[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozumiała jednak, że teraz Brady potrzebuje po prostu spokoju.Nawet wpanującym w celi półmroku rozlewający się na policzku siniak był dobrze widoczny.Tętnicena skroni i w gardle pulsowały, zwalniając nieco, w miarę jak się uspokajał.Zobaczyła, żezraniona ręka znów okrwawiła bandaże.Zcisnęła drugą dłoń.Po jakiejś minucie usiadł prosto, ze wszystkich sił starając się wyglądać na całego,zdrowego i w pogodnym nastroju.Opowiedziała mu o tym, jak obudziła w celi w towarzystwie Scaramuzziego izrelacjonowała, dlaczego zlecił morderstwa Pelletier i ataki na nich.W oczach Brady ego rozbłysła iskra, ale był zbyt znużony, żeby okazywać złość.- Więc to wszystko kant, który ma uwiarygodnić Scaramuzziego w oczach radyzarządu - podsumował.- Sztuczka iluzjonisty, tyle że na śmierć i życie - zgodziła się.Przyjrzała się swojemuowiniętemu gazą przedramieniu.Dotknęła plamy i oglądnęła palec.Był mokry od świeżejkrwi.Brady potrząsnął głową.- Tyle już wieczorów zmarnowałem, kontemplując naturę zła.Wydawało mi się, żepatrzyłem mu prosto w oczy.Sądziłem, że je znam.- Zmarszczki na jego czole pogłębiły się.- A tymczasem wściekałem się na uzurpatora.patrzyłem na.na dym, a nie na ogień.- Ogniem jest Scaramuzzi - zawyrokowała Alicia.- Myślałem, że śmierć Karen była bezsensowna.Jakiś pajac za kółkiem, pijany,rozkojarzony albo lekkomyślny, zmiótł ją tak, jak się zabija muchę.To przerazliwie boli, aleto, co robi Scaramuzzi, jest jeszcze gorsze.- Podniósł na nią wzrok.- %7łyłem we własnymświecie, żyłem przeszłością, lamentując nad tym, co jest teraz.Zapomniałem o prawdziwymświecie, gdzie żyją ludzie, których kocham.A takie potwory jak Scaramuzzi im zagrażają.Jeśli jestem tym człowiekiem, którego kochała moja żona, to muszę pozwolić jej odejść.Onajest już gdzie indziej.Jego wzrok odpłynął, a Alicia wiedziała, że Brady mówi nie tylko do niej, ale i dosiebie.I do Karen, i Zacha, a może nawet do swojego Boga, z którym na jej oczach toczyłwalkę, od kiedy go poznała.- Nie mogę zatrzymać jej i jednocześnie innych ludzi, których kocham - ciągnął dalej.- Chciałem być z nią bardziej niż chciałem być z nimi.Od dziś to się zmieni.Oni mniepotrzebują, ona już nie.Znów podniósł wzrok.Oczy miał wilgotne i zaczerwienione.Chciała powiedzieć coś, co by go pocieszyło, ale obawiała się, że cokolwiek powie,może zabrzmieć zle.Dlatego ścisnęła go tylko za rękę.- To nie koniec - wyszeptał.Właśnie miał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał imjakiś dudniący głos.- Jesteście sławni!Scaramuzzi podszedł do celi, ręce układając w szyderczym powitaniu.- Wszyscy o was pytają - powiedział.- Chcą wiedzieć, kim są ci wrogowie, którzywdarli się do mojego domu.Kimże są ci niewierni? Jedna osoba wykazywała szczególnezainteresowanie, więc zaprosiłem ją, żeby was poznał.Nie macie chyba nic przeciwko?Odwrócił się do zaciemnionego korytarza.- Chodz, ojcze! - Do Brady ego i Alicii zaś odezwał się cicho: - Stareńki już jest,biedaczysko.Ledwie chodzi.Z cienia wyłonił się zgarbiony stary człowiek w czarnych spodniach i koszuli zkoloratką.Podniósł głowę i Alicia poczuła, jak ciało Brady ego, podobnie jak jej, sztywnieje.- Agenci specjalni Moore i Wagner - przedstawił Scaramuzzi.- Poznajcie mojegogłównego teologa ojca Randalla.Starzec skrzyżował spojrzenia kolejno z każdym z nich.Szybkim ruchem podniósłpalec do ust, po czym podrapał się po policzku pokrytym jednodniowym zarostem.Brady i Alicia spojrzeli na siebie nawzajem.Pomogła mu wstać z pryczy i podejść dokrat.Stał tam, twarzą w twarz z nimi, człowiek, którego znali jako kardynała Ambrosiego.82.Kardynał Ambrosi - ojciec Randall - zmierzył ich wzrokiem i skinął głową.Scaramuzzi odezwał się do swoich więzniów.- Ojciec Randall był ciekaw, co o mnie wiecie i w jaki sposób dotarliście aż tutaj pozaledwie kilku dniach poszukiwań.Zaproponowałem, żeby sam was zapytał.- Istotnie.- odezwał się Ambrosi w zamyśleniu.Jego spojrzenie padło na Alicię.Natwarzy księdza malowała się troska, choć próbował ją ukryć pod pozorami ciekawości.Powieki powoli opadły, po czym znów uniosły się jakby dzięki ogromnej sile woli.- Proszę się nie spóznić na Zgromadzenie - powiedział Scaramuzzi cicho do kardynałaczy księdza, czy kimkolwiek był ten człowiek.Przesłał Alicii uśmiech.- Bądz dla niego miła.Ma wysoko postawionych przyjaciół.- Roześmiał się i Alicia zrozumiała, że mógł mieć namyśli Boga albo watykańskich hierarchów, a nawet samego siebie.Podejrzewała, że właśnieta dwuznaczność tak go ucieszyła.Scaramuzzi przyjacielsko ścisnął Ambrosiego za ramię ioddalił się niespiesznie.- Proszę, odsuńcie się pod ścianę - powiedział starszy mężczyzna.- Coś ty zrobił? - spytał Brady, a każde słowo było ciężkie jak głaz.- Proszę was.Nie możecie jeszcze wyjść.To zbyt niebezpieczne.Alicia odciągnęła Brady ego do tyłu.Obserwowali, jak tamten przysuwa się doklawiatury, wstukuje kod i otwiera drzwi.Wszedł, szurając nogami i zamknął drzwi za sobą.Podszedł do pryczy Alicii i usiadł.Westchnął ciężko i zwiesił ramiona.Wydawał siędrobniejszy, niż pamiętała go z tego ranka.Bardziej kruchy.Usiadła obok niego.Brady patrzył na niego wściekle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]