[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wstałem z siodełka i nacisnąłem na pedały.Ale przeskoczył bieg i moja stopa wypadła zpedału.Rower zakołysał się jak zwariowany i znów upadłem.Klatką piersiową uderzyłem ogórną rurę ramy.Pózniej odkryłem, że złamał się odciąg łańcucha.Pozbierałem się jednak iponownie postawiłem stopę na pedał.Tyler Hamilton, który jechał przede mną, także wpadł w złość.Etykieta Tour deFrance nakazywała, aby kolarze, którzy wysunęli się na prowadzenie, poczekali na mnie, ażdo nich dołączę.Ja też poczekałem na Ullricha, kiedy dwa lata wcześniej wypadł z drogi izaliczył grozną kraksę.Tour de France powinien bowiem wygrać najsilniejszy kolarz, a nieten, który ma najwięcej szczęścia, i cały peleton zgodnie utrzymywał, że żaden zawodnik niepowinien wykorzystywać pechowego wypadku rywala.Potem świat sportowy wyrażał swoje uznanie dla Ullricha za to, że na mnie zaczekał.Ale teraz, kiedy o tym wszystkim myślę, nie jestem pewien, czy on naprawdę na mnie czekał.Kiedy ponownie analizuję tamte chwile, wydaje mi się, że Ullrich utrzymywał zwykłe,wyścigowe tempo.Nie ruszył do ataku, ale też nie czekał - dopóki Tyler nie dogonił go i niedał znaku, aby zwolnił.- Zwolnij! - krzyknął.Grupa kilku zawodników, która wysunęła się na prowadzenie, zwolniła tempo. Tymczasem Johan podjechał do mnie samochodem, aby zobaczyć, czy wszystko ze mną wporządku.Na łokciu miałem głębokie skaleczenie.Johan otworzył okno samochodu i zacząłcoś do mnie mówić.Odwróciłem głowę w jego stronę i spojrzałem na niego z ogniem woczach.Bez słowa zamknął usta, a potem okno.Zobaczył to, czego się spodziewał.- Wtedy byłem pewien, że już po wszystkim - powiedział pózniej.Pędziłem przed siebie.Po kilku minutach szalonego wysiłku dogoniłem czołówkę.Gdy tylko dołączyłem do grupy, Mayo odwrócił się, spojrzał na mnie przez ramię - iponownie zaatakował.Natychmiast wstałem z siodełka, usiadłem mu na kole, a potem jakpocisk wystrzelony z procy minąłem go.Byłem wściekły.Wbiłem stopy w pedały.Napędzały mnie adrenalina, obawy i złość.Po kilku chwilach jechałem sam.Oderwałem się od grupy tak szybko, że żaden zzawodników nie był w stanie rzucić się za mną w pościg.Po raz kolejny pozostawiłemUllricha za sobą.- Odpadł - poinformował mnie Johan.- Masz dziesięć sekund przewagi.Przyśpieszyłem, niemal warcząc.Jechałem powodowany strachem, który wciąż wemnie tkwił, wściekłością z powodu kraksy, dławionymi wspomnieniami wypadków, ciężkichprób i wątpliwości z poprzednich tygodni.- Dwadzieścia sekund - powiedział Johan, bardziej podekscytowany.Wpadłem w swój rytm i zacząłem tańczyć na rowerze, jakbym wjeżdżał nawzniesienie po schodach.- Trzydzieści sekund.Znów poczułem pragnienie.Zgubiłem swoją butelkę podczas kraksy, a teraz zacząłemodczuwać zmęczenie.Ale tuż za mną jechał Johan i krzyczał z takim przejęciem, że ledworozumiałem, co mówi.- Dalej! Dalej! O to chodzi! Wygrasz wyścig! To twoja szansa! Dałem z siebiewszystko i teraz byłem wykończony.Ostatnie kilka kilometrów pokonałem z grymasem bóluna twarzy.Ale gdy zbliżałem się do mety, adrenalina i wściekłość znów dały o sobie znać.Pomyślałem o wątpliwościach, które miał peleton, o szeptach, że jestem zbyt stary, zbytbogaty, zbyt rozproszony albo zbyt amerykański, aby wygrać Tour de France po raz piąty. To jest moja domena - pomyślałem - i nikt inny nie wygra tego wyścigu.Kiedy minąłem metę, opadłem na kierownicę, swobodnie opuszczając ramiona.Byłem za bardzo wyczerpany, aby podnieść rękę.Jednocześnie odczuwałem ulgę.Krwawiłem, utykałem na nogę, byłem skonany, ale wygrałem ten etap, uzyskując 40 sekundprzewagi nad Ullrichem. Prowadziłem w Tour de France z przewagą 1 minuty i 7 sekund.Jedna minuta podwóch tygodniach zmagań i zwątpienia wydawała mi się godziną.Było to więcej, niżmogliśmy się spodziewać w tych okolicznościach.Stanąłem na podium i włożyłem żółtąkoszulkę.Stojąc tam, ze wzniesionymi ramionami, zobaczyłem George a mijającego metę.Zmęczenie ustąpiło, rozpogodziłem się i wskazałem na niego, wykonując ręką gestzwycięstwa.Po opuszczeniu podium zostałem poddany testom antydopingowym, a potemuczestniczyłem w konferencji prasowej.Upłynęło zatem nieco czasu, zanim w końcuspotkałem się z Johanem.Rzuciłem się mu w ramiona, a on wziął mnie w objęcia i potrząsnął,bełkocząc:- Tak, tak, tak, tak!- To moja domena - powiedziałem.Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w stronę hotelu.Pozostali zawodnicy U.S.Postal jechali przed nami autokarem.Nagle postanowiłem natychmiast zobaczyć się z moimikolegami z drużyny.Tylko dzięki nim mogłem stanąć na podium w żółtej koszulce, ponieważoni otoczyli mnie opieką i teraz nie chciałem jechać sam, chciałem jechać z nimi.- Dogońmy ich - powiedziałem do Johana.Johan przyspieszył i zobaczyliśmy jadący przed nami autokar.Przez radio poprosiliśmy kierowcę, aby zjechał na pobocze i zatrzymał się.Gdyzjechaliśmy z szosy, wyskoczyłem z samochodu Johana, pobiegłem do autokaru i wspiąłemsię po stopniach.Znalazłem się na przejściu między fotelami, krzycząc z radości.- Jak bardzo mnie teraz lubicie?! Jak, do cholery, bardzo mnie teraz lubicie??!!Zawodnicy nie wytrzymali.Wyskoczyli z foteli, wznosząc radosne okrzyki.Wrzawaw przejściu między fotelami panowała dziesięć minut.Wymienialiśmy uściski,wykrzykiwaliśmy i klepaliśmy się po plecach.Nie był to jeszcze koniec Tour de France, ale teraz absolutnie wierzyłem w to, żewygram wyścig.Po raz pierwszy nie czułem się ani słaby, ani atakowany.Czułem się jakprawdziwy lider Tour de France.A co najważniejsze, czułem, że mogę spojrzeć moimkolegom z drużyny prosto w oczy.Przez następne trzy dni Ullrich i ja jechaliśmy w stanie zawieszenia, nie spuszczając zsiebie oka.Trasy tych etapów nie pozwalały na zdobycie większej przewagi czasowej,dlatego po prostu utrzymywaliśmy stałe tempo i jechaliśmy ku Nantes.Obaj wiedzieliśmy, żedecydującym etapem będzie jazda indywidualna na czas.Mogliśmy zatem tylko pedałować ioddawać się rozmyślaniom.Napięcie jednak rosło.Podczas jazdy indywidualnej na czas liczy się każda sekunda.W Nantes obudził nas zacinający deszcz.Nie zważając na pogodę, Johan i jawstaliśmy o 6.30 i pojechaliśmy obejrzeć trasę.Wolno w deszczu pokonałem na rowerze trasętam i z powrotem, badając każdy zakręt, tory kolejowe, a nawet włazy kanalizacyjne.Zwykłyznak namalowany na jezdni może spowodować poślizg na mokrej drodze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire