[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak to się stało, żezaabsorbowanie własną osobą, poczucie, że oświadczając się, czyni jejniebywale wręcz wielką łaskę, przerodziło się w ulgę, gdy przyjęłajego oświadczyny?- Do diaska, kobieto, dlaczego niby miałabyś chcieć tak postąpić?- Dlaczego miałabym chcieć? - Abby wsparła się rękami o biodra,przechyliła głowę i odwzajemniła jego spojrzenie.- Wiesz chyba, żejesteś baronem, prawda?Słuchając jej szczerej odpowiedzi poczuł się tak, jakby ktoś wraziłmu drzazgę pod paznokieć.Roześmiał się ostentacyjnie.- Cóż, zatem nici z moich nadziei, że zakochałaś się we mnie nazabój przez tych kilka dni, tak?- A chciałbyś, żebym była zakochana?- Boże broń! To ostatnie, czego chcę.Zresztą co to byłoby zamałżeństwo z rozsądku, przyznasz sama, gdyby pojawił się w nimrównie kłopotliwy element jak miłość.Abby skubała końce wstążeczek, którymi na wysokości piersiobszyty był stan jej sukni.- Nie sądzę, żebyśmy musieli się o to martwić, mi.mój Kippie.Bądz co bądz nie szukasz w małżeństwie miłości, to najzupełniejjasne.Wyobrażam sobie, że doznałeś rozczarowania w sprawachsercowych i teraz patrzysz na nie przez pryzmat własnegorozgoryczenia.Co brzmi wielce romantycznie, lecz musiało zapewnebyć wówczas ogromnie bolesne.Co do mnie, to także zdążyłam wyciągnąć nauczkę, smutnązresztą, że miłość dalece różni się od tych bezmyślnych, rzewnychbzdur, za które uważają ją ci, co o niej piszą.Jeśli będzie ci topocieszeniem, mogę przynajmniej powiedzieć, że miłośćnieodwzajemniona nie rozkwita, nie jest w stanie przetrwać.- Twój zmarły mąż - domyślił się Kipp i z dezaprobatą pokiwałgłową.Wstydził się za cały ród męski, a jednocześnie kulił sięwewnętrznie na myśl o swojej nieodwzajemnionej miłości do Merry.Nie powinno go dziwić praktyczne, pragmatyczne rozumowanieAbby.Przecież odzwierciedlało jego własne poglądy.Zaskoczył gojedynie fakt, że tak szybko go przejrzała, odgadła, dlaczego w ogólezdecydował się na małżeństwo bez miłości, choć nie zamierzałnaturalnie się przyznawać, ile prawdy tkwiło w jej domysłach.- Tak.Harry - przyznała Abby i spuściła wzrok.Skręcała wstążki,których końce zaczynały się strzępić, i obserwowała własne palce,skubiące siepiące się nitki.- Otóż to.Kto się raz sparzył, ten na zimnedmucha, czyż nie tak się mówi?Z trudem zostawiła wstążki w spokoju i spojrzała w twarz Kippa.Całe dni, całe dni i noce zastanawiała się, jak zwrócić się do tegoczłowieka, zaoferować samą siebie w obopólnie korzystnej transakcji.Co prawda nie wiedział o tym, wystarczało jednak, że ona wiedziała iże zdążyła dojść do paru wniosków przez tych kilka dni, a może raczejpodczas ciągnących się w nieskończoność bezsennych nocy.Patrzącmu prosto w oczy, zrobiła głęboki wdech.- Teraz, kiedy odrobinę lepiej rozumiemy się nawzajem, czymogę zaproponować kilka - nie zastrzeżeń czy zasad, oczywiście - alekilka spraw do omówienia? Jeśli zamierzamy urzeczywistnić naszplan, rzecz jasna.- Nie wiem, Abby - odparł swobodnie Kipp, rozbawionyświadomością, że sytuacja nadal wydaje mu się, z grubsza biorąc,zabawna.- Jakich to spraw?Znowu nabrała powietrza do płuc i wypuściła je powoli.- Wolałabym, milordzie, żebyś nie miał kochanek.Przynajmniejnie tak, żeby ktokolwiek zauważył.- Przez wzgląd na Harry'ego.- Przez wzgląd na mnie, sir.Wystarczająco wielu ludzi rozpuścijęzyki, gubiąc się w domysłach, dlaczego, u nieba, wybrałeś mnieponad Edwardine, ponad wszystkie kobiety w Londynie.Miałabymwziąć z tobą ślub, a potem przyglądać się, jak afiszujesz się namieście z inną? Nie, nie zniosłabym tego.Naprawdę bym tego niezniosła.Nie mam zbyt wiele dumy, ale trochę mi jej pozostało.- Rozumiem twój punkt widzenia - odrzekł Kipp szczerze.-Zgoda.%7ładnego afiszowania się z kochankami, jeśli kiedyśpostanowię wziąć sobie jakąś.Chociaż - zastrzegł się natychmiast -nie oznacza to, że masz podstawy, by oczekiwać, że będę ci sięspowiadał, ilekroć przyjdzie mi ochota wyjść z domu, podkreślam to,bo chcę być pewny, że dotrzymuję swojej części umowy.Obojezachowujemy niezależność, Abby.To jeden z ważniejszych punktów,które proponuję wraz z małżeństwem.- Zgoda.- Z poczuciem, że postawiła pod znakiem zapytania jego,jak była pewna, wrodzone dobre maniery, pośpiesznie wyłożyła kawęna ławę, zaczynała się bowiem obawiać, że zaraz straci tupet: - A więcmałżeństwo nasze byłoby związkiem z rozsądku, owszem, niemniejumowa obejmuje dzieci, skoro będziesz potrzebował następcy.Wspomniałeś już o tym, a ja na to przystaję.Sądziłam już, żemacierzyństwo nie będzie mi dane, i cieszę się na myśl, że będętrzymać w ramionach własne dziecko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]