[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- SpózniliÅ›cie siÄ™ na Å›niadanie - powiedziaÅ‚a.- Wasze szczęście, że jestem w dobrymhumorze.- PrzyglÄ…daÅ‚a im siÄ™ przez chwilÄ™ z zadowoleniem.Pasowali do siebie.WreszciektoÅ› pasowaÅ‚ do jej chÅ‚opca.- No cóż, siadajcie, mam Å›wieżą kawÄ™.ZrobiÅ‚am trochÄ™naleÅ›ników, których nikt nie raczyÅ‚ zjeść.- Czy moja matka jest na górze?- Jest, a sÄ™dzia siedzi samotnie w saloniku od frontu.- Lilah stawiaÅ‚a już kubki nastole.- Nie miaÅ‚a mi dzisiaj zbyt wiele do powiedzenia.SpÄ™dziÅ‚a dużo czasu przy telefonie zazamkniÄ™tymi drzwiami.A ta twoja siostrunia nie pofatygowaÅ‚a siÄ™ nawet, żeby wrócić na nocdo domu.Cade zamarÅ‚.- Faith nie ma w domu?- Nie masz siÄ™ czym przejmować.Jest z doktorem Wadem.Wyfrunęła stÄ…d wczoraj,mówiÄ…c mi, gdzie bÄ™dzie.WyglÄ…da na to, że poza mnÄ… nikt tutaj nie sypia we wÅ‚asnym łóżku.TrochÄ™ jest za gorÄ…co na te wszystkie flirty.Siadajcie i jedzcie.- MuszÄ™ porozmawiać z mamÄ….Nakarm jÄ… - poleciÅ‚, pokazujÄ…c na Tory.- Nie jestem maÅ‚ym pieskiem - mruknęła po jego wyjÅ›ciu Tory.- Nie rób sobie ze mnÄ…kÅ‚opotu, Lilah.- Siadaj i pozbÄ…dz siÄ™ tego mÄ™czeÅ„skiego wyrazu twarzy.To jego sprawa, żebydoszedÅ‚ do porozumienia z matkÄ…, nie twoja, wiÄ™c nie zaprzÄ…taj tym sobie gÅ‚owy.- WyjęłapatelniÄ™.- I zjesz to, co przed tobÄ… postawiÄ™.- Zaczynam podejrzewać, że on siÄ™ wdaÅ‚ w ciebie.- A czemu by nie? Przecież to ja siÄ™ nim głównie zajmowaÅ‚am.Nie obgadujÄ™ tu wcalepani Margaret.Niektóre kobiety nie sÄ… stworzone do tego, żeby być matkami.Po prostu sÄ…takie, a nie inne.Wyjęła z lodówki pojemnik, zdjęła z niego pokrywkÄ™.- ZmartwiÅ‚am siÄ™ tym, co usÅ‚yszaÅ‚am o twojej matce.- DziÄ™kujÄ™.Lilah przystanęła na chwilÄ™, spoglÄ…dajÄ…c na Tory ciemnymi, ciepÅ‚ymi oczami.- Niektóre kobiety nie sÄ… stworzone do macierzyÅ„stwa.To dlatego, jak mówi pieśń,bÅ‚ogosÅ‚awione jest dziecko, które ma tylko siebie.Tak jak ty, kochanie.Po raz pierwszy od usÅ‚yszenia wiadomoÅ›ci o Å›mierci matki Tory usiadÅ‚a.I zapÅ‚akaÅ‚a.Cade zatrzymaÅ‚ siÄ™ najpierw w saloniku.Dobre wychowanie nie pozwoliÅ‚o muzignorować starego przyjaciela rodziny.- DzieÅ„ dobry, sÄ™dzio.Gerald odwróciÅ‚ siÄ™ i na widok Cade'a jego surowa zamyÅ›lona twarz zaczęła siÄ™stopniowo odprężać.- MiaÅ‚em nadziejÄ™, że uda mi siÄ™ z tobÄ… dzisiaj porozmawiać.Możesz mi poÅ›wiÄ™cićchwilÄ™?- OczywiÅ›cie.- Cade wskazaÅ‚ rÄ™kÄ… na fotel.- Mam nadziejÄ™, że masz siÄ™ dobrze.- TrochÄ™ daje mi siÄ™ od czasu do czasu we znaki artretyzm.Starość.- SiadajÄ…c, GeraldwskazaÅ‚ miejsce obok siebie.- CzÅ‚owiek nie zastanawia siÄ™, co go może spotkać, aż naglektóregoÅ› dnia dziwi siÄ™, co to za starca widzi w lustrze podczas golenia.No cóż, znam ciÄ™ odurodzenia.- Nie musisz zatem starannie dobierać słów.Wiem, że matka rozmawiaÅ‚a z tobÄ… opewnych sprawach rodzinnych i o zmianie swojego testamentu.- To dumna kobieta i niepokoi siÄ™ o ciebie.- Czyżby? - Cade uniósÅ‚ brwi.- Nie musi siÄ™ o mnie troszczyć.CzujÄ™ siÄ™ Å›wietnie.Może być też spokojna o Beaux Rêves.Mamy bardzo dobry rok.Nawet lepszy niż ubiegÅ‚y.Gerald chrzÄ…knÄ…Å‚.- Cade, znaÅ‚em twojego ojca, byÅ‚em jego przyjacielem.Dlatego mam nadziejÄ™, żewysÅ‚uchasz, co mam ci do powiedzenia.Jestem w peÅ‚ni Å›wiadomy mÄ™skich potrzeb ipragnieÅ„, ale jeżeli te pragnienia przedkÅ‚ada siÄ™ nad obowiÄ…zek, nad dobro sprawy, a przedewszystkim nad rodzinÄ™, nie wyniknie z tego nic dobrego.- PoprosiÅ‚em Tory, żeby za mnie wyszÅ‚a.Nie jest mi do tego potrzebnebÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwo mojej matki.Choć żaÅ‚ujÄ™, że go nie otrzymaÅ‚em.- Cade, jesteÅ› mÅ‚odym czÅ‚owiekiem, masz przed sobÄ… caÅ‚e życie.ProszÄ™ ciÄ™, jakoprzyjaciel obojga twoich rodziców, żebyÅ› siÄ™ jeszcze raz zastanowiÅ‚.ZwÅ‚aszcza teraz, kiedyTory Bodeen dotknęła taka tragedia.Tragedia - dodaÅ‚ Gerald - która bardzo wiele mówi otym, kim ona jest i skÄ…d pochodzi.ByÅ‚eÅ› jeszcze chÅ‚opcem, kiedy Tory tutaj mieszkaÅ‚a, i niepoznaÅ‚eÅ› wielu spraw.- Jakich spraw?Gerald westchnÄ…Å‚, zaÅ‚ożyÅ‚ rÄ™ce, a jego krzaczaste brwi opadÅ‚y, nadajÄ…c twarzy bardzopoważny wyglÄ…d, który tak czÄ™sto przybieraÅ‚ w Å‚awie swojego urzÄ™du.- Hannibal Bodeen jest niebezpiecznym czÅ‚owiekiem, niewÄ…tpliwie chorymumysÅ‚owo.Takie rzeczy sÄ… dziedziczne.Mam wiele współczucia dla tego dziecka, możesz miwierzyć, ale to nie zmienia faktu.- Czy chodzi o to, że niedaleko pada jabÅ‚ko od jabÅ‚oni? Czy może o to, że czymskorupka za mÅ‚odu nasiÄ…knie, tym na starość trÄ…ci?Po twarzy Geralda przemknęło rozdrażnienie.- Każde z tych powiedzonek wÅ‚aÅ›ciwie oddaje istotÄ™ rzeczy.Wiktoria BodeenmieszkaÅ‚a w tamtym domu zbyt dÅ‚ugo, żeby siÄ™ nie ugiąć pod rÄ™kÄ… ojca.- Pod jego rÄ™kÄ…?- Obawiam siÄ™, że nie jest to tylko przenoÅ›nia.Wiele lat temu odwiedziÅ‚a mnie IrisMooney, babka Tory ze strony matki.ZamierzaÅ‚a wystÄ…pić do sÄ…du o odebranie BodeenomwÅ‚adzy rodzicielskiej nad dziewczynkÄ….- ChciaÅ‚a ciebie zatrudnić?- Tak.Nie mogÅ‚a jednak przedstawić dowodów znÄ™cania siÄ™ nad dzieckiem, nickonkretnego.Nie miaÅ‚em wÄ…tpliwoÅ›ci, że mówi prawdÄ™, ale.- WiedziaÅ‚eÅ›, że ojciec jÄ… bije, że ona chodzi z siniakami i ranami od jego uderzeÅ„, inic nie zrobiÅ‚eÅ›?- Takie jest prawo.- Prawo! PrzyszÅ‚a do ciebie po pomoc, ponieważ chciaÅ‚a wyrwać dziecko z tegokoszmaru.A ty nic nie zrobiÅ‚eÅ›.- Nie mogÅ‚em mieszać siÄ™ do rodzinnych porachunków.Nie mieliÅ›my dowodów.TobyÅ‚a delikatna sprawa.- Wzburzony Gerald podniósÅ‚ siÄ™ z miejsca.Nie przywykÅ‚, żeby goprzepytywano ani patrzono na niego z takim obrzydzeniem.- Nie byÅ‚o doniesieÅ„ policyjnych,żadnych wniosków opieki spoÅ‚ecznej.Tylko sÅ‚owa babci.Gdybym siÄ™ podjÄ…Å‚ tej sprawy, nicby z tego nie wyszÅ‚o.- Tego niestety nigdy siÄ™ nie dowiemy.Ponieważ nie podjÄ…Å‚eÅ› siÄ™ tej sprawy.NiespróbowaÅ‚eÅ› pomóc.- Nie miaÅ‚em prawa - powtórzyÅ‚ jeszcze raz Gerald.- MiaÅ‚eÅ›.To jest obowiÄ…zek każdego.A jednak wyrwaÅ‚a siÄ™ z tego bez twojej pomocy,bez niczyjej pomocy.A teraz wybacz, ale mam do zaÅ‚atwienia pewnÄ… sprawÄ™.WyszedÅ‚ pospiesznie.Na górze zapukaÅ‚ do drzwi matki.CzÄ™sto napotykaÅ‚ w tymdomu zamkniÄ™te drzwi, bariery, o których usuniÄ™cie trzeba byÅ‚o grzecznie prosić.To siÄ™ zmieni.Drzwi Beaux Rêves bÄ™dÄ… otwarte.Jego dzieci nie bÄ™dÄ… musiaÅ‚y czekaćna zaproszenie do wejÅ›cia jak ktoÅ› obcy.- Wejdz.- Margaret kontynuowaÅ‚a pakowanie siÄ™.WidziaÅ‚a podjeżdżajÄ…cegosamochodem Cade'a - z tÄ… kobietÄ… - i spodziewaÅ‚a siÄ™, że zapuka do jej drzwi.OczywiÅ›ciepoprosi, by nie opuszczaÅ‚a domu, bÄ™dzie próbowaÅ‚ dojść z niÄ… do porozumienia.BÄ™dzie miaÅ‚a ogromnÄ… satysfakcjÄ™, wysÅ‚uchujÄ…c jego próśb i propozycji.I żadnej nieprzyjmie.- Przepraszam, że ci przeszkadzam - powiedziaÅ‚ automatycznie jak zawsze, kiedy mupozwalano wejść do jej pokojów.- Jest mi ogromnie przykro, że znalezliÅ›my siÄ™ poprzeciwnych stronach barykady.Nie zadaÅ‚a sobie trudu, by spojrzeć w jego stronÄ™.- Po poÅ‚udniu przyjadÄ… tu po moje rzeczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]