[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dostała całą górę przygotowanychwcześniej płatków we wszystkich odcieniach tęczy oraz kolorach, jakie widziała pierwszy raz wżyciu i miała z nich ułożyć bukiety.Karta z instrukcją nie dostarczyła szczegółów technicznych,dzięki którym mogłaby zrealizować to zadanie, za to wyczytała, że ma się skupić na pragnieniu,które przepełni pożądaniem deser i wszystkich, którzy go zjedzą.A biorąc pod uwagę, że przystanowisku przed nią Iris wyciskała w dłoniach pokrojone mango, truskawki i banany, a w połachfartucha, który miała na sobie, widać było zarys jej pupy, nie było to trudne.Godziny mijałyszybko.Moana nie wiedziała nawet, ile kwiatków wyprodukowała, bo jak tylko skończyła jednąporcję, pojawiał się służący w białych rękawiczkach i zabierał jej wytwory na srebrnej tacy, żebyzjedli je wygłodniali goście.W końcu zostały zwolnione z obowiązków i wysłano je do kąpieli, apotem polecono im się przebrać i przygotować do ceremonii.Pracowały całą noc, prawie świtało.Przed kąpielą dostały jeść.Na talerzu leżały pachnące żelki w kształcie szkieletów, smakującekokosem i ciasteczka z konfiturą, tak lekkie, że kruszyły się, kiedy Moana zbyt mocno ścisnęła jemiędzy kciukiem i palcem wskazującym.Dostały też rzadką zupę w kolorze purpury, zapewnemarchewkową, smakującą jednak jagodami, a na dodatek każda z nich otrzymała bukietszkarłatnych kwiatów, kwitnących na drzewku pohutkawa, które Moana przystroiła własnymirękami.Popijały sokiem wyciśniętym przez Iris.Ta dziwna kolacja zaspokoiła skurcze w żołądkach,ale za to obudziła inny rodzaj głodu pragnienie siebie nawzajem, które rozgorzało z taką dzikością,że ledwie zdołały wejść pod prysznic, zanim się na siebie rzuciły.Moana niemal zaniosła Iris dołazni, a pózniej na oczach kilku innych pomocy kuchennych zadarła spódniczkę przyjaciółki, upadłana kolana na mokrej posadzce i zatopiła twarz między nogami Iris.Ciężkie strumienie spadającejwody nie tłumiły jęków Iris i tylko jeszcze bardziej podniecały Moanę.Zaczęły ją boleć ręce odwysiłku, jaki wkładała w utrzymanie w górze spódnicy Iris.Od klęczenia na kamiennej podłodzebolały jąteż kolana, ale nie zwracała uwagi na dyskomfort.To było nic w porównaniu z rozkoszą, jakączerpała z dyrygowania przyjemnością przyjaciółki, z przesuwania językiem po jej delikatnym ciele,muskania samym czubeczkiem nabrzmiałej łechtaczki, pieszczenia każdej fałdki i każdegozagłębienia, tak jakby miała do czynienia z kieliszkiem najsłodszego wina.Moana prawie nie mogłaoddychać, kiedy Iris wplotła jej palce we włosy i przycisnęła mocno do siebie, wciskając jej nos wswoje wejście i nakierowując, dopóki nie zadrżała od orgazmu i nie osunęła się w ramionaprzyjaciółki.Natychmiast zostały uniesione przez kilkanaście par rąk, które wyniosły je spodwodospadu, osuszyły, a potem zręcznymi pociągnięciami pędzla wymalowały ich ciała lśniącąsrebrzystą farbą, pod którą wyglądały jak promienie księżyca albo duchy.Iris śmiała się wesoło jakdziecko, a Moana czuła się, jakby była pijana. Wstaje świt& Ceremonia& szeptały głosy,poganiając je, więc dołączyły do pochodu lśniących ciał, wypływających ze wszystkichpodziemnych jaskiń i zmierzających tunelami na plażę, nad którą pojawiały się pierwsze promieniewstającego dnia.Pod stopami Moany piasek był chłodny i miękki, prawie się przewróciła, kiedyzmieniło się podłoże.Wychynęły zza kurtyny paproci i dołączyły do zbiorowiska balowiczów,którzy zebrali się na brzegu, nadzy i lśniący jak ławica ryb, które niechcący wyszły z morza nasuchy ląd.Wszyscy patrzyli w tę samą stronę, wiwatowali i wołali: Mistrzyni, Mistrzyni! Moanateż odwróciła głowę i aż zaparło jej dech, gdy zobaczyła zmierzający ku nim pochód.Na lektyce zkości wieloryba siedziała wyprostowana kobieta, niesiona na ramionach pół tuzina mężczyzn, ogłowę wyższych i dwa razy bardziej umięśnionych od jakiegokolwiek, którego Moana widziała wżyciu.Została także pomalowana farbą, ale raczej na kolor czystej bieli niż srebrny, a na dodatek wtaki sposób, że każda kość widoczna pod skórą była podkreślona, więc wyglądała jak pół anioł, półczłowiek.Poza warstwą farby miała pierzaste skrzydła, które wyrastały z jej kręgosłupa i poruszałysię, tak jakby były częścią jej ciała, a nie przebraniem.Tłum się rozstąpił, utworzył koło, a kobietazostała złożona w samym środku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]