[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karr Elliot w dżinsach i zielonym podkoszulku stał na schodach przybocznym wejściu; na jego ustach igrał wesoły uśmiech.Przemknęło jej przez myśl, że ona sama musi wyglądać jak strach nawróble - spocona i zaczerwieniona po biegu, z włosami niedbale związanymi wkucyk.A jednak w spojrzeniu Karra było coś, co sprawiło, że poczuła siębardzo, bardzo kobieca.- Nie wyglądasz dziś olśniewająco - powiedział, jakby na przekórwłasnym myślom.- Może obudziłaś się zbyt wcześnie?Tripp gwałtownie skoczył do przodu i groznie zawarczał.Maggie z minąjak gradowa chmura ściągnęła smycz.- A peruka przypomina dziś szczotkę nadgryzioną przez mole -kontynuował Karr swobodnie.Gwałtownie zapragnęła spuścić Trippa ze smyczy i sprawdzić do czegobył zdolny w chwili najwyższego zdenerwowania.Zamiast tego jednakpowiedziała z godnością:- Obydwoje czujemy się doskonale.Właśnie wracamy ze spaceru.- 77 -SR- Czasami się zastanawiam - ciągnął jakby nigdy nic - po co ci w ogólepies.No, rozumiem, jeśli byłby to duży pies służący do obrony, albo gdybyśtrzymała kota dla towarzystwa.Ale przywiązać się do zwierzęcia o wielkości irozumie szczotki do butów.- Czy zostałeś kiedyś pogryziony przez szczotkę do butów? - odcięła sięze złością i szybko zmieniła temat, widząc mężczyzn ładujących meble dociężarówki: - O ile sobie przypominam, szybki w drzwiczkach tego kredensu niebyły stłuczone, gdy oglądałam go po raz ostatni.- Mieliśmy drobny wypadek - usprawiedliwił się gładko.- Ale szkłomożna będzie wymienić.- Może powinieneś jednak trochę zaczekać i zatrudnić profesjonalną ekipęprzewozową, zamiast pozwalać swoim ludziom niszczyć zabytkoweprzedmioty?- Z pewnością masz na myśli termin, powiedzmy, trzytygodniowy, czyżnie? - spytał złośliwie.- Czytasz w moich myślach - uśmiechnęła się słodko i ruszyła w stronęwejścia.- Przywiozłem kawę dla pracowników - powiedział, idąc za nią.- Możesię z nami napijesz?- Może.- Maggie wzruszyła obojętnie ramionami.Nie chciała, by siędomyślił, z jaką przyjemnością skorzysta z zaproszenia i dostarczy organizmowipobudzającej do życia kofeiny.W salonie na dole, na składanym przenośnym stoliku, stał ekspres dokawy oraz talerz świeżych, pachnących pączków.Tripp ożywił się, czując ichzapach, i usiadł u stóp swej pani, wyciągając do góry pyszczek i łapki.Maggiepodzieliła się Z nim lukrowanym pączkiem.- Psychologiczna wojna, jaką rozpocząłeś - zwróciła się do Karra zpoważnym wyrazem twarzy - nie wpłynie na zmianę mojego stanowiska.- 78 -SR- Nie mam pojęcia, o czym mówisz, moja droga - odrzekł, rozlewająckawę do jednorazowych kubków.- Chodzi o cały ten zgiełk i rozgardiasz, który zgotowałeś na moją cześć -wyjaśniła.- Nie bądz śmieszna, Maggie - zaprotestował.- Powiedziałem ci przecież,że pracuję zgodnie z ustalonym harmonogramem.Rozmowę przerwało wejście jednego z robotników.- Miło mi panią znów widzieć - odezwał się z porozumiewawczymuśmiechem.- Znów? - zdziwił się Karr.- Spotkaliśmy się już dziś rano przed moim oknem - odpowiedziałaniechętnie Maggie.- Rozumiem.- Półuśmiech wykrzywił mu usta.- Nie dziwię się teraztemu, że dziś rano wszyscy zgłaszali się na ochotnika do pracy na drabinie.Maggie opanowała przemożną ochotę wylania mu kawy na głowę.- Jak myślisz, ile czasu zajmie ścięcie tego dębu? - Karr zwrócił się doswego pracownika.- Z pewnością całe przedpołudnie - powiedział młody człowiek.- Rośnietuż przy domu, trzeba obcinać gałąz po gałęzi i spuszczać je na linach.- Wycinasz cały dąb? - zawołała Maggie z oburzeniem.- I to jedynie poto, żeby mi dokuczyć?!- Jeśli o to chodzi, raczej oddaję ci przysługę.Ten dąb zabierał całeświatło z twojego mieszkania.Choć, prawdę mówiąc, zabraknie ci już czasu,żeby to docenić.- Uśmiechnął się chytrze.- Przede wszystkim jednak ścinam je,ponieważ jest niebezpieczne, Maggie.- Rosło tu ponad sto lat! - usiłowała protestować.- Owszem, a dziś jest na wpół martwe i ma spróchniały pień.Nie mogęryzykować, by komuś zawaliło się na głowę.Poza tym przeszkadza mi.- Wypiłkawę i dodał: - Ty również mi przeszkadzasz, Maggie.Przypominam ci, że- 79 -SRostateczny termin wyprowadzki minął i teraz przebywasz nielegalnie na tereniemojej posesji, w dodatku nadużywając mojej cierpliwości.- Zaproponowałam ci kompromis, który oszczędziłby nam obojgumnóstwa przykrości, ale nie chciałeś o tym słyszeć.- Uniosła głowę do góry.-W takim razie spróbuj wyrzucić mnie siłą! Mój prawnik tylko na to czeka! -Przełknęła łyk kawy i odstawiła kubek.- Może będę musiał się do tego posunąć.- To są tylko czcze grozby! - Owinęła smycz Trippa wokół nadgarstka iwstała.- Dziękuję za kawę.Z pewnością była lepsza niż nasza rozmowa.Czuła, że Karr obserwował ją, aż zniknęła za zakrętem schodów.Maggie nie mogła skupić się na pracy.Nawet przy szczelnie zamkniętychdrzwiach i oknach słyszała każdą zmianę natężenia dzwięku piły.Gdy wreszciena moment zapadła błogosławiona cisza, podeszła do okna, by sprawdzićpostępy robót.W ciągu dwóch godzin robotnikom Karra udało się usunąćpomniejsze gałęzie i nagi, widmowy szkielet sterczał teraz żałośnie jak naabstrakcyjnym rysunku.Pozostawiwszy otwarte okno, nie znosiła bowiem braku powietrza, poszławziąć pobudzający prysznic.Miała nadzieję, że po wyprowadzce pozostałychlokatorów ciśnienie wody ulegnie poprawie, ale, o dziwo, woda zdawała siępłynąć w rurach jeszcze wolniej niż dotąd.Spłukanie namydlonych włosówzajęło jej kilkanaście minut.Pod wpływem nagłego impulsu postanowiła działać natychmiast.Gdywytarła włosy i włożyła szlafrok, od razu podeszła do telefonu.W Eagletonoferowało usługi aż sześciu hydraulików.Niejasno pamiętała, że kiedyśwszyscy proponowali wymianę całej instalacji wodnej w Eagle's Landing.Toniewątpliwie zwróci uwagę Elliota Wielkiego, jeśli pół tuzina hydraulikówzacznie się tu kręcić! - pomyślała z mściwą satysfakcją.Ostatecznie tylko jedna z firm zgodziła się przysłać swego pracownikajeszcze dziś rano
[ Pobierz całość w formacie PDF ]