[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wrócił do samochodu, wyjechał z kampusu i ruszył do hotelu.Fotografię Noelłe Paziapołożył na fotelu pasażera.Dziewczyna na zdjęciu wpatrywała się w niego oskarżycielsko,smutno, lękliwie.Bał się o nią.Wiedział, że wkrótce pozna jej los.Wyjął z kieszeni telefon i wystukał dobrze znany sobie numer.Po chwili w słuchawceodezwał się męski głos.- To ja - przywitał się Grimes.- Cześć, tato, co tam? Masz coś dla mnie?- Owszem.Właśnie się dowiedziałem, że w Asheville zaginęła dziewczyna o nazwiskuNoel-le Pazia.W Louisville w stanie Kentucky znaleziono niezidentyfikowane zwłoki.Moim zdaniem, to ona, resztą zajmij się sam.- Dzięki, tato, jesteś nieoceniony.Biorę się do roboty.Od razu puszczam nowiny w eter.Na razie.- Rozłączył się.Grimes pomyślał, że tak właśnie wygląda jego życie.Spieprzył sprawę, bo nie znalazłwierszy.Zona opuściła go cztery miesiące temu.Jego rozpuszczona córka odzywała siętylko wtedy, gdy potrzebowała pieniędzy.Syn wykorzystywał go jako źródło poufnychwiadomości, dzięki którym robił karierę producenta w nowojorskiej telewizjiinformacyjnej.Grimes westchnął i pomyślał, że gdyby Baldwin wiedział, zabiłby go.Zajechał na parking przed hotelem i zaparkował,po czym zabrał zdjęcie Noelle i podszedł do lady recepcji.Liczył na to, że z biura w Louisville nadeszły informacje.- Czy przyszedł do mnie faks? Grimes, FBI.Recepcjonista zmierzył go ponurym spojrze-niem.- Owszem.Jestem zmuszony prosić pana o powstrzymanie się z korzystania z naszegofaksu.Nie służy do przesyłania takich bulwersujących okropieństw.Nie zamierzam tegotolerować, podobnie jak dyrektor.- Zamknij się, człowieku, i dawaj ten faks.- Grimes ostatecznie stracił cierpliwość.Miałochotę trzasnąć tego gadatliwego bałwana w gębę.Może powinien umówić go zpielęgniarką z przychodni studenckiej, stanowiliby świetną parę.Recepcjonista odszedł od lady i znikł na zapleczu.Moment później wyszedł z beżowąkopertą w dłoni.- Proszę - mruknął naburmuszonym tonem.Grimes tylko zdawkowo się uśmiechnął,wsunąłkopertę pod pachę i poszedł do baru, gdzie zamówił whisky.Po chwili wypił łyk dlauspokojenia nerwów.Wcale nie chciał sprawdzać, czy Noelle Pazia żyje.Nie mial ochotywiedzieć, że z jej pięknych, brązowych oczu znikł blask.Co robić, taka praca.Przecież nie mógł poprosić barmana o porównanie fotografii.Jednym haustem dopił resztę trunku, wyciągnął zdjęcia z koperty i nagle zrobiło mu sięniedobrze.Noelle Pazia nie żyła, bez cienia wątpliwości.Oderwał wzrok od fotografii i dał znak barmanowi.Musiał się jeszcze napić.Barman domyślnie podsunął mu butelkę, jakby wiedział, że nie ma sensu co chwila sięfatygować z napełnianiem szklanki.Grimes skinął głową i nalał sobie po brzegi.Ręce musię trzęsły, kiedy pił.Musiał zadzwonić do Baldwina, przekazać złe wieści.Zanim sięzdecydował, telefon zapiszczał.Rozmowa trwała krótko.Gdy Grimes się rozłączył, znieruchomiał ze wzrokiem wbitym waparat.Zapomniał, że powinien się porozumieć z Bald-winem.Odłożył telefon, wyciągnąłportfel z odznaką i zapatrzył się w tarczę FBI.Pieprzone śledztwo.Pieprzone życie.Miał ochotę się upić.Wszystko, byle nie czuć.Pieprzony Dusiciel z Południa.Pieprzone FBI i Baldwin.Pieprzony morderca, złodziejdłoni.Po co mu one?Zapatrzył się w łagodne, brązowe oczy Noelle.- Jesteś pijany, Grimes - usłyszał w głowie jej głos.- Nie ma sprawy.Takie rzeczy sięzdarzają, wiesz o tym.Uszy do góry.Nic z tym nie zrobisz.Postaraj się złapać człowieka, który mnie zabił.Zrób to dla mnie.Dla innych.Rozumiesz?Z wielkich, brązowych oczu popłynęły łzy.Cholera.Nie mógł już tego wytrzymać.Co ten skurczybyk chciał osiągnąć? Zebrało mu się na wysyłanie dziennikarce poezji.Chciał wystąpić w telewizji? A może się napalił na tę reporterkę? Postanowił zrobić na niej wrażenie? Teraz będzie mu ciężko.Ona nie żyje, facet.Koniecmarzeń.Zimny trup! Chodź, weź ją sobie teraz! Wszystkie te dziewczyny to zimne trupy, i już nic im nie zrobisz, sukinsynu.Grimes krzyczał histerycznie, wymachiwał rękami.Z minuty na minutę coraz bardziejbełkotał.Wlał w siebie już ponad pół butelki whisky i wyglądało na to, że pilnie potrzebuje snu.Do tego samego wniosku doszedł barman.Zbliżył się, chciał uspokoić Grimesa, którypłakał, mamrotał coś bez sensu, rozlewał alkohol na blat i sąsiedni stołek.Dłoń trzymał na pistolecie.Barman wyciągnął rękę, żeby go powstrzymać, lecz było już za późno.Grimesgwałtownie wyszarpnął broń z kabury, krzyknął, że przeprasza Baldwina za wszystko,przyłożył lufę do skroni i pociągnął za spust.Rozdział trzydziesty siódmyWczesnym wieczorem Baldwin wyjechał z miasta i skierował się na południe, w stronęFranklin.Mijał malownicze domki w pięknej okolicy, aż wreszcie zajechał przed siedzibęHealth Partners.Zaparkował i wszedł do środka budynku.Tuż za progiem owiało go przyjemnie chłodnepowietrze z klimatyzacji.Przedstawił się recepcjonistce, która siedziała za biurkiem zprzezroczystego szkła, prezentując młode, szczupłe nogi.Tak, dyrektor już na niegoczekał.Uśmiechnęła się uroczo, odruchowo odwzajemnił uśmiech.Wstała, żeby gozaprowadzić, a gdy wychodziła zza biurka, otarła się o niego prowokacyjnie.Uśmiechnąłsię ponownie - dziewczyna nie mogła mieć więcej niż osiemnaście lat.- Ma pan na coś ochotę? - spytała, a Baldwin pokręcił głową.- Szkoda.Dziewczyna wystukała kombinację cyfr naklawiaturze przy klamce, a drzwi odblokowały się z głośnym kliknięciem.Z gabinetu wyszedł wysoki, czarnoskóry mężczyzna o kręconych, siwych włosach i ruszył prosto doBaldwina.- Louis Sherwood - przedstawił się i wyciągnął rękę.- Czy mam przyjemność z agentemBald-winem? Miło mi pana poznać.To wszystko, Dar-lene, dziękuję.Dziewczyna spojrzała na szefa z nieskrywaną irytacją i odeszła.Sherwood zaprosił Baldwina do przestronnego gabinetu z mahoniowymi wykończeniami.Właśnie w takim pokoju powinien urzędować dyrektor zarządzający.Baldwin usiadł na skórzanym fotelu, a Sherwood zajął miejsce naprzeciwko niego.- Kawy, herbaty? - spytał uprzejmie.- Nie, dziękuję.Darlene już mi proponowała.- Zatem czym mogę służyć?- Jak już wspomniałem przez telefon, interesują mnie pańscy pracownicy, którzy częstopodróżują.Sherwood się pochylił i zaczął grabić mały ogródek zen, zdobiący biurko.- Któryś w szczególności? Baldwin zmrużył oczy.- Czy pańskim zdaniem powinienem się zainteresować którymś w szczególności?- Skąd.Zastanawiałem się tylko, czy zawęził pan grono ewentualnych podejrzanych.Zpewnością wie pan, że wielu naszych pracowników wyjeżdża w podróże służbowe.- Proponuję zawęzić grono do osób podróżujących do miast, w których zginęły pańskie pracownice.- Mógłby pan przypomnieć mi nazwy tych miast?Baldwin wbił w Sherwooda ciężki wzrok.- Niech pan wreszcie przestanie się zgrywać i powie mi to, co mnie interesuje - wycedziłpowoli i wyraźnie.Po chwili milczenia Sherwood uśmiechnął się szeroko.- Spokojnie, przyjacielu, to była tylko próba.Lubię wiedzieć, z kim mam do czynienia.Wracając do tematu, w podróże służbowe wysyłamy głównie kobiety.W dzialemarketingu pracuje tylko jeden mężczyzna.- Jake Buckley? Sherwood uniósł brwi.- Tak jest.To jeden z najzacniejszych ludzi, jakich znam.- Świetnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]