[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."Caren niespokojnie poruszyła się na krześle, więc przez moment milczał,aby mogła przetrawić jego słowa."Jak już wspomniałem, chciałbym dzisiaj pokazać ci tę posiadłość.Narazie możesz jezdzić w tym stroju." Spojrzał na jej spodnie i sweter."Wkrótcezamówimy dla ciebie odpowiednią garderobę."Dlaczego miałbyś zawracać sobie tym głowę, pomyślała, ale niepowiedziała tego na głos.A Derek dodał jeszcze, że Daisy zawsze chętnieudzieli jej wszelkich wyjaśnień i odpowie na każde pytanie."Niełatwo do tego wszystkiego przywyknąć," stwierdziła."Chyba każda młoda para ma z tym problemy." Derek wstał i wziął ją zarękę, więc także się podniosła."Nie chodzi mi tylko o sprawy małżeńskie.Nigdy nie żyłam tak jak tutaj.Od lat wstawałam wcześnie i w godzinach szczytu przedzierałam sięsamochodem do pracy.Pokojówka, która budzi mnie, podając filiżankę kawy, todla mnie coś nowego.""Na pewno szybko się przyzwyczaisz." Przekornie musnął wargami jejusta, zanim zdążyła się uchylić.Razem wyszli przez masywne frontowe drzwina wyłożony cegłą ganek i po kilku schodkach zbiegli na półokrągły podjazd,ozdobiony zadbanymi krzewami w dużych donicach.Derek szybkim krokiemruszył w kierunku znajdujących się po prawej stronie zabudowańgospodarczych."Zaczekaj." Przytrzymała go za rękę."Najpierw chciałabym zobaczyć, jakwygląda dom."Najwyrazniej dumny, Derek stał obok niej, gdy chłonęła wzrokiemokazałą rezydencję z nieco wyblakłej czerwonej cegły.Ciemnozieloneokiennice były przymocowane do okien w białych ramach, a fazowane szybylśniły w przedpołudniowym słońcu.Całą północną ścianę porastał bluszcz, na dwuspadowym dachuznajdowały się dwa kominy, a z przodu - pięć mansardowych okien.Zrodkową,dwupiętrową część budynku, po obu stronach przedłużono jednopiętrowymiskrzydłami."Jest piękny." W przyciszonym tonie Caren zabrzmiał podziw osobyoglądającej imponujący obiekt muzealny."To prawda.Zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia.""Kupiłeś go w dobrym stanie?""Nie.Odnawiałem go przez kilka lat, aby prezentował się tak jakobecnie.""Dokonałeś wielkiego dzieła.Dom jest fantastyczny.Czy to góry BlueRidge?""Tak.Jesteśmy w hrabstwie Albemarle, około trzydziestu kilometrów odCharlottesville."Teren posiadłości był równie wspaniały jak dom.Otaczały go rozległetrawniki, na których rosło sporo dużych drzew o rozłożystych koronach.Woddali Caren dostrzegła białe ogrodzenie, które zdawało się ciągnąć bez końca.Z jednej strony zobaczyła pola uprawne, a z drugiej - gęsto zalesione wzgórza ipastwiska.Soczysta, zielona trawa falowała na wietrze jak powierzchniaszmaragdowego oceanu.Caren niemal bez tchu wykonała pełny obrót wokół swojej osi."I tynazywasz to farmą?!" zawołała prawie gniewnie.ROZDZIAA 11"Rozumiem, że ci się podoba." Derek roześmiał się i otoczył jąramieniem.Stajnie, do których ją zaprowadził, wyglądały jak luksusowy hotel dlakoni.Zajmował się nimi liczny personel.Wszyscy pracownicy mieli na sobietakie same kombinezony ze znakiem firmowym wyhaftowanym na górnejkieszeni.Ten sam znak znajdował się na kilku zaparkowanych za padokiemprzyczepach do przewozu zwierząt.Ludzie dwoili się i troili - szczotkowali,karmili lub tresowali wspaniale rumaki.Caren patrzyła na to wszystkooniemiała.Z okien domu cała ta aktywność była zupełnie niewidoczna."Nie mówiłem ci, że prowadzimy tutaj hodowlę koni arabskich?""Powiedziałeś, że masz kilka koni." Nawet będąc laikiem wiedziała, żeutrzymanie stadniny koni pełnej krwi kosztuje majątek.A tutaj, w tej ogromnejstajni, znajdowało się mnóstwo wspaniałych zwierząt.Gdy wyszli z ceglanego budynku, stajenny przyprowadził dwa konie.Caren z zapartym tchem popatrzyła na piękne wierzchowce o atłasowej sierści
[ Pobierz całość w formacie PDF ]