[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaśmiała się znowu.- Lepiej czytaj swoją książkę.Wrócę tutaj o wpółdo dwunastej, by rzucić na niego okiem.Przyniosę cifiliżankę herbaty.Obcasy pielęgniarki zastukały w głębi korytarza iFallon usłyszał skrzypnięcie krzesła, gdy policjant sadowił się na nim.Wrócił niepewnie do łóżka.Na ścianę wisiał elektryczny zegar, który wskazywał dziewiątą trzydzieści.Martin przeszedł przez pokój kilka razy i usiadłznowu.Miał półtorej godziny, to wszystko nie wyglądało lepiej, niż uprzednio w pociągu.Miał tylko jedenatut - zaskoczenie.Musiał szybko działać.Jeśli nie124wydostanie się teraz, to wiedział, że nie zrobi tegonigdy.Teraz w nocy, był właściwy czas.Czas, kiedywszyscy sądzili, że jest ciężko chory, i najmniejszamyśl o jego ucieczce byłaby co najmniej śmieszna.Sprawdził szafkę przy łóżku.Nie znalazł w niej niczego oprócz ręczników i paru pantofli.Włożył pantofle i zgasił światło, a potem podszedł do okna.Lekko na prawo, jakieś trzydzieści stóp poniżej,znajdowało się główne wejście do szpitala.Lampaumocowana na stalowej podpórce oświetlała szerokim strumieniem ścieżkę biegnącą u dołu.Siąpiłdrobny deszcz, wyglądający w żółtym świetle latarni,jak delikatna, srebna mgiełka.Fallon otworzył ostrożnie okno i wychylił się na zewnątrz.Około trzech stóp poniżej parapetu biegł rzezbionyfryz szeroki na sześć cali, przecinając frontową ścianębudynku na całej szerokości.Martina ogarnęło gwałtowne podniecenie.W mroku na prawo, ciągnął siędługi rząd okien.Prawie każde z nich rzucało szerokipas światła.Po lewej stronie znajdowały się trzy okna, ale tylko jedno z nich było oświetlone od wewnątrz.Fallon spróbował przez chwilę zastanowić się nadsytuacją.Nie było żadnego ryzyka, przecież jego życie znajdowało się w daleko większym niebezpieczeństwie.Przełożył nogę nad parapetem i wdrapałsię na występ.Przez chwilę stał, rozmyślając nadwzględnym bezpieczeństwem otwartego okna, a po-125tern zaczął się przesuwać ostrożnie wzdłuż występu ztwarzą blisko przy ścianie.Nie odczuwał zimna i wiatru przeszywającegocienki materiał jego piżamy.Poruszał się cal za calemz umysłem skoncentrowanym na utrzymaniu równowagi na wąskim fryzie.Wydawało się, że minęły wieki, zanim dotarł do pierwszego okna.Było otwarte nakilka cali u dołu.Wcisnął palce w wąską szparę, apotem podniósł okno i wszedł do środka.Przesunąłsię ostrożnie przez pokój, wytężając oczy w ciemności.Aóżko nie było zajęte.Podszedł szybko do drzwii nacisnął delikatnie klamkę.Otworzył je lekko.Tylko parę stóp dalej na krześle siedział policjant, czytając książkę.Fallon cicho zamknął drzwi.Nie tracił czasu.Przeszedł z powrotem przez ciemny pokój i wdrapał się na występ.Wydawało mu się,że jest teraz zimniej, zaczął drżeć, posuwając się donastępnego okna.Miał szczęście.Zwiatło sączyło sięjedynie przez szparę w zaciągniętych zasłonach.Zatrzymał się, na parę sekund by odpocząć, zanim ruszył do ostatniego okna.Znajdowało się trochę dalejniż pozostałe i kiedy dotarł do niego, jego ramionadygotały.Przez chwilę próbował palcami otworzyć ramę okna.Poczuł, że wpada w panikę, kiedy okno pozostałonadal zamknięte.Spróbował znowu, naprężając każdy palec i okno wystrzeliło w końcu z łoskotem dogóry, a on niemal stracił równowagę upadając na parapet.Ostry ból przeszedł go pod żebrami, powstrzy-126mał jęk i wgramolił się do pokoju.Jakiś czas siedziałna podłodze czekając, aż minie ból.Gdy czuł już tylko tępy ucisk, wstał i przesunął się ostrożnie do przodu.Jego głowa uderzyła w ścianę.Ruszył po omackuprzed siebie natrafiając w końcu na drzwi.Nacisnąłdelikatnie klamkę i pociągnął.Bez rezultatu.Przezchwilę stał bez ruchu ciężko oddychając, a potemprzesunął rękami po ścianie przy drzwiach i natrafiłna kontakt.Znajdował się w magazynie pościelowym.Zcianybyły obudowane drewnianymi półkami, na którychułożono w wysokich stertach prześcieradła, koce i ręczniki.Spróbował znowu otworzyć drzwi, lecz bezskutku.Wyłączył światło i stanął przy otwartym oknie.Ogarnęło go zwątpienie.Przecenił swoje siły.Jeśli teraz wyszedłby na zewnątrz, nie miał żadnychszans.Mógł się już nigdy stąd nie wydostać.Przypomniał sobie słowa Stuarta i nagle poczuł przypływ nowej energii.Wspiął się na występ i zaczął wracać doswojego pokoju.Wydawało się, że zabiera to dwukrotnie więcejczasu niż poprzednio.W pewnej chwili o mało co niestracił całkowicie równowagi i nie spadł.To był niemal cud, że zdołał się utrzymać.W końcu wciągnąłsię przez parapet do swego pokoju.Dowlókł sięchwiejnym krokiem do łóżka i usiadł.Nie czuł się zadobrze.Z trudem łapał powietrze, jak gdyby bandażezbyt mocno ściskały mu klatkę piersiową, przeszkadzając w oddychaniu.Zastanowił się.Nie było sensu127przechodzić wzdłuż ściany na prawo.Niemal w każdym pokoju świeciło się światło.Ktoś z pewnościąmusiałby go w końcu zauważyć.Było również możliwe, że są to pokoje jakiegoś oddziału.Nie, musiał wy-myśleć coś innego.Spojrzał na zegarek.Wskazywałdziesiątą piętnaście.Gwizdnął sam do siebie.Wycieczka wzdłuż występu zabrała mu więcej czasu niżmógł to sobie wyobrazić.Podszedł znowu do okna iwychylił się na zewnątrz.Nie było sposobu, abywdrapać się gdzieś wyżej.Okap dachu znajdował siępoza zasięgiem jego rąk.Następny rząd okien znajdował się jakieś dziesięć stóp poniżej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]