[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale w tej iskrzącej, pobłyskującej i świecącej sięnieskończoności zawsze nieza-109wodnie odszukiwała wąski przesmyk, tę jedyną wnękę czy właściwe przejście. Na pewno są tu sfinksy powiedziała Merłe. Wierzysz w to? Pomyśl.%7łelazne Oko jest imitacją.Wokół są tylko lustra, które odbijają się wsobie.Są odbiciami samych siebie.%7łelazne Oko jest kopią, odzwierciedleniemświata luster.Choć niezwykle klarownym.i bardzo rozsądnym.Na pozór wszystkozdaje się tu być nieuporządkowane.Bo jeśli skręcam na prawo, to czyrzeczywiście jest to prawa strona? A jeśli na lewo, to czy naprawdę jest onalewą? Gdzie jest góra, gdzie dół? Gdzie przód, a gdzie tył? Merle chciaławłaśnie przystanąć, sądząc, że brną w ślepą uliczkę.Ale Ju-nipa pociągnęła jąza sobą.Obydwie nie napotkały żadnego oporu.Tak, wybór drogi był dla Junipyoczywistością.Jakby jej lustrzane oczy podążały z góry wyznaczonym torem.Zkolei dla Merle wybór drogi graniczył z cudem.Kroczyła obok przyjaciółki, od czasu do czasu się jej przyglądając.Jejmlecznej, białej karnacji.Nie mogła oderwać wzroku od lustrzanych oczu. Co widzisz? spytała. Mam na myśli, no.po czym rozpoznajesz właściwądrogę?Junipa uśmiechnęła się. Po prostu widzę.Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć.Możeinaczej, wydaje mi się, że już tu byłam.Kiedy włóczysz się po Wenecji, to nieszukasz drogi, którą chcesz iść.Nie potrzebujesz punktów orientacyjnych,drogowskazów, znaków.Po prostu idziesz.I dochodzisz.W najbardziej oczywistysposób.Tak jak ja teraz. Ale ty nigdy tu nie byłaś. Ja nie, ale moje oczy.Dziewczynki na chwilę zamilkły, po czym Merle spytała: Jesteś zła naArcimbolda?110 Zła? Junipa roześmiała się szczerze. Jak mogłabym być na niego zła? Skoroprzywrócił mi wzrok, mnie, niewidomej dziewczynie. Ale na rozkaz Lorda Zwiatło. I tak, i nie.Burbridge.polecił Arcimboldowi, by wyciągnął nas zsierocińca.I wprawił mi oczy.Ale polecenie z góry zbiegło się z jego własnąintencją.Uczciwie chciał nam pomóc.Tobie i mnie. Bez niego nie byłoby nas tutaj. Bez niego Królowa Laguny gniłaby w egipskim więzieniu albo byłaby już martwa.Podobnie jak my i cała Wenecja.Myślałaś o tym w ten sposób?Merle sądziła, że przeanalizowała już wszystkie możliwe aspekty.Jasne, żeprzebywały na wolności, ponieważ Arcim-boldo przygarnął je do siebie.Ale cóż taich wolność była warta? W gruncie rzeczy pozostawały zwykłymi więzniami, jakzresztą cała reszta ludzkości.A może los obszedł się z nimi jeszcze okrutniej,gdyż pozostawały więzniami własnego losu, nie dającego im szansy wyboru.Wskazującego tylko wąską dróżkę postępowania.Czyż nie poczułyby się lepiej,gdyby mogły odpocząć i uświadomić sobie, że ktoś przejmie odpowiedzialność wswoje ręce? Tymczasem cały jej ciężar spoczywał na ich barkach.Zastanawiała się, czy Arcimboldo przypadkiem tym się nie kierował. Zaraz jesteśmy na miejscu powiedziała Junipa. Tak szybko? Do tutejszych odległości nie możesz przykładać naszej miary.Każda z dróg jestna swój sposób pewnym skrótem.Na tym polega sens lustrzanej rzeczywistości.Naszybkim przemieszczaniu się z miejsca na miejsce.111Merle kiwnęła głową i niemal w lot pojęła, że wszystko, co opowiedziała jejJunipa, nie brzmiało aż tak całkiem obco.Im częściej stykała się zfantastycznymi rzeczami, tym mniej ją one zadziwiały.Ale zastanawiała się, jakdługo to już trwa.Od kiedy jej pierwotny świat zaczął rozkładać się na drobneelementy i składać na nowo? Bo chyba nie od momentu, kiedy Królowa zagniezdziłasię w jej głowie.Już raczej od owej nocy, kiedy po raz pierwszy dawnej Merle zsierocińca powiedziała do widzenia", a przed nową otwarła drzwi; kiedy razem zSerafinem wyszła z ulicznego święta w Wenecji, całkowicie zanurzając się wnieoczekiwanej dla niej rzeczywistości; kiedy uświadomiła sobie, że staje sięosobą dorosłą. No, doszłyśmy powiedziała Junipa.Oczy Merle zaiskrzyły się.W pierwszej chwili w otaczających ją lustrachdostrzegła tylko siebie i pomyślała zgryzliwie, że widzi perfekcyjne odbiciewłasnych rozmyślań.I tylko samą siebie, nikogo innego.Tylko siebie. Twoje odbicie bywa czasami nie do zniesienia powiedziała Królowa.A pokrótkiej przerwie dodała: Pozostawiasz mnie bez ironicznej kontry? Masz rację.Junipa mocniej ścisnęła rękę przyjaciółki i wskazała na iskrzący się wsrebrzystej nieskończoności punkt. Tam jest brama. Naprawdę? Nie potrafisz jej dostrzec? Ktoś zapomniał zamontować klamkę.Junipa uśmiechnęła się. Zaufaj mi.Tak po prostu. A cóż ja cały czas robię?Junipa zatrzymała się, zwracając się do przyjaciółki. Merle? Tak?112 Cieszę się, że tu jesteś, że razem próbujemy sprostać wyzwaniu.Teraz uśmiechnęła się Merle. Te słowa brzmią zupełnie inaczej niż przedtem, w%7łelaznym Oku.Brzmią.tak prawdziwie. Tutaj, między lustrami nie czuję oddziaływania Kamiennego Zwiatła odpowiedziała Junipa. Jakbym miała w piersi poprzednie serce.I widzę dużolepiej od ciebie.I pewnie od każdego człowieka.Wiesz, sądzę, że przynależę dotego świata.Możliwe, że była to prawda, że Arcimboldo wykonał oczy ze szkła z lustrzanegoświata.Junipa jest przewodniczką, powiedziała Lalapeja.A czyż przewodnicy niepochodzą z rodzinnych stron? Po plecach Merle przebiegł zimny dreszcz, ale niedała tego po sobie poznać. Trzymaj się mnie mocno przestrzegła ją Junipa.Beznamiętnie wyszeptałaSzklane Słowo.Po chwili obie przekroczyły granicę.Opuściły lustrzany świat w równie zwyczajny sposób, w jaki uprzednio do niegowkroczyły.W szklanej rzeczywistości kroczyły całkiem normalnie, czując jedyniena plecach lekki powiew wiatru.Po drugiej stronie progu oczekiwały je. Lustra? zapytała Merle, zanim zorientowała się, że miejsce, w którym sięznalazły, nie było tym samym, w którym rozpoczęły wędrówkę. Lustra? powtórzyła Królowa Laguny. Gabinet lustrzany Burbridge'a powiedziała Junipa. Zgodnie z przepowiedniątwojej mamy.Z tyłu usłyszały czyjeś chrząknięcie. Miałem nadzieję, że łatwo znajdziecie drogę.Merle energicznie odwróciła się wtę stronę.113Profesor Burbridge, alias Lord Zwiatło, jej dziadek trzy zupełnie różneokreślenia tej samej osoby.Zbliżył się do nich, stając przed nimi w bezpiecznejodległości.Nie podszedł całkiem blisko, jakby nie chcąc ich przestraszyć. Nie bójcie się powiedział. Jestem tu sam.W lustrzanym gabinecie światłonie ma nade mną żadnej władzy. Jego głos brzmiał bardziej starczo niż wpiekle.I tak też wyglądał: bardziej pochylony i wątły. W tym miejscu nie jestem Lordem Zwiatło powiedział, uśmiechając się smutno. Tylko Burbridge'em, owym starym dziwakiem.Lustro, z którego wyszły, było jednym z wielu tworzących jednolitą okrągłąścianę.Większość luster tkwiła jeszcze w drewnianych ochronnych ramach, w którez zasady wsadzał je Arcimboldo, zanim zlecił ich transport do kolejnego klienta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]