[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tańczyły przy tym dziwaczny,powolny taniec, którego znaczenia nikt nie potrafił już odgadnąć.Lecz tegoroku zamiast błogosławieństw posypał się ku nim istny grad brunatnychfarfurek. Dalejże! wrzasnął karzeł.Drapieżnie wychylony nad rynkiem, wydawał sięjedną z dziwacznych maszkar, którymi zdobiono mieszczańskie dachy.Dalejże, tańcujcie, ladacznice!Jakby zachęcona jego okrzykiem, gromadka przebierańców o twarzachzakrytych czarno-żółtymi maskami wpadła pomiędzy dziewczęta.Nim strażnicymiejscy zauważyli cokolwiek, pochwycili kilka tancerek i umknęli w bocznąuliczkę.Pozostałe z przerażeniem zbiły się wokół platformy, na którejumocowano karnawałową kukłę, jednak nie mogły znalezć żadnej ochronyprzed coraz liczniejszymi pociskami.To figurki szczuraków, spostrzegła Zarzyczka.Wysoka, jasnowłosa dziewczyna, która miała prowadzić korowód, krzyknęłaprzerazliwie, ale nie zdążyła się uchylić.Na jej czole wykwitła krwawiąca,czerwona rana.Przez chwilę, póki książęcy pachołkowie nie podnieśliszlochającej panny, księżniczka miała wrażenie, że pospólstwo ją ukamienuje.Tak samo, jak Wężymord kazał kamienować wiedzmy nad brzegami CieśninWieprzy, pomyślała nagle. Wziął od wodnic nie tylko nieśmiertelność powiedziała Szarka. Mojapiastunka była jedną z nich.Z nienawiści do naszego plemienia wprzęgła się wczłowieczy kształt.W ciało zwyczajnej wiejskiej niewiasty. Przyjęła znacznie więcej niż kształt odparła metalicznym głosemwiedzma. I nawet jeśli była bardzo silna, nie zdołała odrzucić tego bez reszty. To prawda zgodziła się posępnie Szarka. Była zima.Moja matka umarłaprzy porodzie, żaden zaś z najemników Dumenerga nie miał pojęcia opiastowaniu niemowląt.Zrobili więc to, co wydawało się im najłatwiejsze.Najechali pierwszą lepszą wioskę i oznajmili sołtysowi, że obwieszą go nagruszy, jeśli gwałtem nie znajdzie mamki.I wtedy właśnie pojawiła sięMokerna.Prosta wiejska gospodyni w pasiastym fartuchu, a przynajmniej takwszyscy myśleli.Wrzała wojna.Dumenerg nie mógł długo popasać w jednymmiejscu, a nie chciał ani wypuścić mnie z rąk, ani zostawić na łascewieśniaków.Na koniec postanowił zabrać ze sobą i dziecko, i piastunkę.Odkądpamiętam, Mokerna zawsze była przy mnie: jedyna matka, jaką miałam,matka, która wykarmiła mnie własnym mlekiem.Niska, przysadkowata, obrunatnych włosach splecionych na karku w ciasny kok i twardych,spracowanych rękach.Gdybyście mogły widzieć, jak wyglądała przedtem.Gdybyście mogły zobaczyć je w ich krainie.Jedno z tych błękitnowłosych,wiotkich stworzeń, których żywiołem jest woda. Sorelki rzekła w zadumie księżniczka. Słyszałam ich śpiew.Dawno temu,nad Cieśninami Wieprzy. My nazywaliśmy je inaczej ciągnęła Szarka. Mieszkały na skraju naszejziemi, pośrodku trzęsawiska, i im bardziej nasze władztwo rosło w siłę, tymbardziej marniała ich kraina.To stara historia i stara nienawiść.A tamtegozimowego poranka Mokerna nie stanęła przed najemnikami Dumenergajedynie po to, aby mnie wykarmić, ale też aby mnie przemienić i obrócićprzeciwko własnemu plemieniu.Czasami myślę podjęła po chwili że to jązabijało.Sposób, w jaki próbowała mnie nagiąć do własnych celów i zniszczyć.A jednocześnie naprawdę była moją matką i te dwie natury rozrywały jej sercena strzępy.Coś w twarzy rudowłosej sprawiło, że Zarzyczka musiała spuścić wzrok.Na rynku książęce draby zdołały wreszcie stłumić kotłowaninę i szlachetnycech nożowników, który rokrocznie bawił gapiów starodawnym tańcem zmieczami, mógł rozpocząć występy.Przy ostrym dzwięku piszczałek dwiegrupy mężczyzn ruszyły ku sobie, przytupując i wyrzucając nad głowę krótkieostrza.Było to początek widowiska, które zapowiadało pojawienie sięspichrzańskiego Krogulca przebierańca, który przyjął na siebie rolę dumnegosymbolu miasta.Jednakże to, co wybiegło między nożowników, nie było bynajmniejKrogulcem.Zarzyczka ze zdumieniem spostrzegła pękatą, otoczoną w pierzupostać.Głowę dziwoląga zdobił pokazny czerwony grzebień, a na kuprze miałprzytroczony sterczący wiecheć.Zakolebał biodrami, spod ogona posypały siękurze jaja.Nie rozumiejąc, księżniczka gapiła się, jak jaja rozpryskują się nakamieniach rynku.A kiedy stwór odwrócił się ku niej, wypatrzyła na jego piersinapis: KAPAON.Gdacząc i drobno przebierając nogami, świąteczny kapłon jął się na przemianwdzięczyć do książęcych strażników i gromko wypominać im tchórzostwo orazopieszałość w gromieniu szczuraków.To już nie jest zabawa, pomyślała ze strachem Zarzyczka, nie karnawałowedrwiny i prześmiewki.Ktoś tych ludzi próbuje podjudzić przeciwkozwierzołakom.I księciu Evorinthowi. A pózniej? spytała wiedzma. Została przy mnie odparła rudowłosa. Została przy mnie do samegokońca.Knuła i spiskowała, a przecież była jedyną niewiastą w stołpie, któratrzymała mnie za rękę, kiedy majaczyłam w gorętwie.Potem zdarzyło się, żewydała buntownikom klucze do zamczyska.Byłam pijana. Skrzywiła się.Wywlekli mnie z donżonu.I kiedy mnie wreszcie Eweinren odbił, nie pozostałowiele do ocalenia.Ale przeżyłam, wylizałam się i Llostris, ryża wilczyca, znówpoczęła kąsać.Mokerna przewiązywała mi rany, uwierzycie? Myła mnie,opatrywała i płakała.A ja. Zaśmiała się cierpko. Poświęciłam kogoś, żebyocalić jej życie i nawet dzisiaj nie potrafię wyjaśnić, dlaczego.Musiałamwskazać zdrajcę i zrobiłam to.Brata Eweinrena.Nie powiedział ani słowa zmojego powodu i ścięli go na szczycie wzgórza, przed zamkiem.Pamiętam,padał deszcz, a kat był niewprawny w rzemiośle i uderzał trzy razy.Może jużwtedy wszystko było przesądzone.Zresztą nie. Potrząsnęła głową. OMokernie wiedziałam wcześniej.Tamtej nocy, kiedy rebelianci zdobyli zamek izatknęli głowę Dumenerga na palisadzie, a mnie ktoś zarzucił na głowę białywelon z weselnej koronki.Wówczas właśnie zrozumiałam, że ona jest z wodnic.Ale dopiero wówczas, kiedy otwarła wrota buntownikom i dopadli mnie w mojejwłasnej komnacie.Pamiętam, jak ktoś cisnął mnie na podłogę i leżałam wkałuży wina, a obok mojej twarzy zdychała suka z rozpłatanym brzuchem.Zarzyczka przymknęła oczy.Pod powiekami miała wspomnienie czy teżprzeczucie, bo przecież nie mogła pamiętać, owej nocy, kiedy pomorccy piracispalili rdestnicką cytadelę, a głowę jej ojca obnoszono na pice wokół płonącychmurów. Ale nawet po tym jej nie odprawiłam Szarka mówiła spokojnym,miarowym głosem, jakby to nie była wcale jej historia. Mokerna też nieodeszła, choć pewnie dobrze rozumiała, że ja wiem.I dopiero dużo pózniej,znacznie, znacznie pózniej, kiedy próbowała mnie powstrzymać przed czymś,co musiało zostać zrobione, wtedy właśnie przygwozdziłam ją dwomamieczami do gobelinu.Kiedy to się zdarzyło? pomyślała z przerażeniem Zarzyczka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]