[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To wina jakiegoś łowcy odchodzącego od zmysłów.- Pewnie, kotku.Dobrze.Daj mi znać jak będziesz czegoś potrzebować. Sunny posłała mispojrzenie ciskające piorunami zanim zniknęła za zasłoną zostawiając mnie samą z Samem.Z zarumienioną twarzą, potrząsnęłam głową i gapiłam się na mój uścisk z białymi knykciamiznajdujący się na łóżku.Z wszystkich moich wkurzających rzeczy, protekcjonalni dorośli byli na samymwierzchołku listy.Sekundę po tym, jak poszła Sunny, oczy Sama zaczęły mrugać.Wyszłam ze swojej skóry, sercedudniło mi w uszach.Potrzebowałam długiego momentu gapienia się na niego, żeby mój puls znówpowrócił do normy.Logika mówiła mi, by uznawać jego oczy za piwne, lecz tak naprawdę były onewciąż żółte, i z całą pewnością były skupione na mnie.Mój głos wybrzmiał o wiele ciszej, niż zamierzałam.- Powinieneś wciąż spać. - Kim jesteś? jego głos miał ten sam skomplikowany, żałobny ton jaki pamiętałam z jegowycia.Zmrużył oczy. Twój głos wydaje się taki znajomy.Mignął przeze mnie ból.Nie przeszło mi przez myśl, że może nie pamiętać swoich wilczychchwil.Nie znałam zasad, jakimi się to rządziło.Sam wyciągnął rękę w moim kierunku, a jaautomatycznie wplotłam w nią moje palce.Z małym, niewinnym uśmieszkiem, pociągnął ją doswojego nosa i powąchał ją raz, potem drugi.Jego uśmiech stał się bardziej szeroki, wciąż jednaknieśmiały.Był absolutnie uroczy, i mój oddech uwiązł mi gdzieś w gardle.- Znam ten zapach.Nie rozpoznałem cię; wyglądasz trochę inaczej.Przepraszam.Czuję się takgłupio, że nie pamiętałem.%7łeby wrócić, potrzeba mi mojemu mózgowi kilku godzin.Nie puścił moich palców, ja też ich nie rozłączyłam, mimo że trudno było się skoncentrowaćdotykając jego skóry.- Powrócić z czego?- Powrócić skąd. poprawił. Powrócić z czasów gdy byłem &Sam czekał.Chciał, żebym to ja to powiedziała.Było to trudniejsze niż się zdawało, byprzyznać to na głos, mimo że tak naprawdę nie powinno być trudne.- Gdy byłeś wilkiem. wyszeptałam. Dlaczego tu jesteś?- Bo zostałem postrzelony. powiedział uprzejmie.- Mam na myśli, w tej postaci. wskazałam na jego ciało, tak wyraznie ludzkie pod nędznąszpitalną kołdrą.Zamrugał.- Och.Bo jest wiosna.Bo jest ciepło.Ciepło sprawia, że staję się mną.%7łe staję się Samem.W końcu odciągnęłam moją dłoń i zamknęłam oczy, starając się przez moment zebrać to, cozostało z mojego rozsądku.Gdy otworzyłam moje oczy i przemówiłam, powiedziałam najbardziejprzyziemną z możliwych rzeczy.- To nie wiosna.Jest wrzesień.Nie jestem dobra w czytaniu z ludzi, lecz myślałam że ujrzałam jak w jego oczach mignąłniepokój, zanim się oczyściły.- To niedobrze. zauważył. Mogę cię prosić o przysługę?Musiałam znów zamknąć oczy na dzwięk jego głosu, gdyż nie powinien być znajomy, a jednakbył, mówiąc do mnie na jakimś głębokim poziomie, tak samo jak jego wilcze oczy to robiły.Okazywało się, że będzie trudniej to zaakceptować, niż myślałam.Otworzyłam oczy.Wciąż tam był.Znów spróbowałam, zamknęłam je i otworzyłam po raz kolejny.Lecz wciąż tam był.Zaśmiał się. - Masz jakiś atak epileptyczny? Może to ty powinnaś się znajdować w tym łóżku.Posłałam mu piorunujące spojrzenie, i zaczerwienił się gdy zrozumiał inne znaczenie swoichsłów.Uratowałam go od jego skrępowania poprzez odpowiedz na jego pytanie.- Co to za przysługa?- Ja, emmm, potrzebuję jakiś ubrań.Muszę stąd się wynieść zanim się kapną że jestemdziwolągiem.- Co masz na myśli? Jakoś nie widzę ogona.Sam sięgnął w górę i zaczął zrywać opatrunki na jego szyi.- Oszalałeś? sięgnęłam naprzód, chcąc chwycić jego ręke, było jednak za pózno.Zerwał gazęby odsłonić cztery nowe szwy tworzące krótką linię wzdłuż starek tkanki bliznowatej.Nie było żadnejświeżej rany wciąż sączącej się krwią, żadnego dowodu na postrzał za wyjątkiem różowej, lśniącejblizny.Opadła mi szczęka.Sam uśmiechnął się, widocznie zadowolony moją reakcją.- Więc, czy nie uważasz, że podejrzewaliby coś?- Ale było tak dużo krwi &- Taa.Moja skóra nie mogła się wyleczyć, gdy tak bardzo krwawiła.Gdy mnie zaszyli & -wzruszył ramionami i zrobił mały gest rękoma, jakby otwierał małą książkę Abrakadabra.Są jednakjakieś bonusy z racji bycia mną.Jego słowa były lekkie, lecz jego wyraz był niespokojny, obserwował mnie, patrzał, jak towszystko przyjmuję.Jak przyjmuję fakt o jego istnieniu.- Ok., muszę coś tu zobaczyć. powiedziałam mu. Po prostu &Zrobiłam krok do przodu i opuszkami palców dotknęłam tkanki bliznowatej na jego szyi.Jakimś cudem uczucie smukłej, jednolitej skóry przekonało mnie w sposób, w jaki jego słowa niepotrafiły.Oczy Sama powędrowały na moją twarz, potem znów gdzieś w dal, niepewne gdzie patrzećgdy czułam nierówności starej blizny pod szczypiącymi czarnymi szwami.Pozwoliłam mojej dłoniutrzymać się na jego szyi na odrobinę dłużej, niż było to potrzebne.Nie na bliznie, lecz na gładkiej,pachnącą wilkiem skórą kryjącą się za nią.- OK.Więc wyraznie musisz wyjść zanim na to spojrzą.Lecz jeśli się wypiszesz wbrewzaleceniom lekarza albo po prostu zwiejesz, będą próbowali cię namierzyć.Zrobił minę.- Nie, nie będą.Po prostu pomyślą że jestem jakimś włóczęgą bez ubezpieczenia.Co jestprawdą.Cóż, bynajmniej ta część z ubezpieczeniem.To by było na tyle, jeśli chodzi o bycie subtelnym. - Nie, będą myśleli, że opuściłeś szpital by uniknąć prawników.Myślą, że zastrzeliłeś się zpowodu &Twarz Sama miała zakłopotany wyraz.Wskazałam na jego nadgarstki.- Ach, to.Nie zrobiłem tego.Zmarszczyłam znów na niego czoło.Nie chciałam mówić czegoś w stylu: Jest ok., maszwymówkę , czy Możesz mi powiedzieć, nie będę cię osądzać , bo tak naprawdę będzie to równie złejak Sunny sądząca że chciał się zabić.Lecz znowuż nie było to tak, że mógł sobie narobić tych bliznpotykając się na schodach.Potarł kciukiem po jednym ze swoich nadgarstków, zamyślony.- Tą zrobiła moja mama.Tata zrobił drugą.Pamiętam że liczyli od końca żeby mogli to robićw tym samym czasie.Wciąż nie mogę znieść widoku wanny.Zajęło mi chwilę przetworzenie tego, co miał na myśli.Nie wiem, co za tym stało płaski,wyprany z emocji sposób w jaki to powiedział, widok sceny która mignęła mi przed oczami, czy teżogólny szok po całym wieczorze, lecz nagle zaczęło kręcić mi się w głowie.Wirowało mi w niej, sercetrzaskało mi w uszach, a potem uderzyłam mocno o podłogę wyściełaną linoleum.Nie wiem przez jak wiele sekund byłam nieobecna, lecz zobaczyłam jak rozwiera się zasłona wtym samym czasie gdy Sam z powrotem walnął się na łóżko, przylepiając z powrotem bandaż na jegoszyi.Potem jakiś pielęgniarz klęknął przy mnie, pomagając mi siadnąć.- Dobrze się czujesz?Zemdlałam.Nigdy nie zemdlałam w całym moim życiu.Zamknęłam oczy i znów jeotworzyłam, dopóki pielęgniarz nie miał jednej głowy zamiast trzech, dryfujących bok w bok.Potemzaczęłam kłamać.- Po prostu pomyślałam o całej tej krwi, gdy go znalazłam & ohhh & - wciąż czułam sięogłupiona, więc ohhhhh zabrzmiało bardzo przekonywująco.- Nie myśl o tym. zasugerował pielęgniarz, uśmiechając się w bardzo przyjacielski sposób.Pomyślałam, że jego ręka była nieco zbyt blisko mojego cycka jak na swobodny kontakt i ten faktzebrał w sobie moje zdecydowanie by przebrnąć przez to z upokarzającym planem który właśniewskoczył mi do głowy.- Myślę & Muszę ci zadać zawstydzające pytanie wymamrotałam, czując żar na moichpoliczkach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]