[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Prusacy są powszechnie znani z nieokrzesania, a ta mała bestyjka Mi-lar.- Wzruszył ramionami.Nie.On nie staje w jej obronie.Próbowała znalezć właściwą ripostę, ale było to niemożliwe.Nie wypada-ło jej zaprzeczyć i utrzymywać, że rozmowa wcale nie była niewybredna,ale nie mogła też się z nim zgodzić.Zmilczała więc, choć wbrew sobie.Taksamo jak wbrew sobie nie broniła Charlotte przed oskarżeniami lady Tilpot.Cóż, dzięki temu zrobi, co będzie konieczne, żeby znalezć szczęśliwe wyj-ście dla rozdzielonych kochanków.- Znosi pani swoje położenie z chwalebną cierpliwością, panno Nash -wyszeptał DeMarc.Najwidoczniej uważał, że rola milczącej cierpiętnicy zasługuje na podziw.Helena spuściła oczy, by nie dostrzegł w nich gniewu.- Tak.- Ty mała flirciaro.Spójrz na mnie.Nikt na nas nie patrzy.Jesteś zawszedyskretna.- Poderwała głowę.DeMarc się uśmiechał.- Ale nie dość dys-kretna.Zauważyłem twoje zainteresowanie.Inni też.Widzę, jak na mniepatrzysz.Widzę twój uśmiech.Zdumienie Heleny przeszło w konsternację.- Wobec tego mam tylko jedno pytanie: co zrobić w tej kwestii?Nie.Och, nie.Nie może zranić jego uczuć.Ktoś taki jak Forrester DeMarcprzyjąłby fatalnie każde odrzucenie.Ale nie może go też zachęcać, i to nietylko dlatego, że wcale nie ma na to ochoty.Gdyby lady Tilpot podejrzewa-ła, że jej wieczorki urządzane dla Flory Helena wykorzystuje do ściąganiana siebie uwagi mężczyzn, natychmiast by ją odprawiła.A nie może opuścić Flory.Nie teraz.Jeszcze nie.Wysilała umysł, szukającstosownej odpowiedzi.- Zbytnio pan uprzejmy - wymamrotała wreszcie.- Panno Nash! - Stanowcze wezwanie lady Tilpot zabrzmiało jak smag-nięcie biczem i przynajmniej raz Helena poczuła wdzięczność za to kapryś-ne, rozkazujące warknięcie.- Proszę przestać monopolizować lorda DeMarcai przyjść tutaj.Posłusznie spełniła rozkaz, nie oglądając się za siebie.486.Przygotowanie:działanie zmierzające do rozpoczęciapierwszej fazy natarciaPopołudniowe cienie wydłużyły się w fioletowe smugi, kiedy Helena wciskałaszyling w dłoń służącego z ogrodu Vauxhall.Tym razem nie spuszczała oczu podczarną jedwabną maską.Doświadczenia z ubiegłego tygodnia, zamiast jązniechęcić, dodały jej pewności siebie.Podniecenie innych uczestników zabawybyło zarazliwe, ich śmiech wibrował w powietrzu.Obdarta dziewczynka stojąca przy furtce wetknęła Helenie w dłoń bukiecik fiołków, a potem uniosła głowę, zmierzyła ją wzrokiem i powiedziała:- Nie wiem, czyś ty mężczyzną, czy kobietą, ale tak czy owak należą mi siędwa pensy.- Daj mi kwiaty za pensa, to odkryję me sekrety - odparła Helena, drażniąc sięz małą.Ta prychnęła kpiąco.- Nie jestem ich ciekawa.A mama powiedziała mi, że jak tylko kto wspomni, że mi coś odkryje, mam wrzeszczeć jak opętana.No to jak, dwa pensyczy mam zacząć wrzeszczeć?Helena roześmiała się i cisnęła małej czteropensową monetę.Zatknęła kwiatyza brzeg miękkiego kapelusza i ruszyła dalej, zafascynowana, że taki skrzat matyle pewności siebie i bystrości.Nie pamiętała, by kiedyś dano jej równiebezpardonową odprawę.To sprawa maski, uświadomiła sobie.Nikt nie widzi jej twarzy ani włosów,niczyich oczu nie przyciągała jej uroda.Mogła poruszać się w tłumie całkiemanonimowo, mogła powiedzieć, co tylko zechce, i nie ponieść kary zaprzypadkową niedyskrecję, uszczypliwą uwagę czy zbyt hałaśliwy śmiech.Czułasię wolna i swobodna jak nigdy przedtem.Wcześniej nie bywała w takich miejscach jak ogród Vauxhall.Właściwie nigdzienie bywała bez asysty przynajmniej pokojówki lub służącego.Ta nowo odkrytawolność naprawdę uderza do głowy.Mogłaby.- Mógłbym zrobić z tobą wszystko, co zechcę.Zaraz.Jesteś moja- szepnąłchrapliwy głos tuż przy niej.Helena okręciła się wokoło, ale tłum był gęsty, a właścicielem głosu mógł byćkażdy z tuzina ludzi, którzy ją otaczali: otyły mężczyzna ubrany w styluTudorów, kobieta w kimonie i gipsowej masce, żeglarz lub indiańska księżniczka.Zmusiła się do zachowania spokoju.Może te straszliwe słowa nie byłyskierowane do niej? Po prostu poczucie, że jest śledzona, które ją prześladowałoprzez cały tydzień, pobudziło jej wyobraznię.Tak czy inaczej niesmaczny epizod przyćmił jej radość.Nieco zgaszona,skierowała się ku centralnej części ogrodu zwanej Gajem, a stamtąd ku AleiKochanków.Przy odrobinie szczęścia zastanie tam Oswalda.Gorąco na toliczyła.Od ciągłych szlochów Flory zaczęły jej pleśnieć powłoczki na po-duszkach.-Moja droga, cudowna, najmilsza panno Nash! - Arlekin uniósł do ustdłonie Heleny i wyciskał na nich żarliwe pocałunki.Wpatrywała się ironicznie w dzwoneczki ozdabiające błazeńską czapkępochyloną nad jej dłońmi.Oswald Goodwin nie mógł sobie wybrać lepszegoprzebrania.-Ogromnie pani dziękuję za przybycie - ciągnął Oswald.- Nie znajdujęsłów przeprosin za moją niesłowność w zeszłym tygodniu.Helena uwolniła ręce i bez słowa wyciągnęła spod aksamitnego żakietu list Flory.Pozbyła się go z prawdziwą ulgą: list był tak nasycony perfumami, że noszenie goprzyprawiało ją o ból głowy.Oswald rozpromieniony wziął list, podniósł do nosa i wdychał zapach, mrużąc oczy w delirium rozkoszy.Helena przyglądała się z niechęcią, jak małżonek Floryłamie pieczęć.Co będzie dalej z Florą i z nim? Nie wątpiła, że jego miłość jestprawdziwa, ale jak głęboka? Czy przetrwa lata rozdzielenia? Biedy? Trudności?Towarzyskiej banicji?Oswald czytał przez kilka sekund, po czym podniósł wzrok, przyciskając papier doserca.-Ma się dobrze! - wykrzyknął z egzaltacją.Helena powstrzymała się od uwagi, że gdyby Flora niedomagała, ona sama niezjawiłaby się tu, by doręczyć miłosny liścik.Przeczytał jeszcze kilka linijek iznowu przycisnął papier do serca.-Tęskni za mną!-Tak mi mówiła - odparła Helena sucho.-1 to nie raz.Jego dużeorzechowe oczy wypełniły się łzami.-Ja też za nią tęsknię.50 - Tak, tak - mruknęła Helena niecierpliwie.- Będzie naprawdę wspaniale, kiedy znów będziecie razem.A przy okazji, może wydam się wścib-ska, ale spytam, co pan robi, by przyspieszyć nadejście tego szczęśliwegodnia?Ledwie mogła uwierzyć, że mówi do niego w taki sposób.Zwykle bardzosię liczyła ze słowami, nigdy nie była sarkastyczna.Ale, niech to licho! Cu-downie było dać ujście irytacji postawą niefortunnych kochanków, niezdol-nych zrobić czegokolwiek dla własnego dobra [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire