[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiatr porywał tumany śniegu i rzucał nimi wściekle o grubą szybę salonu.Białepłatki kłębiły się i wirowały, zasłaniając niemal zupełnie widoczność na zewnątrz.- Chyba żartujesz - zaśmiałam się - przecież tu jest zima, śnieg za chwilę zasypie całydom!- Taka jest właśnie Ameryka, moja droga - Hanka była w doskonałym nastroju -jeszcze dwa dni temu ja też miałam zimę!Namawiała mnie gorąco, żebym wybrała się w przyszłości na Florydę, że trzeba toprzeżyć i zobaczyć na własne oczy.Ale mnie marzyła się inna podróż i nie była to wcaleFloryda.Marzyły mi się Hawaje.Naczytałam się o nich sporo w młodości i zazdrościłam wduchu podróżnikom, którym udało się tam pojechać.Wtedy była to podróż zupełnienieosiągalna dla mnie, teraz, w Ameryce, wszystko mogło się zdarzyć.Zwierzyłam się kiedyś ze swoich mrzonek Hazel, a ona całkiem serio powiedziała,podnosząc, jak zwykle, znacząco palec w górę:- Jeśli się czegoś mocno pragnie, można to osiągnąć.Trzeba tylko chcieć.- A przede wszystkim mieć - dodałam w myślach.Nie sądziłam, żeby stać mniebyło kiedykolwiek na taki wyjazd.Ale zawsze przyjemnie było słuchać optymistycznychprognoz babci.Muszę przyznać, że nigdy, nawet w najcięższych chwilach nie traciła pogodyducha.Wierzyła, że Pan czuwa nad nami i nic złego stać się nie może.Trochę mnie zaskakiwała swoim podejściem do spraw wiary - była bardzo religijna, ajednocześnie wierzyła mocno w reinkarnację.Niemal na początku naszej znajomościpowiedziała mi, że już się spotkałyśmy w poprzednim wcieleniu.- Od razu wiedziałam, że już gdzieś cię widziałam wcześniej - klasnęła kiedyśuradowana w ręce - To było w tamtym życiu !Niestety, nigdy nie udało mi się od niej wyciągnąć żadnych bliższych szczegółów naten temat.Obiecywała, że kiedyś mi powie kim wtedy byłam, ale w końcu nie powiedziała.Wiem tylko, że już wtedy się lubiłyśmy.Pozostaje mi więc mieć nadzieję, że nie byłam nikimzłym, skoro dałam się lubić.Hazel była naprawdę wyjątkową staruszką, spokojną, wyrozumiałą i kulturalną.Całe dnie spędzała w łóżku czytając prasę lub rozmyślając.Lubiła słuchać zabawnychhistoryjek więc opowiadałam jej czasami, gdy coś śmiesznego przytrafiło się mnie lub mojejrodzinie.A że w życiu stale dzieje się coś, z czego można się pośmiać, więc dostarczałam jejregularnie tej rozrywki.Pamiętam jak zadzwoniłam kiedyś do domu i rozmawiałam z mamą.- Dlaczego tak niewyraznie mówisz? - spytałam po krótkiej rozmowie, kiedy to trudnomi było chwilami zrozumieć co mówi.- Daj spokój! - westchnęła mama boleściwie - pies zjadł moją szczękę i muszę zrobićsobie nową.Okazało się, że brat przyprowadził do domu uroczego szczeniaczka, który szybkowyrósł na niezbyt mądrego, olbrzymiego doga o ogromnym apetycie.Pochłaniał wszystko, cotylko znalazło się w zasięgu jego pyska i choć trochę pachniało jedzeniem.A że z uwagi nawzrost wszystkie szafki były dla niego dostępne, więc trzeba było uważać, żeby nie znikłnagle cały kawał mięsa lub kostka masła w opakowaniu.Tego dnia mama zjadła wyjątkowo dobrą i pachnącą pasztetówkę.Ponieważ jednakprzysmak zakleił jej szczękę, wyjęła ją i chciała opłukać pod kranem.Położyła zęby namoment koło zlewu a kiedy się odwróciła, usłyszała tylko głośne kłapnięcie i zobaczyła, jakpies oblizuje się smakowicie.Połknął kompletną dolną szczękę tak, jakby to była mucha.Hazel śmiała się z tej historyjki przez parę dni.Dobrze nam się mieszkało razem, nie miała zbyt wielkich wymagań w stosunku doswoich opiekunek.Była raczej niekłopotliwa, czasami tylko miewała złe dni i wtedy starałamsię nie wchodzić jej w drogę.Najgorzej było przed urodzinami, wpadała wtedy w psychiczny dołek.Na szczęście miałam okazję tylko dwa razy przeżywać z nią taki stan.Do moich obowiązków należało przygotowywanie i podanie jej do łóżka trzechposiłków dziennie, pomóc rano przy myciu i raz dziennie zaprowadzać do łazienki.W ciągu dnia i w nocy korzystała z basenu ustawionego na taborecie obok łóżka iwstydliwie przykrywanego przeczytanymi gazetami.Oprócz tego zajmowałam się domem, raz w tygodniu robiłam zakupy i jezdziłam dobanku, żeby zapłacić rachunki lub zrealizować czek.Ale to wszystko traktowałam jakoprzyjemną odmianę po przymusowej bezczynności u Lindy.Miałam teraz samochód, więcchętnie wybierałam się nim gdzie tylko się dało.Dzień zaczynałam o dziewiątej rano.Wstawałam z łóżka i po pospiesznym umyciutwarzy i zębów wchodziłam do pokoju Hazel, żeby wynieść basen i przygotować wodę wmiednicy do mycia.Zostawiałam ją na taborecie przy łóżku wraz ze szmatką kąpielową iszłam do kuchni przygotowywać śniadanie.Babcia myła się sama, ja tylko przepłukiwałamszmatkę od czasu do czasu.Nie starałam się jej pomagać, nawet gdy to zbyt długo trwało,ponieważ była bardzo wstydliwa a poza tym chciała jak najdłużej być w miarę samodzielna.Kiedy już się umyła, szłyśmy do łazienki na poranną kupkę i mycie zębów.Poruszała się tak jak Linda, za pomocą balkonika, ale nie była tak sprawna jak tamta.Hazel była bardzo słaba i krucha, nie ważyła więcej niż czterdzieści kilo a i leżenie włóżku nie dodawało jej sił.Szła więc bardzo wolno, po dwóch krokach przystawała niby to poto, żeby opowiedzieć mi coś śmiesznego, a tak naprawdę, żeby zebrać siły.Zdarzało się, żemdlała podczas takiego spaceru, musiałam więc iść za nią krok w krok i asekurować w raziepotrzeby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]