[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten to Schaub powiedział mi zaraz na początku: "Tegoroczny parlamentzamyka się jutro, musisz mu się pan przypatrzeć choćby z zewnątrz" - i posłał mnie dohrabiego Sussex, który mnie wprowadził do izby lordów.Wyznaję, że mocno byłemzdziwiony, znalazłszy ten przybytek, o którym tak wysokie miałem wyobrażenie,mniej pięknym pod względem materyalnym, mniejszym nawet od naszej izbysenatorskiej; nic za to silniejszym nie było dla mnie bodzcem do uczenia sięangielskiego języka, niż doznana tam zupełna prawie niemożność zrozumienia tego,co mówiono w izbie lordów, chociaż, czytając, rozumiałem już w połowie Szekspira.Pochodziło to stąd, że w wymawianiu Anglicy różne zupełnie od innych europejskichnarodów nadają brzmienie literom składającym ich wyrazy, a trudność podwaja sięjeszcze dla cudzoziemców przez to, że w języku angielskim samogłoski inaczej sięwymawiają, niż we wszystkich innych.Nie mogę tutaj przemilczeć okoliczności, októrej nie wspomniałbym może, jakkolwiek pochlebną była dla mnie, gdyby niezbijała powszechnego (przynajmniej w owym czasie) zarzutu, jaki robią Anglikom, żenie dość są uprzejmi dla cudzoziemców.Lord Hardwick, wielki kanclerz angielski iówczesny prezes izby wyższej1), pełniąc wysoki swój obowiązek, gdy spostrzegł mniezdaleka i dowiedział się, kim jestem, nietylko mi się ukłonił, ale kazał mi powiedziećprzez tłumacza, że rad jest z mego przybycia do Anglii, i z prawdziwą przyjemnościąwidzieć mnie będzie u siebie.Zrozumiałem zaraz, że zawdzięczam to temu, co musielipowiedzieć mu o mnie synowie jego, hrabiowie de Yorke, znajomi moi z Holandyi.Przebiegając jednak myślą wszystkich znakomitych ludzi, jakich widywałem wróżnych znanych mi krajach, nie mogłem znalezć ani jednego, którybyprzypuszczalnie mógł tak postąpić w chwili sprawowania wysokiego swojego urzędu.Pośpieszyłem skorzystać z tak uprzejmego zaproszenia i przyjęto mnie z największągrzecznością, a nawet serdecznie, i przez cały czas pobytu mego w Anglii zawszetraktowano mnie tak samo.Pomijając znakomite zasługi sławnego kanclerza, któregożadnego wyroku w ciągu ośmnastu lat urzędowania izba wyższa nie unieważniła, domjego miał jeszcze dla mnie wdzięk dla patryarchalnej hierarchii, jaka istniała międzyojcem i dziećmi; nie spotykałem jej w żadnym prawie innym ze znajomych midomów, bo nowożytne obyczaje zdają się z tego wyzwalać Anglików, o ileprzynajmniej mogłem się przekonać podczas krótkiego między nimi pobytu. 64Widywałem zwykle szanownego starca, otoczonego pięciu synami, z którychnajstarszy, zwany mylordem Royston, uchodził za jednego z najzdolniejszych ludzi wAnglii i tylko przez skromność usuwał się od wszelkiego urzędu.Drugiego synakanclerza, Karola Yorke, natenczas głównego adwokata królewskiego, opiniapubliczna przeznaczała na następcę w kanclerskiej godności po ojcu.Dałem jużpoznać trzeciego, który dotychczas jest ambasadorem angielskim w Holandyi2).Zdwóch najmłodszych jeden sposobił się do stanu duchownego, drugi jeszcze nie byłobrał dla siebie powołania.Siostra ich była żoną słynnego admirała Ansona,najłagodniejszego i najbardziej towarzyskiego człowieka na świecie, któremu to jednozarzucano, że nie rad mówił o sztuce żeglarskiej i o głośnych swoich przygodach.Można było z zupełną ścisłością powiedzieć, że między członkami tej rodziny łatwobyło nauczyć się wszystkich nauk: wojna, polityka, marynarka, prawo, ekonomiapubliczna, literatura wszelkiego rodzaju, miały u nich prawo obywatelstwa zobowiązku lub z upodobania; ścisły zaś węzeł rodzinny miedzy dziećmi i ojcem iżyczliwość ich dla mnie, czyniły z tego domu prawdziwe zródło nauki i zbudowania.Z pomiędzy wszystkich braci najbardziej jednak przywiązałem się do Karola Yorke,który oprócz cnót wspólnych całej rodzinie, zdał mi się jeszcze posiadać wyłączną,sobie tylko właściwą słodycz charakteru.Ta słodycz właśnie nigdyby nie pozwoliłaprzypuszczać tragicznej jego śmierci, chociaż główną i istotną była jej przyczyną.Poderżnął on sobie gardło jedynie dla tego, że nie mógł znieść myśli, iż starszy bratjego mylord Royston, wyszedłszy w tym razie ze zwykłego umiarkowania,zapowiedział mu, że go widywać nie będzie, odkąd Karol przyjął z rąk Jerzego IIIgodność wielkiego kanclerza, ofiarowaną sobie w chwili i sposób niezgodny, zdaniemmylorda, z ich ówczesnemi we własnem stronnictwie zobowiązaniami.Fatalny tenwypadek, jakkolwiek się przytrafił w dziewiętnaście lat po wyjezdzie moim z Anglii,dotyka mnie głęboko.Karol Yorke zachował był ze mną ścisłe stosunki, a im bardziejczłowiek posuwa się w lata, tętn boleśniej odczuwa stratę przyjaciela, już dla prostejprzyczyny, że z każdym rokiem coraz mniej zostaje mu nadziei zastąpienia go kimśnowym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]