[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Moja pani Szwejc - rzekła z rezolutnościąosoby zupełnie niezależnej a poniekąd wyższośćswą czującej - po co tu daremnie słowa tracić? Tosamo mówiłaś pani Emilce, kiedy po raz pierwszytu przyszła, a jednak przyjęłaś ją.cała rzecz wtym, żeby zgodzono się na jak najmniejszą opłatę,nieprawdaż? 199/216Szwejcowa uśmiechnęła się.- Panna Klara zawsze żywego temperamentu -rzekła z jednostajną słodyczą - porównywasz paniopłatę, jaką pobierają robotnice u pani N., z tą,jaką dać może biedny nasz zakład, i dlategowydaje się pani, że płacimy zbyt mało.- O tym, co mi się wydaje, kochana pani Szwe-jc, wiem już ja sama - przerwała Klara - chci-ałabym tylko, abyś pani jak najprędzej powiedzi-ała, czy pani Zwicka znajdzie tu dla siebie robotę,bo w przeciwnym razie pójdziemy gdzie indziej.Szwejcowa splotła ręce na piersi i spuściłagłowę.- Miłość blizniego - zaczęła z cicha i przewlekle- miłość blizniego nie pozwala odmawiać pracy os-obie.Klara uczyniła niecierpliwe poruszenie.- Moja pani Szwejc - rzekła - miłość blizniegonie ma tu nic do czynienia.Pani Zwicka ofiaruje pani swoją pracę, zaktórą pani płacić jej będziesz, ot i koniec.To taksamo, jak kiedy człowiek przychodzi do sklepu,bierze towar i kładzie za niego pieniądze na stół.Po co tu miłość blizniego? Szwejcowa westchnęłaz cicha. 200/216- Moja panno Klaro - rzekła - wiesz dobrze, jakdbam o zdrowie moich robotnic, a przede wszys-tkim o ich obyczaje.Przy ostatnim wyrazie twarz jej długa i po-marszczona okryła się w istocie wyrazemtwardym i surowym.Klara uśmiechnęła się.- Wszystko to do mnie nie należy.Chciałabymtylko usłyszeć na koniec: czy przyjmujesz panipanią Zwicką do zakładu swego, czy nie?- Cóż mam robić? cóż mam robić? chociaż, do-prawdy, tyle mam już robotnic, że i roboty nie sta-je.- A więc na jakich warunkach? - żywo nacier-ała Klara.- A cóż? Na takich, na jakich pracują wszystkiete panie, czterdzieści groszy na dzień.Dziesięćgodzin roboty.Klara przecząco wstrząsnęła głową.- Pani Zwicka nie będzie za taką cenę pra-cować - rzekła rezolutnie i śmiejąc się dodała: -Czterdzieści groszy za dziesięć godzin roboty, toznaczy cztery grosze za godzinę.To żart chyba.Zwróciła się do Marty i rzekła:- Chodzmy, pani, gdzie indziej. 201/216Klara zwróciła się już do drzwi, ale Marta niepostąpiła za nią.Stała chwilę jak przykuta domiejsca, nagle podniosła głowę i rzekła:- Zgadzam się na warunki pani.Będę szyła podziesięć godzin dziennie za czterdzieści groszy.Klara chciała jeszcze coś mówić, ale Marta niedopuściła ją do słowa.- Tak już postanowiłam - rzekła i ciszej dodała:- Samaś przed godziną mówiła, panno Klaro, żelepiej mieć coś jak nic.Umowa stanęła.Od następnego dnia Martarozpocząć miała zawód szwaczki w zakładzieSzwejcowej.Na koniec więc po długich poszuki-waniach, po trudach podejmowanych nadarem-nie, upokorzeniach również nadaremnie przenos-zonych, po bezowocnym szamotaniu się śród drógróżnych i żebraczym pukaniu do drzwi wielu, Mar-ta znalazła robotę, możność zarobkowania, tępodstawę, na której budować się musiał byt jej ijej dziecka.A jednak, gdy zmęczona długim chodzeniempo mieście wróciła do swej izdebki, nieuśmiechała się tak, jak owego dnia szczęśliwegopowrotu z biura informacyjnego, nie otworzyłaramion ku biegnącemu ku niej dziecięciu i nie 202/216powiedziała mu ze łzą w oku i z uśmiechem na us-tach:- Dziękuj Bogu!Blada, zamyślona, z głęboką fałdą na czole izwartymi usty, Marta usiadła dziś przy małym ok-ienku, szklanymi oczami wpatrzyła się w dachyotaczających domostw i żadnego dzwiękurozróżnić niezdolnym uchem wsłuchiwała się wgwary wielkiego miasta.Niska cyfra przyobiecanego zarobku nieprzestraszała ją; zbyt mało jeszcze upłynęło cza-su, odkąd poczęła związywać i łatać środki do ży-cia na kształt szmaty spróchniałej, rwącej się i roz-padającej w ręku; zbyt niewprawną jeszcze byław groszowe rachunki ubogich i zbyt nieświadomątego roju codziennych szczególików, z którychkażdy, drobniejszy od najdrobniejszej muszki za-wieszonej w przestrzeni, kamiennym przecieżbrzemieniem spada na barki ubogiego, aby odrazu zmierzyć mogła przyszły zarobek z przyszły-mi potrzebami i jasno dojrzeć niewystarczalnośćpierwszego, dolegliwość drugich.Nie wiedziała jeszcze dokładnie, czy wraz zdzieckiem swym wyżyć będzie mogła czterdziestugroszami dziennie; mała ta cyfra dzisiejsza byłazresztą wielką w porównaniu z wczorajszą, która 203/216przedstawiała zero [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire