[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chce się z tobą pilnie widzieć.Wzywałeś ją?- Nie.Inspektor pośpieszył do siebie.W sekretariacie wstała na jegowidok pani w średnim wieku, szczupła, zadbana, ubrana zdyskretną elegancją.Major poprosił ją do gabinetu.- Słucham? - uśmiechnął się do niej i gestem wskazałkrzesło.- Chcę złożyć zeznanie - powiedziała z tłumionym napię-ciem.Następnie jednym tchem wymieniła swoje nazwisko iadres.Tym samym tonem oznajmiła, że jest daleką krewnąJaniny-Niusi Brożkowej.Ponadto - w sposób uprzedzającyewentualne pytania na ten temat - powiedziała, że wie ozwiązku swojej córki z Brożkiem.- Przykro mi o tym mówić i boli mnie, że Marta tak sięzaplątała.Córka jest z natury skryta, a w tym wypadkujeszcze bardziej ukrywała swoje sprawy.Trwało to kilka lat.Wiadomość spadła na mnie nagle, Marta powiedziała mi otym dopiero wówczas, gdy spodziewała się dziecka.Wtedy nawszystko było już za pózno.To dla mnie bardzo ciężkieprzeżycie.- Często się pani spotykała z Brożkową?- Nie.Bywałyśmy u siebie kilka razy do roku, przeważniena imieninach lub z okazji świąt.Podczas jednego z takichprzyjęć Marta poznała męża Niusi.Ja nie dążyłam dokontaktów z nimi, krępowała mnie ich zamożność, no i.charakter kuzynki.często bywała niedelikatna.- Czy to mi pani chciała powiedzieć?- Dowiedziałam się o strasznej śmierci Brożkowej - podjętepani Emilia - i mimo że może to nas - z naciskiempodkreśliła ostatnie słowo - obciążyć w pana oczach, czujęsię w obowiązku poinformowania pana o pewnej sprawie.Wahałam się, może nawet za długo.bałam się i dręczyłomnie sumienie.Zwierzyłam się nawet Adamowi Brożkowi -bardzo oficjalnie wymieniła nazwisko przyjaciela córki.-Poradził, abym przyszła z tym do pana i niczego nieukrywała.W miarę jak mówiła, coraz mniej panowała nad sobą.Wynu-rzenia na temat córki wiele ją musiały kosztować.Majordoskonale rozumiał nastrój tej kobiety - desperację, lęk, wstyd iupokorzenie; nie przerywał, cierpliwie czekając na dalszesłowa.- W Wigilię zadzwoniła do mnie Brożkowa - podjęła paniEmilia.- Powiedziała, że wie o Adamie i Marcie.Z jej słówwynikało, że to przez Martę jest samotna, opuszczona inawet w święta zupełnie sama w domu.Zażądała, abym doniej przyszła.Domagała się rozmowy i pomocy wnaprawieniu krzywdy wyrządzonej jej przez moją córkę.Uważała, że ja powinnam na nią wpłynąć, aby zrezygnowałaz tego hańbiącego związku, tak to określiła.Obiecywała.pieniądze - głos pani Emilii zniżył się do szeptu.- Niepowiedziałam jej, że już dawno nie mam najmniejszegowpływu na córkę.Czułam moralny przymus, aby stawić sięna tę okropną rozmowę z oszukiwaną żoną, skoro ona tegożąda.- Była pani u niej w Wigilię?- Nie.Miała być u mnie na kolacji druga córka z zięciem inie mogłam odwołać już ich wizyty.- Nie zaprosiła pani Brożkowej, wiedząc, że jest zupełniesama?- Nie.Nie stać mnie było aż na taką obłudę.Bałam się, żeobydwie nie zapanujemy nad sobą.Poza tym byłamrozstrojona tą rozmową, ona.odniosła się do mnie bardzoagresywnie, no.- szukała słów, aby powściągliwie określićscenę, jaką zrobiła tamta.- Kiedy więc pani się z nią widziała?- Umówiłam się na dwudziestego czwartego, na trzecią popołudniu.Ale już jej nie zobaczyłam.- Proszę mówić bardzo dokładnie, to może być niesłychanieważne - poprosił inspektor, zaskoczony zbieżnością tego dniai godziny z czasem śmierci Brożkowej.- Zadzwoniłam do furtki, nikt nie otworzył.Dom sprawiałwrażenie, że nikogo w nim nie ma.Postałam trochę,pomyślałam, że może ona zmieniła zdanie i zrezygnowała ztej okropnej rozmowy.Jeszcze raz zadzwoniłam - nikt nieotworzył.Więc odeszłam od bramki i szłam ulicą w stronęmiasta.Wtedy zobaczyłam tego człowieka.Mijałam właśnieróg parkanu, otaczającego posiadłość Brożków.On równieższedł wzdłuż parkanu, tylko od strony, która jest prostopadłado ulicy Szkarłatnej.Jakoś tak żachnął się, gdy mniezobaczył, gwałtownie minął i poszedł, prawie pobiegł wstronę Siekierek.- Jak wyglądał ten mężczyzna?- Zredniego wzrostu, średniej tuszy, raczej szczupły.Gdymnie mijał, trzymał ręce w kieszeniach.Na mój widok jakośtak bardzo szybko je wyjął, że aż się zlękłam.Pomyślałam:może to jakiś chuligan i chce mnie napaść.tam takiepustkowia.- Wyglądał na chuligana, na człowieka o złych zamiarach?- Nie.był nawet porządnie ubrany.- Proszę określić, jak?- Brązowy płaszcz z cienkiej tkaniny w rodzaju panory,tylko ze sztucznego włókna.To jest taki materiał nalaminacie.Spodnie chyba szare lub marengo, ale na pewnociemne.Brązowe buciki- botki, czapka z brązowego futerka.- Jaką miał twarz, oczy, usta?- Twarz raczej szczupła, pociągła.reszty nie mogęokreślić.Była już szarówka, a on bardzo szybko mnie minął.Poza tym było mi tak nieswojo przez ten jego gest, żepatrzyłam raczej na jego ręce.Obejrzałam się jeszcze za nimodruchowo, ale on wówczas już prawie biegł i nie oglądał sięza siebie.- Dlaczego wobec tego tak dokładnie zapamiętała panirodzaj jego płaszcza?- Ponieważ był z tego samego gatunku i o takim samymkroju, jak mego zięcia.Te płaszcze pokazały się w handludopiero w tym roku pózną jesienią.pomagałam mu gowybrać.Kupiliśmy taki płaszcz, tylko w kolorze butelkowym.- Gdybym pani pokazał fotografię lub człowieka, jeśli byłbypodobny do tamtego mężczyzny, rozpozna go pani?- Nie wiem.może?- Gdy pani dzwoniła do furtki, czy spostrzegła pani psaBrożków, nie było go w ogrodzie?- Nie, psa nie widziałam ani nie słyszałam.Może był wdomu lub w bardzo odległej części plantacji?- Nie zdziwiło panią, że Brożkowa umówiła się w tak ważnejdla niej sprawie i nie otworzyła drzwi?Kobieta przygryzła wargi i gorączkowo zaczęła szukać papie-rosa.Drżały jej przy tym ręce.Przyjęła podanego przez majora Ligerosa i wreszcie podniosła na inspektora oczy.- Janina miała bardzo nierówne i kapryśne usposobienie.Apo drugie, poczułam ulgę i prawie zadowolenie, żeuniknęłam bardzo nieprzyjemnej i upokarzającej dla mniesytuacji, że nie usłyszę wyzwisk, na które nie będę mogła iumiała odpowiedzieć.że nie będę świeciła oczami za winęmojej córki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]