[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W rzeczywistości jest to niemal szaleńczo nierealna/jo/zYzI.Jej zwolennicy uparcie i głupio powtarzają stale, że ludzie walczą o cele materialne, i żaden z jej wyznawców nie zastanowi się ani przez chwilę, że cele materialne rzadko kiedy mają materialne znaczenie dla walczącego człowieka.W każdym razie żaden człowiek nie oddałby życia za praktyczną politykę, tak jak nie oddałby życia za pieniądze.Neron nie mógł wynająć setki chrześcijan, którzy daliby się pożreć lwom, biorąc szylinga za godzinę; ludzie bowiem nie ponoszą męczeństwa za mamonę.Ale wizja wywołana przez realpolitik, czyłi politykę realną, jest bezprzykładnie szalona i niewiarygodna.Czy ktokolwiek na świecie wierzy, że żołnierz mógłby powiedzieć: „Co prawda odpada mi noga, ale będę walczył, dopóki całkiem nie odpadnie, bo przecież na koniec będę mógł cieszyć się ze wszystkich korzyści, jakie mój rząd odniesie ze zdobycia niezamarzającego portu w Zatoce Fińskiej"? Czy ktokolwiek może sobie wyobrazić zmobilizowanego urzędnika, który mówi: Jeśli zostanę zagazowany, prawdopodobnie umrę w męczarniach, ale jest dla mnie wielkim pocieszeniem, że gdybym kiedyś chciał zostać poławiaczem pereł na Morzach Południowych, zawód ten będzie od tej pory dostępny dla mnie i moich rodaków"? Materialistyczna historia ludzkości jest najbardziej szalonąi niewiarygodną ze wszystkich historii, a nawet ze wszystkich opowieści.Bez względu na to, co wywołuje wojny, ich trwanie podsycane jest przez coś istniejącego w ludzkiej duszy; coś zbliżonego do religii.Tym czymś są ludzkie odczucia na temat życia i śmierci.Człowiek bliski śmierci bezpośrednio styka się z absolutem; nonsensem jest twierdzić, że zajmują go jedynie względne i odległe komplikacje, które śmierć tak czy inaczej zakończy.Jeśli podtrzymują go jakieś zobowiązania, muszą to być zobowiązania proste jak śmierć.Sprowadzają się one do dwóch pojęć, które są tak naprawdę dwoma aspektami tego samego pojęcia.Pierwszym jest miłość czegoś, czemu zagraża niebezpieczeństwo, nawet jeśli to coś jest tylko mgliście znane jako ojczyzna; drugim jest niechęć i sprzeciw wobec obcego zagrożenia.Ten pierwszy aspekt jest o wiele bardziej filozoficzny, niż się wydaje, ale nie ma potrzeby go tu roztrząsać.Człowiek nie chce, by zniszczono czy choćby zmieniono jego ojczyznę, bo nic może nawet uświadomić sobie wszystkich związanych z nią dobrych rzeczy; tak samo nie chce, by spalono jego dom, bo nie potrafiłby nawet wyliczyć wszystkich rzeczy, które by przez to stracił.Dlatego wałczy za coś, co wydaje się mglistą abstrakcją, a tak naprawdę jest konkretnym domem.Jednakże negatywny aspekt jego uczuć jest nie tylko równie silny, ale i równic szlachetny.Ludzie walczą najzacieklej, gdy czują, że ich przeciwnik jest równocześnie ich starym wrogiem i kimś odwiecznie obcym, otoczonym nieznaną i lueprzyjazną atmosferą - kimś takim, jak Prusacy dla Francuzów albo Turcy dla wschodnichchrześcijan.Jeśli powiemy, że jest to sprawa różnie religijnych, słuchający nas ludzie popadną w nudne utarczki na temat sekt i dogmatów.Litując się nad nimi, powiedzmy zatem, że jest to różnica dotycząca śmierci i światła; różnica, która rzeczywiście wsuwa się niczym czarny cień pomiędzy nasze oczy a światło dnia.Ludzie potrafią myśłeć o tej różnicy nawet o włos od śmierci; jest to bowiem różnica dotycząca sensu życia.Ludźmi w takich sprawach powoduje coś znacznie wznio-śłejszego i świętszego niż połityka: tym czymś jest nienawiść.Gdy żołnierze nie poddawałi się w naj mroczniej szych dniach wojny światowej, cierpiąc na ciełe ałbo na duszy za tych, których kochałi, do prowadzenia dałszej wałki już dawno przestały ich motywować takie drobiazgi, jak cełe dypłomacji.Co do mnie i tych, których najłepiej znałem, mogę powiedzieć, że poddanie się uważałiśmy za niemożłiwe z powodu pewnej wizji.Była to wizja twarzy niemieckiego cesarza wjeżdżającego do Paryża.Nie wywoływała ona uczucia, które niektórzy z moich idealistycznie nastawionych przyjaciół nazwaliby Miłością.Ja sam zadowolę się nazwaniem jej nienawiścią; nienawiścią piekła i wszystkich jego dzieł, i zgodzę się, że ci, którzy nie wierzą w piekło, nie wierzą także w nienawiść.To przydługie wprowadzenie było niestety konieczne, aby wobec tak rozpowszechnionego stereotypu wyjaśnić, czym naprawdę jest wojna rełigijna.Z wojną rełigijną mamy do czynienia wtedy, gdy spotykają się dwa światy, to znaczy, gdy spotykają się dwie różne wrge świata, a mówiąc bardziej współczesnym językiem - dwieróżne atmosfery moralne.To, co dla jednego jest powietrzem, dla drugiego może okazać się trucizną.A mówienie o tym, że nawet zaraza powinna mieć swoje miejsce pod słońcem, to czcza gadanina.Problem ten warto dobrze zrozumieć nawet za cenę dygresji, jeśli chcemy pojąć, co rzeczywiście wydarzyło się nad Morzem Śródziemnym, kiedy przeciw rozwijającej się nad Tybrem republice wystąpiło coś, co ją przewyższało i co z niej szydziło, coś bardziej czarnego od mrocznych zagadek Azji, ciągnącego za sobą liczne plemiona i imperialne zależności: przybywająca na grzbietach morskich fal Kartagina.Religia starożytnej Italii była, ogólnie rzecz biorąc, tą samą mieszaniną, którą omówiliśmy w rozdziale o mitologii, z tym że w przeciwieństwie do Greków, mających niejako wrodzoną skłonność do mitologii, mieszkańcy Italii mieli najwyraźniej skłonność do prawdziwej rełigii.I jedni, i drudzy mnożyli bogów, ale czasem ma się wrażenie, że mnożyli ich z zupełnie innych powodów.Grecki połiteizm rozgałęział się i wypuszczał kwiaty ku górze podobnie jak wielkie drzewo, natomiast rzymski połiteizm rozrastał się w dół jak plątanina korzeni.Może trafiuej byłoby powiedzieć, że konary tego pierwszego unosiły się lekko, rodząc jedynie kwiaty, natomiast gałęzie drugiego zwieszały się ciężko, rodząc owoce.Chodzi o to, że Latynowie mnożyli bogów, pragnąc jakby przybliżyć ich człowiekowi, natomiast greccy bogowie wznosili się i ulatywali wzwyż, w niebo poranka.To, co uderza nas w kultach Italii, to ich lokalny, a przede wszystkim domowy charakter.Mamy wrażenie, że nadprzyrodzone zjawiska roją się w domu jak muchy, że stada bóstw czepiają się belek jak nietoperze albo budują gniazda pod okapem jak ptaki.Zdaje się nam, że dostrzegamy tam bóstwa dachów i bóstwa bram wjazdowych, bóstwa drzwi, a nawet bóstwa kanalizacji.Całą mitologię uważa się za rodzaj bajki, ale ta mitologia była szczególną bajką, opowiadaną przy ogniu albo w dziecinnym pokoju.Była to bowiem bajka z wnętrza domu, jak te opowieści, w których krzesła i stoły przemawiają głosami elfów.Stare bóstwa domowe rolników Italii przypominały wielkie niezgrabne drewniane figury, jeszcze bardziej pozbawione rysów niż rzeźba dziobowa, na którą Quilp^^ rzucił się z pogrzebaczem.Ta religia domu miała bardzo domowy charakter.Oczywiście, w gęstwinie rzymskie mitologii były też inne, mniej ludzkie elementy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]