[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyciągnął ją do siebie i przytulił.- Już dobrze - szepnął.- Już po wszystkim.- Nie zostawiaj mnie już nigdy, Gabrielu.Proszę.Bądz zawsze przy mnie.Błagam.Zostań ze mną. ROZDZIAA CZTERDZIESTY PITYNowy JorkTarik krążył po wytwornych salonach z oknami wychodzącymi na Central Park izbierał od gości puste kieliszki oraz talerzyki z nie dojedzonymi kanapkami, pomiętymiserwetkami i niedopałkami papierosów.Wreszcie spojrzał na zegarek.Leila powinna jużzadzwonić do Londynu i Allon pewnie był już w drodze.Lada moment musiał się tu zjawić.Wszedł do biblioteki, z której przeszklone drzwi prowadziły na taras.Mimo chłodukilka osób stało na zewnątrz, podziwiając nowojorskie widoki.Kiedy podszedł do wyjścia,usłyszał dolatujące z zewnątrz, przybliżające się wycie syren.Stanął przy balustradzie iwyjrzał na Piątą aleję - nadjeżdżała kawalkada aut w eskorcie policji.Przybywał gość honorowy przyjęcia.Więc gdzie się jeszcze podziewał Allon, do cholery?- Przepraszam! Halo!Tarik wyprostował się szybko i powiódł spojrzeniem po ludziach stojących na tarasie.Jakaś kobieta w futrze przywoływała go ruchem dłoni.Był tak pochłonięty widokiemzbliżającego się konwoju, że całkiem zapomniał o swojej roli.Kobieta wyciągnęła w jego kierunku do połowy opróżniony kieliszek czerwonegowina - Czy mógłby pan to zabrać?- Oczywiście, madam.Podszedł bliżej i podsunął tacę kobiecie rozmawiającej ze znajomym.Nie oglądającsię na niego, wyciągnęła rękę i szybko odstawiła kieliszek, ten jednak zakołysał się nawypukłym obramowaniu tacy i przewrócił.Wino wylało się na jego białą marynarkę.- O Boże! - mruknęła kobieta.- Bardzo przepraszam.Natychmiast jednak odwróciła się i podjęła przerwaną rozmowę.Tarik ruszył z tacą do kuchni.- Co ci się stało, do cholery?! - warknął olbrzym w białym fartuchu znapomadowanymi włosami.Miał na imię Rodney i kierował obsługą przyjęcia.- Jakaś kobieta oblała mnie winem.Postawił tacę z pustymi naczyniami na blacie koło zlewu.Z amfilady salwypełnionych gośćmi doleciał głośny aplauz.Widocznie na przyjęciu pojawił się gość honorowy.Tarik wziął pustą tacę i zawrócił do wyjścia z kuchni.- A ty dokąd się wybierasz?! - rzucił gniewnie Rodney.- Muszę skończyć zbierać kieliszki.- W poplamionym ubraniu?! Nie ma mowy.Przechodzisz do pracy w kuchni.Idzzmywać naczynia.- Mogę oczyścić marynarkę.- Przecież to czerwone wino, chłopie.Nie da się tego oczyścić.- Ale.- %7ładnych ale.Zakasuj rękawy i bierz się do zmywania talerzy.*- Miło mi znów pana powitać, prezydencie Arafat - odezwał się Douglas Cannon.Palestyńczyk uśmiechnął się szeroko.- Mnie również jest bardzo miło, senatorze.A może powinienem teraz powiedzieć:ambasadorze Cannon?- Wystarczy Douglas.Cannon chwycił drobną dłoń Arafata w swoją niedzwiedzią łapę i potrząsnął niąenergicznie.Był wysoki i barczysty, ze strzechą wiecznie potarganych szpakowatych włosów.Wiek nieco przygarbił mu szerokie ramiona, ale wydatny brzuszek prawie nie był widocznypod idealnie skrojonym granatowym garniturem.Dziennikarz magazynu  The New Yorkerokreślił go kiedyś mianem współczesnego Peryklesa - genialnego naukowca i filantropa,który z kręgów akademickich wyrósł na jednego z najbardziej wpływowych demokratów wSenacie.Dwa lata wcześniej ściągnięto go z emerytury i powołano na stanowiskoamerykańskiego ambasadora na dworze Saint James s w Londynie.Ale nie przetrwał na nimpełnej kadencji, gdyż został poważnie ranny w zamachu terrorystycznym.Teraz jednak, gdyprzedstawiał Jasirowi Arafatowi zgromadzonych gości, nie widać już było żadnych śladówobrażeń.- Bardzo mnie zasmuciła wieść o zamachu na twoje życie, Douglas.Cieszę się, żewróciłeś już do zdrowia.Czy otrzymałeś kwiaty, które wysłałem ci w imieniu swoim i Suli?- Ależ tak.To był najpiękniejszy bukiet w całej sali szpitalnej.Bardzo ci dziękuję.Niemówmy jednak o mnie.Pozwól tędy.Przyszło dziś mnóstwo ludzi, którzy bardzo pragną ciępoznać.- Nie wątpię - odparł Arafat z uśmiechem.- Prowadz.*Gabriel przedostał się mostem Brooklyńskim na Manhattan.Jacqueline zdążyła się uspokoić i pokrótce relacjonowała mu wszystko, co wydarzyło się przez ostatnie dwie doby,poczynając od nocy spędzonej w wynajętym mieszkaniu niedaleko lotniska Heathrow, askończywszy na strzelaninie w małym brooklyńskim mieszkaniu.Zmuszał się, by słuchać jejw spokoju.Musiał chwilowo zapomnieć o swojej bezgranicznej nienawiści do Tarika, jeślichciał odgadnąć jego plany.Jeden szczegół przykuł jego uwagę.Dlaczego Tarikowi tak bardzo zależało nazwabieniu go w pułapkę, że kazał Leili udawać Jacqueline i nawiązać kontakt telefoniczny zcentralą w Tel Awiwie?Odpowiedz była raczej prosta: Ponieważ nie przypuszczał, aby on znalazł się wmiejscu planowanego zabójstwa.Tylko dlaczego? Jeśli Tarik przyjechał do Nowego Jorku,żeby zabić premiera Izraela prowadzącego rozmowy pokojowe z Palestyńczykami, powinienprzecież zakładać, że Gabriel znajdzie się w osobistej obstawie polityka.W końcu tylko onwidział Tarika w Montrealu i tylko on miał tutaj szansę go rozpoznać.Znowu przypomniał mu się obraz van Dycka, na którym scena religijna skrywała podspodem portret niezbyt urodziwej kobiety.Jedno malowidło, dwie rzeczywistości.Cała taoperacja przypominała podobny obraz, ale jak dotąd Tarik był górą pod każdym względem.Szlag by to trafił! Musisz się zdać na swój instynkt, Gabrielu!Sięgnął po telefon komórkowy i wybrał numer Szamrona czekającego w izraelskiejmisji dyplomatycznej.Kiedy stary odebrał, rzucił krótko:- Gdzie teraz jest Arafat?Słuchał przez chwilę, po czym burknął:- Cholera! Podejrzewam, że Tarik jest na tym przyjęciu w przebraniu kelnera.Powiadom ludzi Arafata, że do nich jadę.Przerwał połączenie i spojrzał na Jacqueline.- Masz jeszcze pistolet tamtej dziewczyny?Pokiwała głową.- Zostało coś w magazynku?Wyciągnęła broń z kieszeni, wyjęła magazynek i policzyła tkwiące w nim naboje.- Pięć.Gabriel skręcił na północ w aleję Roosevelta i wcisnął pedał gazu do podłogi.*Tarik podszedł do drzwi kuchni i wyjrzał wzdłuż korytarza na zatłoczoną amfiladęsalonów.Błyskały tam flesze, ludzie robili sobie zdjęcia w towarzystwie Arafata.Pokręciłgłową.Jeszcze dziesięć lat temu ci sami ludzie nie mówili inaczej o palestyńskim przywódcy jak o żądnym krwi terroryście.A teraz traktowali go jak gwiazdora filmowego w kraciastejkafijah na głowie.Rozejrzał się po najbliższej sali za Allonem, ale nigdzie go nie było.Coś musiało mustanąć na przeszkodzie.Może Leila nie zdołała się połączyć z izraelską centraląwywiadowczą? A może Gabriel coś podejrzewał i zaplanował jakiś wybieg? Tak czy inaczej,Tarik musiał przystąpić do akcji.Znał Arafata lepiej niż ktokolwiek inny.Stary miał zwyczajnieoczekiwanie zmieniać swoje plany.Tylko dlatego udało mu się przeżyć do dziś.W każdejsekundzie mógł wyjść z przyjęcia, on zaś na zawsze utraciłby sposobność zabicia go.Chciał rozprawić się jednocześnie z obydwoma wrogami, z Allonem i Arafatem,wyglądało jednak na to, że będzie to niemożliwe.Wiedział, że po śmierci Arafata natychmiastdopadną go ochroniarze.Gdyby próbował się bronić, nie mieliby innego wyjścia, jak gozastrzelić.Ale to i tak znacznie lepsze od powolnego konania na raka.Jeśli Allon w ogóle bysię nie pojawił, na pewno by mu się upiekło.Lecz Arafatowi, temu zdradzieckiemutchórzowi, nie można było dać żadnej szansy.Ktoś poklepał go po ramieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire