[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.John wiedział, że facetsprzedaje kit.Posługując się programem o nazwie  Creeper", wytropił, że podpseudonimem  Peter Willy" kryje się niejaki George Parsons i ustalił numer kartyVisa, którą ten palant płacił za swój rachunek.Mając numer karty, bez trudu ustaliłprawdziwą tożsamość Parsonsa: gość był kontrolerem lotów na międzynarodowymlotnisku w Nowym Orleanie.Miał żonę i trzy córki; niekarany, nie był weteranemżadnych tajnych służb, a tym bardziej handlarzem narkotykami i najemnikiem na półetatu.Być może stawi się dziś na spotkanie, a może i nie.Faceci tacy jak Peter Willyokazywali się na ogół śmierdzącymi tchórzami.W sieci rżnęli zabijaków, w realnymżyciu byli pospolitymi mięczakami.Właśnie ta dysproporcja różni prawdziwegodrapieżnika od ofiary, o czym John doskonale wiedział.Siedział w restauracji i popijał mrożoną herbatę, dopóki sześć rajcujących wnarożnej loży kobiet nie wstało i nie wyszło.Najbardziej wśród nich wygadana,tleniona blondyna z dziobatą cerą i dupskiem jak szafa, położyła rachunek na karciekredytowej stałego klienta.Gdy babska gromadka wychodziła, John wstał i przeszedłobok ich stolika.Upewniwszy się, że nikt nie patrzy, zgrabnie zgarnął kartę kredytowąi wsunął do kieszeni.Minęła dopiero druga po południu, miał więc masę czasu do zabicia.Postanowił sprawdzić, jak ATF oceniła jego liścik pozostawiony w bibliotece hrabstwaBroward.Od tamtego czasu był w ciągłym ruchu, wykorzystując Klaudiusza wposzukiwaniach nowego zródła RDX, ale teraz wzięła go chęć, by przeczytaćkomunikaty, jakie na jego temat zamieszczono w biuletynach ATF i FBI.Wiedział, żenumer z biblioteki nie wprowadzi go na listę dziesięciu najbardziej poszukiwanych,spodziewał się jednak, że biura terenowe w całym kraju zatrzęsą się od ostrzeżeń.Czytanie takich tekstów diabelnie go rajcowało.Roześmiał się, rozbawiony własną próżnością.Czasem zachowywał się tak dziwacznie, aż jego samego to zaskakiwało.Zapłacił za posiłek, nie zostawiając napiwku (chujowe krewetki), wsiadł doczerwonego krążownika szos i pojechał z powrotem do motelu  Blue Bayou", gdziewynajął pokój za dwadzieścia dwa dolary doba.Zamknąwszy za sobą drzwi, podłączyłdo gniazdka telefonicznego nowego iBooka i wydzwonił AOL.Normalnie załogowałbysię do Klaudiusza, żeby sobie poczytać, co te złamasy o nim nadają, albo nawetpodszył się pod jednego z tych patafianów i wymądrzał na temat Mister Reda, napawając się własną legendą.Aykał takie pochwały jak ciepłe kluseczki: JohnMichael Fowles, Legenda Miasta, Król Rocka.Dziś jednak miał inny cel.Posługującsię kartą Visa i nazwiskiem tlenionej blondyny, połączył się z serwisem AOL, wszedłdo Internetu, po czym wpisał adres URL strony, którą zarządzał pod nazwiskiem KipRussell.Stronę tę, umieszczoną na serwerze w Rochester, identyfikowało się jedyniepoprzez numer, nigdy też nie została skatalogowana na żadnej wyszukiwarce.Niemożna jej było znalezć przez Yahoo!, AltaViste, HotBot czy Internet Explorera.StronaJohna była składnicą oprogramowania.John Michael Fowles podróżował bez bagażu.Nieustannie się przemieszczał,porzucając przedmioty i powierzchowność, które pozwoliłyby go wytropić, toteżczęsto miał przy sobie jedynie saszetkę z pieniędzmi.Nie posiadał rachunkubankowego, kart kredytowych (z wyjątkiem tych, które ukradł lub kupił doprzejściowego wykorzystania) ani żadnego majątku ruchomego.Ilekroć się gdzieśprzenosił, kupował za gotówkę potrzebne mu rzeczy, które wyjeżdżając, porzucał.Jedną z rzeczy, jakich często potrzebował, lecz nigdy ze sobą nie woził, był software.Najcenniejsze dla niego narzędzie.Zanim zaczął konstruować bomby, pisał programy komputerowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire