X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Spózniliście się na śniadanie - powiedziała.- Wasze szczęście, że jestem w dobrymhumorze.- Przyglądała im się przez chwilę z zadowoleniem.Pasowali do siebie.Wreszciektoś pasował do jej chłopca.- No cóż, siadajcie, mam świeżą kawę.Zrobiłam trochęnaleśników, których nikt nie raczył zjeść.- Czy moja matka jest na górze?- Jest, a sędzia siedzi samotnie w saloniku od frontu.- Lilah stawiała już kubki nastole.- Nie miała mi dzisiaj zbyt wiele do powiedzenia.Spędziła dużo czasu przy telefonie zazamkniętymi drzwiami.A ta twoja siostrunia nie pofatygowała się nawet, żeby wrócić na nocdo domu.Cade zamarł.- Faith nie ma w domu?- Nie masz się czym przejmować.Jest z doktorem Wadem.Wyfrunęła stąd wczoraj,mówiąc mi, gdzie będzie.Wygląda na to, że poza mną nikt tutaj nie sypia we własnym łóżku.Trochę jest za gorąco na te wszystkie flirty.Siadajcie i jedzcie.- Muszę porozmawiać z mamą.Nakarm ją - polecił, pokazując na Tory.- Nie jestem małym pieskiem - mruknęła po jego wyjściu Tory.- Nie rób sobie ze mnąkłopotu, Lilah.- Siadaj i pozbądz się tego męczeńskiego wyrazu twarzy.To jego sprawa, żebydoszedł do porozumienia z matką, nie twoja, więc nie zaprzątaj tym sobie głowy.- Wyjęłapatelnię.- I zjesz to, co przed tobą postawię.- Zaczynam podejrzewać, że on się wdał w ciebie.- A czemu by nie? Przecież to ja się nim głównie zajmowałam.Nie obgaduję tu wcalepani Margaret.Niektóre kobiety nie są stworzone do tego, żeby być matkami.Po prostu sątakie, a nie inne.Wyjęła z lodówki pojemnik, zdjęła z niego pokrywkę.- Zmartwiłam się tym, co usłyszałam o twojej matce.- Dziękuję. Lilah przystanęła na chwilę, spoglądając na Tory ciemnymi, ciepłymi oczami.- Niektóre kobiety nie są stworzone do macierzyństwa.To dlatego, jak mówi pieśń,błogosławione jest dziecko, które ma tylko siebie.Tak jak ty, kochanie.Po raz pierwszy od usłyszenia wiadomości o śmierci matki Tory usiadła.I zapłakała.Cade zatrzymał się najpierw w saloniku.Dobre wychowanie nie pozwoliło muzignorować starego przyjaciela rodziny.- Dzień dobry, sędzio.Gerald odwrócił się i na widok Cade'a jego surowa zamyślona twarz zaczęła sięstopniowo odprężać.- Miałem nadzieję, że uda mi się z tobą dzisiaj porozmawiać.Możesz mi poświęcićchwilę?- Oczywiście.- Cade wskazał ręką na fotel.- Mam nadzieję, że masz się dobrze.- Trochę daje mi się od czasu do czasu we znaki artretyzm.Starość.- Siadając, Geraldwskazał miejsce obok siebie.- Człowiek nie zastanawia się, co go może spotkać, aż naglektóregoś dnia dziwi się, co to za starca widzi w lustrze podczas golenia.No cóż, znam cię odurodzenia.- Nie musisz zatem starannie dobierać słów.Wiem, że matka rozmawiała z tobą opewnych sprawach rodzinnych i o zmianie swojego testamentu.- To dumna kobieta i niepokoi się o ciebie.- Czyżby? - Cade uniósł brwi.- Nie musi się o mnie troszczyć.Czuję się świetnie.Może być też spokojna o Beaux R�ves.Mamy bardzo dobry rok.Nawet lepszy niż ubiegły.Gerald chrząknął.- Cade, znałem twojego ojca, byłem jego przyjacielem.Dlatego mam nadzieję, żewysłuchasz, co mam ci do powiedzenia.Jestem w pełni świadomy męskich potrzeb ipragnień, ale jeżeli te pragnienia przedkłada się nad obowiązek, nad dobro sprawy, a przedewszystkim nad rodzinę, nie wyniknie z tego nic dobrego.- Poprosiłem Tory, żeby za mnie wyszła.Nie jest mi do tego potrzebnebłogosławieństwo mojej matki.Choć żałuję, że go nie otrzymałem.- Cade, jesteś młodym człowiekiem, masz przed sobą całe życie.Proszę cię, jakoprzyjaciel obojga twoich rodziców, żebyś się jeszcze raz zastanowił.Zwłaszcza teraz, kiedyTory Bodeen dotknęła taka tragedia.Tragedia - dodał Gerald - która bardzo wiele mówi otym, kim ona jest i skąd pochodzi.Byłeś jeszcze chłopcem, kiedy Tory tutaj mieszkała, i niepoznałeś wielu spraw.- Jakich spraw? Gerald westchnął, założył ręce, a jego krzaczaste brwi opadły, nadając twarzy bardzopoważny wygląd, który tak często przybierał w ławie swojego urzędu.- Hannibal Bodeen jest niebezpiecznym człowiekiem, niewątpliwie chorymumysłowo.Takie rzeczy są dziedziczne.Mam wiele współczucia dla tego dziecka, możesz miwierzyć, ale to nie zmienia faktu.- Czy chodzi o to, że niedaleko pada jabłko od jabłoni? Czy może o to, że czymskorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci?Po twarzy Geralda przemknęło rozdrażnienie.- Każde z tych powiedzonek właściwie oddaje istotę rzeczy.Wiktoria Bodeenmieszkała w tamtym domu zbyt długo, żeby się nie ugiąć pod ręką ojca.- Pod jego ręką?- Obawiam się, że nie jest to tylko przenośnia.Wiele lat temu odwiedziła mnie IrisMooney, babka Tory ze strony matki.Zamierzała wystąpić do sądu o odebranie Bodeenomwładzy rodzicielskiej nad dziewczynką.- Chciała ciebie zatrudnić?- Tak.Nie mogła jednak przedstawić dowodów znęcania się nad dzieckiem, nickonkretnego.Nie miałem wątpliwości, że mówi prawdę, ale.- Wiedziałeś, że ojciec ją bije, że ona chodzi z siniakami i ranami od jego uderzeń, inic nie zrobiłeś?- Takie jest prawo.- Prawo! Przyszła do ciebie po pomoc, ponieważ chciała wyrwać dziecko z tegokoszmaru.A ty nic nie zrobiłeś.- Nie mogłem mieszać się do rodzinnych porachunków.Nie mieliśmy dowodów.Tobyła delikatna sprawa.- Wzburzony Gerald podniósł się z miejsca.Nie przywykł, żeby goprzepytywano ani patrzono na niego z takim obrzydzeniem.- Nie było doniesień policyjnych,żadnych wniosków opieki społecznej.Tylko słowa babci.Gdybym się podjął tej sprawy, nicby z tego nie wyszło.- Tego niestety nigdy się nie dowiemy.Ponieważ nie podjąłeś się tej sprawy.Niespróbowałeś pomóc.- Nie miałem prawa - powtórzył jeszcze raz Gerald.- Miałeś.To jest obowiązek każdego.A jednak wyrwała się z tego bez twojej pomocy,bez niczyjej pomocy.A teraz wybacz, ale mam do załatwienia pewną sprawę.Wyszedł pospiesznie.Na górze zapukał do drzwi matki.Często napotykał w tymdomu zamknięte drzwi, bariery, o których usunięcie trzeba było grzecznie prosić. To się zmieni.Drzwi Beaux R�ves będą otwarte.Jego dzieci nie będą musiały czekaćna zaproszenie do wejścia jak ktoś obcy.- Wejdz.- Margaret kontynuowała pakowanie się.Widziała podjeżdżającegosamochodem Cade'a - z tą kobietą - i spodziewała się, że zapuka do jej drzwi.Oczywiściepoprosi, by nie opuszczała domu, będzie próbował dojść z nią do porozumienia.Będzie miała ogromną satysfakcję, wysłuchując jego próśb i propozycji.I żadnej nieprzyjmie.- Przepraszam, że ci przeszkadzam - powiedział automatycznie jak zawsze, kiedy mupozwalano wejść do jej pokojów.- Jest mi ogromnie przykro, że znalezliśmy się poprzeciwnych stronach barykady.Nie zadała sobie trudu, by spojrzeć w jego stronę.- Po południu przyjadą tu po moje rzeczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright � 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire

    Drogi uГ„ЕЎД№Еџytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.