolę automatycznejsekretarki.Do dziś pamiętam, jak czekałam na pewien telefon jakieś dwadzieścialat temu.Gospodarz naszej klasy, obiekt westchnień wszystkich dziewczyn,dał mi do zrozumienia, że być może zabierze mnie na mecz hokeja.Oczywiście, nie było u nas w domu ani automatycznej sekretarki, anibezprzewodowego telefonu.Przedpotopowy aparat o prawie niesłyszalnymdzwonku i słuchawce ważącej mniej więcej tyle co udziec cielęcy z kością,LRTstał w przedpokoju.A to znaczy, że ani nie mogłam siedzieć w swoim po-koju, ani słuchać głośno muzyki, ani oglądać telewizji, ani się kąpać, aniwziąć prysznic, ani zejść do spiżami w poszukiwaniu czekolady.Byłam skazana na siedzenie przez całe popołudnie w przedpokoju, wktórym hulały przeciągi, żeby za wszelką cenę odebrać przed ojcem.Jak we wszystkim rodzinach o klasycznej strukturze, mój ojciec, jakożywiciel rodziny sprawował też niejako najwyższą władzę nad telewizorem itelefonem.Emancypacja była jeszcze w powijakach i jako głowa rodziny toon sprawował funkcję niepodzielnie panującej automatycznej sekretarki.Podejrzewam zresztą, że nie tylko magazynował i przekazywał wiadomości,ale też w niewłaściwy sposób komentował.Można to jeszcze jakoś zrozumieć, bo w końcu byłam jedynaczką.Aojcowie mający jedną jedyną ukochaną córeczkę rozwijają w sobie jakieśwynikające z jak najlepszych intencji, niemniej jednak fatalne w skutkachinstynkty opiekuńcze.Nie mogę wprawdzie niczego udowodnić, ale jestem przeświadczona,że przez całe lata wypłaszał przez telefon moich wielbicieli, po części zanimjeszcze mieli szansę zostać moimi wielbicielami.Zwiadczyć o tym mogąstrzępy rozmów, jakie zdarzało mi się wtedy podsłuchać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]