[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Samochód - warknął ze złością.- Samochód jest mój, niebielizna.Owen zerknął na Jemimę.- Znaczy twoja.Widział, jak krew odpływa z jej twarzy i miał ochotę rozgnieśćousladansctego cholernego prostaka za ten jej wstyd.Wybąkała coś na tematczerwonego koloru i zaproponowała gościowi herbatę.Sam musiał gozatem przepuścić, ale zaraz odczuł prawdziwą satysfakcję.Jess zaczęławarczeć, szczerząc kły, a potem stanęła między gościem a Jemimą iwydała z siebie niski, ostrzegawczy pomruk.Sam odwrócił się, żebynikt nie zauważył radości, jaką mu to sprawiło.Napełnił dzbanek, nalałherbatę do trzech kubków i patrzył bez zdziwienia, jak Owen wsypujecztery łyżeczki cukru.Gość ujął kubek swoją wielką owłosioną dłonią, uniósł go do usti siorbnął głośno.- No więc, jak sobie radzisz? - zapytał, zwracając się do Jemimy.- Całkiem niezle.Sam naniósł wody wiadrami, a ja doję, karmię.no, normalnie.- Trzeba było zadzwonić.Przyszedłbym.Po co wpuszczaćobcych.- Zerknął z niechęcią na Sama.- Obcych? - powtórzył cicho Sam.- No, miastowych.Jesteś chłopak z miasta, nie? Masełko.Pamięćpodsunęła Samowi obrazy z odległych czasów, z tych wakacji, którespędzał u dziadków.Przyjrzał się uważnie Owenowi.- Przypominam sobie pewnego chłopaka stąd.Miał na imięOwen.Była też dziewczynka.Nazywała się.- Jem - podpowiedziała cicho.Spojrzeli sobie w oczy i nagle jąrozpoznał.- Jem.Tak.- Uśmiechnął się.- To ty? Nie.Ty nie masz tyle.Musiałabyś mieć teraz.dwadzieścia osiem lat, nieprawdaż?ousladanscSkinęła głową.- Zastanawiałam się, czy sobie przypomnisz.Poweselał jeszczebardziej.- Jasne, że pamiętam.Zmieniłaś się.Urosłaś.no, przynajmniejodrobinę.Wciąż jesteś jak świerszczyk.Nie powiesz chyba, że i ja sięnie zmieniłem.- Owszem, zmieniłeś się.Domyśliłam się tylko dlatego, żezadzwoniłeś do dziadków.Kiwnął głową i zwrócił się do Owena:- Tak czy owak, jak powiedziałem, ten chłopak, Owen, dokuczałJem.Popłakała się, więc mu dołożyłem.Przypominam sobie, że zełzami w oczach poleciał do mamusi.Oj, będzie kiepsko, pomyślałaJemima, podnosząc powoli kubek do ust.- Byłem wtedy dzieciakiem.- Owen poczerwieniał na twarzy jakpiwonia.- A ona to nie? Jest od ciebie młodsza - powiedział Sam bezuśmiechu.Pragnął jak najszybciej pozbyć się tego gbura, któryusiłował go stąd przepędzić.- Nie bój się, stary, już ja się o niązatroszczę, a ty pędz do mamusi.Owen odstawił głośno kubek, wstał, susem przemierzył kuchnię itrzasnął drzwiami.Chwilę pózniej huknęły drzwi wyjściowe, a Jess,chowając powoli kły, zadrżała i wtuliła łeb w rękę Jemimy.Sammilczał nachmurzony.yle się stało.Jemima odsunęła się od stołu iwstała.Suka, wyczuwając jej irytację, schowała się za nim.- Po co to zrobiłeś?!ousladansc- To znaczy co?- Dobrze wiesz, co.Nie udawaj niewiniątka.Obaj zachowaliściesię jak idioci.Już myślałam, że ci dołoży.- Tylko na to czekałem.Prychnęła wzgardliwie.- Nie masz już ośmiu lat, a na wypadek gdybyś tego niezauważył.on jest od ciebie wyższy i potężniejszy.- Od ciebie też.O wiele.I ma na ciebie chrapkę.- Nie bądz śmieszny.To tylko sąsiad.- Bla, bla, bla.- Naprawdę.- Bujać to my, ale nie nas.Facet aż się ślini na twój widok,dziecino.Zlepa jesteś, jeżeli tego nie widzisz.- Mylisz się - powiedziała, cała czerwona.- Nigdy nie zrobił nictakiego, co by.- Jeszcze nie.A co będzie, jak zrobi? Jeśli uzna, że dość się jużnaczekał i pora posunąć sprawy naprzód?Roześmiała się zażenowana.- Nie zrobiłby nic głupiego.a zresztą, skąd mogę wiedzieć, czyz tobą jestem bezpieczna?- Oczywiście, że jesteś.Zawsze byłaś.Poza tym jestem za bardzowykończony robotą, żeby stanowić jakiekolwiek zagrożenie.Patrzyła na niego przez chwilę i w końcu parsknęła szczerymśmiechem.- OK.Ale już go więcej nie drażnij, dobrze? On ma ciągnik zousladanschydraulicznym podnośnikiem.Można nim przenieść kiszonkę i co tamchcesz, można też odgarniać śnieg.Jeśli będziesz grzeczny, wyciągnietwój samochód i będziesz mógł odjechać.- Mówiliśmy już o tym.Powiedziałem: nigdzie się nie wybieram.- W ogóle?Raptem owładnęło nim dziwne, przenikające do głębi uczucie.Odwrócił się i wstawił kubek do zlewu.Oczywiście, że kiedyś będziemusiał ją opuścić.A wtedy ona zostanie na łasce Owena, tegoprymitywnego, nieokrzesanego bubka.Jasny gwint!Z góry dał się słyszeć jakiś głośny chrzęst.Jemima uniosła głowęi spojrzała przez okno na dach szopy.Coś ponownie zachrzęściło.- Co to? - Sam skierował wzrok w tę samą stronę.- Chyba śnieg.Jest ciężki.Będę musiała go zrzucić, zaraz wejdęna górę.- Ty? Po moim trupie.- Da się zrobić.Uśmiechnął się szeroko.- Na pewno.Ale na dach wejdę ja.Wyszli na dwór i obejrzeli dach.Od strony szosy śniegu prawienie było, ale z drugiej - tam gdzie wiatr nawiewał go ze wzgórza,potworzyły się niebezpieczne nawisy.Wyglądały jak grzywy fal.- Zastanawiam się, jak to zdjąć - odezwał się Sam.- Ale sięnazbierało, całe tony.- Wuj Tom używał do tego ciągnika.Podstawiał wiadra, a jaousladanscspychałam do nich śnieg miotłą.- Ciągnik nie działa, więc nic z tego.- Rozejrzał się.- Drabina?- Jest w oborze.Wyciągnęli ją i Sam wszedł na górę.Szybko zorientował się wsytuacji.Dach był za stromy, żeby na nim stanąć, ale zwały śniegumogły dać odrobinę oparcia.Jemima podała mu miotłę.Podparł się nią,stanął na dachu i mruknął coś, czego dziewczyna nie dosłyszała, alemogła się domyślić, że to przekleństwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]