[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cienkie ścianki rury wentylacyjnejpokrywała warstwa brudu.Pułkownik popijał kawę z kubka i obserwował rozmowęJenkinsa ze starą kobietą.Słychać było ich głosy, ale Bobbyznajdował się za daleko, by zrozumieć dobiegające z komputerasłowa.Kilkakrotnie wychwycił padające z ust kobiety imię Charles , co najwyrazniej Jenkinsa denerwowało.Pewnie mówi o mężu, pomyślał Bobby.Pułkownik nie odrywał wzroku od monitorów.Czasem tylkoprzełączał któryś z nich na czarnoskórego mężczyznę w dobrzeskrojonym garniturze.Ten siedział przy biurku i pracował.Willisprzyglądał mu się, a potem przenosił wzrok na ekran ze starąkobietą.Niebawem agent Jenkins wstał i zapukał w drzwi.Do pokojuprzesłuchań wszedł jeden z żołnierzy i uprzejmie wyprowadziłstaruszkę.Jenkins spojrzał w kamerę, jakby wiedział, żepułkownik go widzi, i z rezygnacją potrząsnął głową.Bobbyusłyszał, jak mówi: Nic z tego.Pułkownik milczał.Wcisnął tylko jakiś przełącznik i naglewszystkie ekrany wypełniła postać agenta w dobrze skrojonymgarniturze, który pracował za biurkiem.Willis przyglądał mu siępoważnie i surowo, aż w końcu Bobby zasnął ze znudzenia.Zbudził się, gdy żołnierze wyciągali go z rury, wykrzykująccoś, szarpiąc i popychając.W chwili gdy zamykali go w pokoju bezokien, zdążył jeszcze zobaczyć pułkownika, który wskazywałpalcem któregoś z nich. Idziemy, mały powiedział żołnierz. Przepraszam wykrztusił Bobby. Nigdy już tego niezrobię. Ruszamy powtórzył tamten.Był młody, miał jasne włosy itwarz naznaczoną bliznami po trądziku, ale pomimo wyraznegogniewu pułkownika z trudem ukrywał uśmiech, wyprowadzającchłopca z pokoju. Przypominasz mi mojego brata mruknął podnosem, gdy już wyszli z biura. Jak ma na imię?- spytał po chwili Bobby.Nigdy nie potrafiłoprzeć się ciekawości. Nazywał się Randy odparł tamten.A potem dodał: Nieobawiaj się.Zajmę się tobą.I Bobby poczuł, że opuszcza go lęk.Rozdział 12W swym następnym wcieleniu Lucille powinna zostaćkucharzem liniowym.Co dzień zaczynałaby pracę z uśmiechem natwarzy i co wieczór wracała do domu przesiąknięta wonią tłuszczu,przypraw i korzeni.Piekłyby ją stopy, puchły zmęczone nogi, aleona by to kochała.Bezwarunkowo.Stała teraz w zagraconej, lecz czystej kuchni, czekając, ażdosmaży się kolejna, skwiercząca na patelni porcja kurczaka.Tymczasem w salonie rodzina Wilsonów śmiała się i rozmawiała,powstrzymując się przed włączeniem telewizora podczas lunchu.Usiedli w kręgu na podłodze Lucille nie rozumiała, dlaczegowybrali to miejsce, a nie wygodny stół, który stał obok itrzymając talerze na kolanach, pochłaniali góry ryżu z sosem,kukurydzy, zielonego groszku i smażonych kurcząt, a na koniecbiskwity.Od czasu do czasu rozlegał się wybuch śmiechu, poktórym zapadała cisza, co oznaczało, że jedzą.Trwało to do czasu, aż cała rodzina najadła się do syta i namałym półmisku obok kuchenki zostało tylko kilka kawałkówkurczaka.Lucille wstawiła je do piekarnika, na wypadek gdybyktoś zgłodniał pózniej, po czym zabrała się do porządkowaniakuchni.Pracowała powoli i sprawiało jej to przyjemność. Czy mógłbym pomóc? W drzwiach stanął Jim Wilson.Gdzieś ze schodów dobiegał śmiech jego żony, która uganiała sięza dziećmi. Nie, dzięki odparła, zaglądając do jednej z kuchennychszafek.Dopisała coś do listy zakupów. Wszystko jest podkontrolą.Jim podszedł do niej, spojrzał na stertę naczyń i zakasałrękawy. Co ty robisz? spytała, odwracając się od szafki. Pomagam. Zostaw to.Zmywać powinny dzieci. Trzepnęła go po ręce. One się bawią. Chyba nie będą się bawić przez cały dzień? Powinniście imwpajać poczucie odpowiedzialności. Tak, proszę pani.Lucille krążyła po kuchni tam i z powrotem, drepcąc obokmężczyzny, który zastygł przy zlewie.Mimo uznania dla jejstanowiska w kwestii wychowania dzieci zmywał, wycierał iustawiał naczynia na półce, przy czym każde z nich traktowałindywidualnie i za każdym razem powtarzał te same czynności odnowa.Jedną po drugiej.Zmywał.Wycierał.Ustawiał. Skarbie zaczęła Lucille dlaczego po prostu nie włożyszich wszystkich do zlewu?Milczał i nie przerywał roboty.Zmywał.Wycierał.Ustawiał. No cóż, rób, jak chcesz. Westchnęła.Nie chciała przypisywać jego dziwacznego zachowania tejniepojętej sile, która wyrwała go z grobu i przywróciła do życia.Chociaż w jej przeświadczeniu byli kuzynostwem, nigdy niespędziła z nim i jego rodziną tyle czasu, ile powinna.Przyprawiałoją to o wyrzuty sumienia.Pamiętała Jima głównie z tego, że zawsze ciężko pracował, copotwierdzała większość mieszkańców Arcadii.I robił to do chwili,gdy wraz z całą swoją rodziną został zamordowany.Morderstwo Wilsonów było czymś potwornym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]