[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciepło jego ciała urzekająco kontrastowało z chłodnym powiet-rzem.Powstrzymanie się przed oddaniem się Morganowi kosztowałoSabrinę wiele wysiłku.Ich splecione w uścisku odbicia połyskiwały wmglistym szkle.- Nie musisz być nikim poza sobą, Sabrino.Każdy mężczyzna uznałbycię za cudowną.- Jego chropowaty głos był zabarwiony pożądaniem.Pogłaskał jej policzku wierzchem swoich opalonych dłoni.- Ty jesteśbiała, ja jestem czarny.- Oszołomiona Sabrina patrzyła, jak jego delikatneręce prowokacyjnie przesuwają się w dół, powoli rozpinając jej gorset,póki nie otworzył się, niepewnie odsłaniając różowe koniuszki jej piersi.Jego ręce muskały jej rozpalona skórę.- Gładka, tam gdzie ja szorstki.Delikatna.- Włosy zsunęły mu się na twarz, a on sięgał jeszcze niżej, ażobjął dłońmi jej kobiecy żar.Zbliżył się, dopasowując swoje biodra do jejpośladków.- Tam gdzie ja twardy.Sabrina westchnęła gwałtownie, czując na sobie mężny dowód jegosłów.Sabrina odchyliła głowę do tyłu, a lekkie jak szept pocałunkiMorgana rozsypały się na jej szyi niczym płatki róż.Prawie nierozpoznawała kobiety w lustrze - wyuzdane stworzenie, rozchylonepożądliwie wilgotne usta, rozłożona przed władczym ciałem mężczyzny,który trzymał jej serce w dłoni.Ich spojrzenia spotkały się w lustrze.Sabrina zastanawiała się, czy takwłaśnie czuła się Alwyn.Czy tak czuły się w jego ramionach wszystkieinne kobiety.Dręczyły ją ostre jak zapach pieczonego piernika wspomnienia.Szczuplejszy, młodszy Morgan siedzący na stołku w kuchni Cameronów,siedząca na jego kolanach rozpalona, pokojówka całująca go namiętnie.Sabrina wpadła na nich, wchodząc do kuchni, lecz wycofała się, nimzdążyli ją zauważyć.Tego i następnego wieczora nie jadła kolacji, niepotrafiła spojrzeć w zadurzone oczy służącej, nie tracąc apetytu.Morgan delikatnie zacisnął dłonie, wydając z siebie tryumfalny jęk.Sabrinę ogarnęła panika.Czy Morgan kochał się teraz z żoną, czy poprostu z kolejna kobietą, świeżą zdobyczą głodnego zwycięstwaMacDonnella? Nie zniosłaby myśli, że jej niewinność jest dla niegokolejnym cholernym trofeum.183Zagryzając wargi i tłumiąc krzyk zesztywniała i uchyliła się przedłagodnym naporem jego palców.Morgan od razu wyczuł, że jego żona sięwycofuje.Jego ręka - znieruchomiała.Uniósł głowę.Sabrina widziała wlustrze jego wzrok, który u innego mężczyzny uznałaby za oznakęzdrady.Nim zdążyła jakoś się wytłumaczyć, skłamać czy usprawiedliwić,Morgan jednym ruchem obrócił ją w swoją stronę i przyparł do lustraswoim twardym jak stal ciałem.Jego oczy zamigotały, przywodząc Sabrinie na myśl tego podłegochłopaka, którym niegdyś był.- Co ci jest dziewczyno? Boisz się, że skradnę dla siebie chwilęprzyjemności? Wzdrygasz się pod moim dotykiem.Nie chcesz na swoimciele brudnych rąk swojego męża?Sabrina przycisnęła swoja suknię do gardła.- Proszę, Morgan.- Prosisz o co? Proszę nie hańb mnie swoją bezwartościowoś-cią? Amoże robisz to, co zawsze Cameronom wychodziło najlepiej? Obnosiciesię z czymś niewyobrażalnie pięknym tuż przed naszymi oczami, a gdyjuż zdobędziemy się na odwagę, by po to sięgnąć, wyrywacie nam to zrąk!Sabrina zamrugała oczami ze smutnym zdziwieniem.Czymśniewyobrażalnie pięknym? Jak śmie teraz z niej drwić? SpojrzenieMorgana zagrzmiało, jak gdyby jego inteligencja i samokontrolawalczyły właśnie ze stuleciami barbarzyństwa, którym było karmionejego masywne ciało.Sabrina odwróciła głowę, by ukryć narastający wniej strach.Kiedyś jego okrucieństwo miało tylko moc, by ją ranić.Terazwiedziała, że może ją zniszczyć.Zamknął jej ramiona w nieustępliwymuścisku.- Zawsze mnie nienawidziłaś dziewczyno, prawda? Może jużnajwyższy czas bym dał ci ku temu dobry powód?Niesprawiedliwość jego słów uderzyła Sabrinę z taką siła, żeprzerwała trwające od trzynastu lat milczenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]