[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.126Stary rozwinął szmatkę i nalał na nią trochę płynu, po czym znów rozległ się świergot kołowrotka.- Tato - powiedział Tom - czy mogę cię o coś zapytać?- Pytaniem nie można nikogo skrzywdzić.- Czy kiedykolwiek zdradziłeś mamę?- Nie - Wesley dalej rytmicznie kręcił korbką.- Nie miałem potrzeby, bo dawała miwszystko, czego może potrzebować mężczyzna, i robiła to z uśmiechem.To zawsze podobało się Tomowi u ojca: mógł tu siedzieć do wieczora i zadawać takiepytania, a Wesley o nic by go nie nagabywał.Był człowiekiem, który żył w zgodzie z samymsobą i nie odczuwał potrzeby zaglądania innym w ich dusze.- Nigdy? Na pewno?- Nigdy.- Ja też nie.Ale wyszła na jaw sprawa, która ma początek jeszcze w czasach, gdybyłem zaręczony z Claire.Możemy o tym porozmawiać?- Mamy przed sobą cały dzień.- No więc.Tak to wygląda, posłuchaj.W tamtym czasie spotkałem się z kobietą,jeden jedyny raz i - trzymaj się tato, bo to nie byle jaka wiadomość - okazało się, że maszwnuka, o którym nic do tej pory nie wiedziałeś.Ma siedemnaście lat i chodzi do mojejszkoły.Wesley zatrzymał kołowrotek, rzucił okiem na Toma i poprawił się w fotelu.Dopieropo dłuższej chwili odłożył wędkę i powiedział: - Wiesz co, synu? Chyba musimy napić sięR Spiwa.Wstał i poszedł do domu trochę przygarbiony, niczym wędka pod ciężarem złapanejryby.Zaskrzypiały wypaczone drewniane drzwi.Wrócił z czterema puszkami schlitza, wrę-czył dwie Tomowi i usiadł ciężko, sadowiąc się wygodnie w fotelu.Obaj otworzyli swoje puszki, które w tym samym czasie wydały z siebie głośnesyknięcie, a potem równocześnie przechylili do tyłu głowy.Wesley wytarł usta żylastą ręką.- No tak.to rzeczywiście jest coś - mruknął.- Dowiedziałem się o tym na tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego.Wczorajwieczorem powiedziałem Claire, jest wstrząśnięta.- Nie wątpię, nawet moje stare serce zaczęło szybciej bić na taką wieść.- Bardzo to przeżywa, tato.Naprawdę - Tom skierował wzrok w stronę jeziora.- Niepozwala się nawet dotknąć.Do licha, nawet nie chce na mnie patrzeć!- Musisz jej dać trochę czasu, synu.To musi być dla niej szok.Tom zrobił parę łyków i postawił puszkę na oparciu krzesła.127- Boję się, tato.Nigdy nie widziałem jej w takim stanie.Wczoraj mnie spoliczkowała, a godzinę temu powiedziała, żebym się wynosił, że nie może wytrzymać ze mną pod jednymdachem.Na Boga, tato, przecież nigdy nie traktowaliśmy się w ten sposób.- Chyba na to nie zasłużyłeś.- A jednak tak, jestem pewien, tak.Powiedziałem jej coś, co ją zraniło, ale chyba trzebasobie mówić prawdę? Wiesz, jak dotąd układało się między nami.Zawsze odnosiliśmy się dosiebie z szacunkiem, to było dla nas najważniejsze, bez względu na okoliczności.A teraz onanawet nie chce usiąść i porozmawiać.Wesley nie odzywał się przez chwilę, by wreszcie powiedzieć: - Kobiety to delikatneistoty.Zmienne.- Ba.Nie musisz mi tego mówić, właśnie się tego uczę!- Cóż, synu, przez ciebie znalazła się w przykrej sytuacji: - dwóch chłopakówurodzonych w tym samym czasie.- Tamta kobieta nigdy nic dla mnie nie znaczyła, nawet jej nie poznałem, kiedy zjawiłasię w szkole, żeby zapisać Kenta.Gdyby nie ten chłopak, to nawet bym się za nią nieobejrzał, ale Claire nie chce mi uwierzyć.- A ty byś uwierzył? - ojciec skończył pierwszą puszkę piwa i odłożył ją na podłogęwerandy.- Postaw się na jej miejscu.Uwierzyłbyś?Tom potarł spodem puszki o kolano.Wciąż jeszcze miał na sobie białą koszulę ipopielate spodnie, które założył do kościoła, tylko krawat nie był już ciasno zawiązany podszyją.R S- Chyba nie.- Czyli sam widzisz, że potrzeba jej trochę czasu.Będziesz musiał na nowo walczyć ojej względy - otworzył drugą puszkę.- To oczywiście może być nawet przyjemne.Tom popatrzył na niego z ukosa.Kiedy ich spojrzenia spotkały się, figlarne ogniki woczach Wesleya natychmiast zgasły.- Więc ma na imię Kent, tak?- Kent Arens - potwierdził.- Kent Arens.- powtórzył, jakby na próbę.- Jaki on jest? Powiedz mi coś o nim -poprosił cicho.Tom wolno pokręcił głową z podziwem.- Na Boga, tato, jest wyjątkowy.Był wychowany na Południu i ma nienagannemaniery, do nauczycieli zawsze zwraca się: „proszę pani, proszę pana".Wspaniałe stopnie, świadectwa, godne podziwu plany.I na dodatek tak podobny do mnie, że spadłbyś z krzesła,gdybyś go tu teraz zobaczył.Dla mnie to był szok.- Bardzo bym chciał go poznać.128- A jego zdjęcia z dzieciństwa.- mówił dalej, jakby nic do niego nie docierało.- Były w dokumentach i kiedy je przeglądałem, to.Przerwał i zaczął paznokciem zdrapywać lakierz puszki.- Niewiele przeżyłem takich momentów w życiu.Siedziałem przy biurku, całkiemsam, patrząc na tego dzieciaka.mojego syna.Nigdy wcześniej go nie widziałem i oto naglemam przed sobą zdjęcia.nie jego - moje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]