[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wierzę ci na słowo.Bawił się zdzbłem trawy.To, czy ojciec Libby go akceptował, nie miało właściwieznaczenia.Wkrótce zniknę z ich życia, pomyślał ponuro.Podobało się jej tutaj, nad omywającą kamienie wodą.W długiej, miękkiej trawie rosłymałe niebieskie kwiatki.W lecie zakwitnie naparstnica.Wysokości człowieka, zwiesi nadstrumieniem fioletowe lub białe dzwonki.Będą też lilie i orliki.O zmierzchu jeleń przyjdzienapić się wody, może też zjawi się niedzwiedz, by zapolować na ryby.Nie chciała myśleć o lecie.Postanowiła cieszyć się chwilą bieżącą, błękitnym niebem ibalsamicznym powietrzem.W lesie harcowały wiewiórki.Jej i Sunny udawało się czasamikarmić niektóre z ręki.Gdziekolwiek się znalazła, na odległej wyspie czy też na pustyni, zawsze z rozczuleniemwspominała dzieciństwo.- To będzie bardzo szczęśliwe dziecko - powiedziała.Uśmiechnęła się nagle.- Pomyślećtylko, po tylu latach może będę miała braciszka.Caleb pomyślał o swoim bracie Jacobie.- Ja zawsze chciałem mieć siostrę - poinformował.- To bywa wygodne, ale siostra byłaby na pewno ładniejsza od ciebie.Przewrócił ją na trawę.- Szkoda, że nie poznałem twojej siostry, Sunbeam.Auu! - krzyknął, gdy Libby gouszczypnęła.- Skoncentruj się na mnie.Przyglądał się jej przez chwilę.- Pózniej będę musiał na jakiś czas pojechać do statku.Starała się nie okazać smutku.Tak dobrze byłoby udawać, że nie ma żadnego statku aniżadnego pózniej.- Nie zdążyłam zapytać, jak ci idzie? Dobrze, pomyślał.To znaczy, za szybko.- Okaże się, kiedy sprawdzę, co zrobił komputer.Czy możesz przeprosić rodziców,gdybym nie wrócił, zanim się obudzą?- Powiem, że wybrałeś się na medytacje.Ojciec będzie zachwycony.- Dobrze.A więc wieczorem, przed wyjazdem, skoncentruję się na tobie.- Raczej rzeczywiście pomedytujesz.Dzisiaj śpisz na kanapie.- W takim razie.Osunął się na nią.W nocy, gdy ogień przygasł, a dom pogrążył się w ciszy, Cal siedział samotnie wsaloniku, całkowicie ubrany.Wiedział już, jak wrócić.Wiedział przynajmniej, jak się tu dostał ijak odwrócić ten proces.Dokona jeszcze kilku napraw, właściwie niepotrzebnych, i będzie gotów do drogi.Technicznie, nie emocjonalnie.Jeszcze nigdy nie dręczyły go tak sprzeczne uczucia.Jeśli Libby poprosi, by został.Boże, jeśli to zrobi, przechyli szalę.Ona jednak niepoprosi, pomyślał.Ja też nie mogę prosić, żeby wyruszyła ze mną.Może kiedy wróci, kiedy przywiezie do swojego świata nowe dane, naukowcy opracująjakąś bezpieczniejszą metodę podróżowania w czasie.Może będzie mógł tu wrócić?Patrzył na ogień.Nie ma co marzyć.Libby odważnie stawia czoło faktom, on teżpowinien to zrobić.Myślał, że usłyszał na schodach jej kroki.Okazało się jednak, że to William.- Kłopoty z zaśnięciem? - zapytał ojciec Libby.- Aha.Pan też nie może zasnąć?- Nie, po prostu lubię ten dom w nocy.- Ponieważ kochał córkę, postanowił się zmusićjeśli nie do przyjacielskiego, to przynajmniej do poprawnego zachowania.- Cisza, ciemność.-Podszedł do kominka i wrzucił nowe polano do ognia.- Nie myślałem, że będę mieszkałgdziekolwiek indziej.- A ja nie wyobrażałem sobie nawet życia w takim miejscu i tego, jak trudno będzie mistąd wyjechać.- Do Filadelfii długa droga.- Bardzo długa.William usłyszał w głosie Cala smutek.Wyjął z szafki brandy i dwa kieliszki.- Napijesz się?- Aha, dziękuję.William usiadł w fotelu i wyciągnął nogi.- Siedziałem tu dawniej po nocach i zastanawiałem się nad sensem życia.- Znalazł go pan?- Niekiedy znajdowałem, niekiedy nie.Wszystko było prostsze, kiedy jedynej troski przysparzał mu pokój światowy isprawiedliwość społeczna.Teraz zbliżył się do średniego wieku, chociaż jeszcze niedawno towydawało się bardzo odległe.Przypomniał sobie, jak był młody, znacznie młodszy odsiedzącego naprzeciw gościa.Miał głowę w chmurach i był zakochany.- Kochacie się z Libby? - zapytał nagle.- Sam sobie zadawałem to pytanie.William wypił łyk brandy.Spodobała mu się ta odpowiedz, świadcząca o rozterkach ipoważnym stosunku do związku z Libby.- I znalazłeś odpowiedz?- Tak, niewygodną.William skinął głową.- Zanim poznałem Caro, chciałem wstąpić do Korpusu Pokoju albo do tybetańskiegoklasztoru.Właśnie ukończyła liceum.Jej ojciec zamierzał mnie zastrzelić.Cal uśmiechnął się, spróbował brandy.- Dziś po południu był taki moment, kiedy cieszyłem się, że nie ma pan broni.- Jestem pacyfistą, taka myśl tylko przemknęła mi przez głowę - zapewnił William.- Aojciec Caro długo nosił się z takim zamiarem.Nie mogę się doczekać, kiedy mu powiem, żeCaro jest znów w ciąży.- Libby ma nadzieję na braciszka.- Powiedziała to? - Uśmiechnął się.- To moja pierworodna.Każde dziecko to cud, alepierwsze.- Libby jest cudem.Odmieniła moje życie.William spojrzał na niego ostrzej.Hornblowermoże nie wiedzieć, czy się z Libby kochają, lecz trudno mieć co do tego wątpliwości, pomyślał.- Caro bardzo cię lubi - poinformował.- Umie jakoś zaglądać ludziom w duszę.Ja chcętylko powiedzieć, że Libby nie jest taka silna, na jaką wygląda.Uważaj na nią.Wstał, żeby nie zacząć prawić kazań.- Prześpij się trochę - poradził.- Caro będzie rano hałasowała, przygotowując ciastka zpszenicy albo potrawę z jogurtu i kiwi.- Powiedział to z żalem.Zawsze wolał jajecznicę nabekonie.- Zdobyłeś u niej punkty, pochłaniając dziś tę sałatkę.- Była doskonała.- Nic dziwnego, że Caro tak bardzo cię lubi.- Zatrzymał się u podnóża schodów.- Wiesz,mam taki sam sweter jak ty.- Naprawdę? - Cal nie mógł powstrzymać uśmiechu.- Jaki ten świat jest mały.ROZDZIAA DZIESITY- Wiedziałam, że wcześnie wstaniesz.Libby wyszła przed dom do matki.- Nie tak wcześnie - westchnęła Caroline zła na siebie, że przegapiła wschód słońca.-Ostatnio długo się zwlekam z łóżka.- Masz poranne mdłości?- Nie.- Matka z uśmiechem objęła Libby.- Chyba cała trójka moich dzieci postanowiłami tego zaoszczędzić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]