[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od oficerów z sił szybkiego reagowania słyszeli tylko:Wietkong, Wietkong, pierdzielony Wietkong.Wietkong nie byłjedynym nieprzyjacielem.Nieprzyjaciel czaił się wszędzie.Słu-chając facetów z sił szybkiego reagowania, można było odnieśćwrażenie, że nieprzyjacielem jest każdy gość z wydziału aka-demickiego.Słuchając goryli z Biura Zdrowia, każdy, kto niepotrafił się podciągnąć na rękach, był nieprzyjacielem.Słucha-jąc profesorów od prądu, profesorów od cieczy, profesorów67od ciał stałych - profesorów wszelkich nauk stosowanych-wszyscy specjaliści od nauk społecznych lub literatury bylipieprzonymi wrogami.Słuchając absolwentów zajmujących sięobecnie różnymi dziedzinami, od fizyki jądrowej poczynając,na wyrywaniu zębów kończąc, dochodziło się do wniosku, żekażdy, kto nie jest absolwentem West Point, znajduje się postronie pieprzonych nieprzyjaciół.Słuchając gości z piechoty,każdy artylerzysta był wrogiem.Słuchając pancerniaków, wro-gami byli sygnaliści.Słuchając wielogwiazdkowych oficerówbojowych, każdy z wydziału niebojowego był wartym ptasiegołajna nieprzyjacielem.Chryste! Jeśli naprawdę słuchasz wszystkiego, co mówią wWest Point, jeśli wierzysz w cały ten stek bzdur, jakim cię ra-czą, jeśli naprawdę wierzysz, szybko dostaniesz sraczki i para-noi! Slaight zmienił pozycję na drewnianej ławeczce i ostrystrumień wody z bąbelkami uderzył go prosto w stos pacierzo-wy.Dobrze, że chłopaki nie biorą codziennie jacuzzi.Gdybybrali, po miesiącu w West Point nie zostałby ani jeden kadet.Wszyscy uciekliby z uczelni, gdzie pieprz rośnie.W Wu Pewszystko to skalkulowano.Zabierają ci z życia cztery francowa-te lata, codziennie organizują marsze, zbiórki, parady, inspek-cje, raporty, naukę i problemy, tak że na myślenie nie zostajeczłowiekowi czasu.Myślenie rozmiękcza mózg.Na tym zasadzasię polityka West Point.Taktyczny zawsze mówił: Nikt panunie płaci za myślenie, płacą panu za to, byś wykonywał panrozkazy.Zabawne, stary tępak miał rację.- Proszę, proszę.Pan Slaight.Tak też i myślałem, że tu wła-śnie pana zastanę.Głos dobiegał gdzieś z tyłu.Kadet odwrócił się na ławeczce,by zobaczyć, kto go odwiedził.- Widzę, że pożytecznie wykorzystujesz sobotnie wieczory.Głos należał do Consora, lekarza, z którym Slaight miał doczynienia jeszcze w czasach rekruckich.Doktor przez dwadzie-ścia osiem dni opukiwał mu klatkę piersiową, zaglądał do68gardła i wstrzykiwał antybiotyki.Dwadzieścia osiem dni podopieką lekarza, absolwenta West Point.%7łe też w ten sobotniwieczór on właśnie pełni dyżur.Slaight przeklinał pecha.Nig-dy nie udało mu się wydębić od Consora kodeiny.Lekarze,którzy sami ukończyli akademię wojskową, byli zbyt cwani nato, by dawać się kadetom wodzić za nos.- Jak leci, majorze Consor? - zagadnął Slaight.- Nie wi-dzieliśmy się kupę czasu.- Może się i nie widzieliśmy, panie Slaight, ale od czasu doczasu wyczuwałem tu pański smrodek.Zauważyłem, że naprzeziębienie i grypę zapada pan zawsze w czasie egzaminów.Sprawdzmy.Ile dni spędził pan w łóżku w ciągu ostatniegoroku? Dziesięć? Dwadzieścia?- Miał mnie pan na oku, sir?- Oczywiście, Slaight.Może potrafi pan przechytrzyć trzechkapitanów, jakich tu mamy, lecz gdyby wezwano akurat mnie,zaaplikowałbym panu w tyłek tyle zastrzyków z wody destylo-wanej, że nie mógłby pan siedzieć przez tydzień.- Sir, przecież pan wie, że nigdy nie symulowałem choroby.W ostatnim roku byłem tu tylko raz, kiedy złapałem grypę.Zaordynowano mi stosowne leki i na kilka dni położono dołóżka.Ale ja byłem chory.Naprawdę.- Ile dokładnie dni, Slaight? Ile dni w tym roku spędziłeś włóżku? Powiedz, jestem tego niezmiernie ciekaw.- Osiem, sir.Cztery razy po dwa.Są w naszej kompaniichłopcy, którzy potrafili załatwić sobie tydzień, ale nie ja, sir.Kiedy byłem bardzo zmordowany, załatwiałem sobie dwa dni,to wszystko.Nie jest to wielkie przestępstwo.- No tak, a co ty tu robisz dzisiaj? Szykujesz mięśnie naletnią przepustkę?Major stał obok metalowej wanny jacuzzi.Na zielony mun-dur zarzucony miał biały fartuch.Uśmiechał się szyderczo,jakby przyłapał kadeta na drobnym wykroczeniu, któregozresztą Slaight się dopuścił.Jacuzzi przepisać mógł tylko le-karz; w karcie zdrowia był wymagany jego podpis.Slaight zała-twił sobie z łaziebnymi tygodniowe kąpiele za rocznik Play-boya.69- Nosir!!! Przez cały tydzień maszerowałem po placu ape-lowym.Mam skierowanie na ostry dyżur, żeby lekarz obejrzałmoje stopy.Czy to pan, majorze, pełni dziś dyżur?- Zgadłeś, Slaight.A zatem bolą cię nózie? - Z szerokimuśmiechem pochylił się nad wanną.Slaight wysunął nogę z wody i oparł ją o metalową krawędzwanny.Masaż zmiękczył skórę wokół popękanych pęcherzy ipowstrzymał krwawienie, ale i tak jego stopa przypominałakrwisty befsztyk.Major gwizdnął pod nosem.- Chryste, Slaight, dlaczego nie pojawiłeś się wcześniej?Twoje nogi są w strasznym stanie.To zbrodnia!- Przychodziłem na opatrunki codziennie, prosto z placuapelowego, sir.A teraz po prostu zdarłem moleskin i bandaże idlatego tak fatalnie wyglądają.Już obie stopy trzymał oparte o krawędz wanny, od którejwibrowania lekko swędziały go palce.- Twierdzisz, że już od tygodnia się tu pojawiasz i nikt cijeszcze nie wystawił zwolnienia od marszów? - zapytał z nie-dowierzaniem major, ujmując nogę kadeta.- Przychodzę tu codziennie, sir, i lekarze chcieli mi wysta-wić takie zaświadczenie, ale nie wziąłem.Nie mogłem.Muszęwymaszerować swoje godziny.Pozostało mi już tylko siedem.Skończę we czwartek, sir.- Co to znaczy, że nie chciałeś wziąć zwolnienia, młodyczłowieku? Jeśli lekarz ci je wystawia, powinieneś brać je zradością.- Nie mogę, sir.Mój oficer taktyczny, major Grimshaw, niepozwala nikomu w kompanii pod żadnym pozorem unikaćmarszów.Ostatniej zimy wielu z nas maszerowało z tempera-turą trzydziestu dziewięciu stopni.Grimshaw za każdą godzinęzwolnienia lekarskiego dodaje dwie.Nikt nie ma ochoty cho-dzić dodatkowych godzin.Chłopcy z kompanii wolą już czołgaćsię po placu.W zeszłym roku, w maju, kadet z ostatniego rokuwziął zwolnienie i Grimshaw kazał mu pózniej maszerowaćprzez cały Czerwcowy Tydzień po siedem godzin dziennie.Chłopak maszerował aż do dnia poprzedzającego promocję.Tak był skonany, że nie miał już siły pójść na bal elewów.Niezaprosił nawet rodziny na Czerwcowy Tydzień.Złamano go.70Obserwowaliśmy, jak dzień po dniu kurczy się.Miał hemoro-idy, ponaciągane ścięgna, a kiedy już wychodził swój limit,przyplątało się zapalenie torebek stawowych.Grimshaw za-aplikował mu osiem dni marszu po siedem godzin; w sumiepięćdziesiąt sześć.Niewiarygodne.Wolę nie zaczynać z Grims-hawem.- Wychodz z wody, wytrzyj się i przyjdz do gabinetu.Obej-rzymy dokładnie twoje stopy.Doktor opuścił gabinet fizykoterapii, a Slaight niespieszniewyszedł z parującej wanny.Ostatecznie stary Consor nie byłnajgorszy.Nałożył szare, letnie spodnie od munduru polowego,na nogi wsunął bawełniane szpitalne kapcie, które dostał odjednego z pielęgniarzy, i poczłapał korytarzem.Consor czekałza biurkiem w niewielkim pokoiku przylegającym do sali za-biegowej, gdzie spotkali się już raz przed dwoma laty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]