[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słońce właśnie minęło zenit.1073.TWIERDZAZabrali Dorthy prosto do obozu z widokiem na twierdzę, nawet nie pytając o Kilczera czybliznięta (była zbyt oszołomiona i zmęczona, aby mówić coś z własnej woli), i wrzucili ją dozbiornika automedu.Każdy choć trochę kompetentny technik medyczny mógłby impowiedzieć, że nie dolegało jej nic poważnego - zachwiana równowaga elektrolitów, reakcjahistaminowa, niedożywienie, szkorbut - ale jedynym technikiem medycznym zespołubadawczego był Kilczer, a ten nie żył.Automed był wojskowym modelem.Wyłączył jej odbiór wrażeń zmysłowych, tak że unosiłasię, nie widząc, nie czując, nie smakując i nie słysząc niczego; nie mogła nawet poruszyćpowieką.Była utrzymywana w stanie półsnu, podczas gdy automed zastąpił jej krewsztuczną plazmą, wprowadził cewnik omijający wątrobę i zaczął dializować toksyny, powoliwypłukując je z komórek jej ciała, usunął skórę i tkankę podskórną wokół licznychowrzodzeń i stymulował wzrost nowej.Cywilna maszyna utrzymywałaby ją na dieciekojących snów (na przykład o plaży na Serenity lub Skarpie Tallmana na Tytanie), lecz tenmodel był po prostu skuteczny, nic poza tym.Uśpił ją, żeby nie oszalała na skutek brakubodzców czuciowych, lecz nie dostarczał żadnych snów - pozwalał jej mieć własne.Czasem znów była z Kilczerem po drugiej stronie grani, idąc przez ciemny las, a za nimiskradało się coś, czego nie mogła mu pokazać, albo raz jeszcze siedziała wjednoosobowym stateczku tam, gdzie komety mknęły po swych długich orbitach, a głosKilczera trzeszczał ponaglająco w słuchawkach, ale nie mogła go zrozumieć, ponieważmówił po rosyjsku.Albo ponownie była na polance nad wodospadem, patrząc jak stadnikpędzi przez wysoką trawę i wpada na Kilczera, lub była Kilczerem i stadnik zrzucał ją z urwi-ska.A czasami śniła o łowach pod obcym, nocnym niebem, płonącym welonami mroznej,lśniącej mgły, przez którą przebijała tylko jedna intensywnie świecąca gwiazda, jak oko nakońcu długiej czarnej szczeliny.Właśnie zaczynała pojmować, że te ostatnie wizje mogływcale nie być snami, lecz czymś innym, czymś co próbowało do niej dotrzeć, kiedy maszynaobudziła ją.Dorthy natychmiast odzyskała wszystkie zmysły.Klęczała w strumieniu ciepłego jak krewpłynu i ta sama piekąca ciecz wypływała jej z nosa.Jaskrawe światło rozszczepiało siętęczowo w kroplach wiszących na jej rzęsach.Ktoś wyciągnął rękę, złapał ją za ramię ipomógł wstać.Zimne kafelki pod lepkimi stopami.Kaszlała bez końca.- Tutaj, Kochanie - powiedziała wysoka kobieta, Angel Sutter, i zaprowadziła ją doplastikowego krzesła.- Jak się czujesz?Automed zajmował prawie połowę małego i jasno oświetlonego pomieszczenia.Gdzieśmruczała pompa, wysysając płyn owodniowy.Pojemnik, w którym przebywała Dorthy, zcichym szczękiem schował się w białej, przedniej ściance maszyny.Przeciwległa ścianalekko wyginała się na górze: nadymiot.Dorthy skuliła się na krześle, naga, ze skórą śliską od długich łańcuchów związkówsilikonowych i fluorowęglowych, lśniącą jak polerowany brąz.Wszystkie stygmaly108wielodniowej wędrówki zniknęły.- Jak przepoczwarzające się stworzenie - mruknęła, kiedy Angel Sutter okryła ją wielkimręcznikiem.- W każdym razie wyglądasz teraz lepiej - powiedziała Sutter, osuszając jej plecy.- Kiedy ciętu przywiezli, myślałam, że już po tobie.Wyglądałaś jak tysiącletnia mumia.- I tak się czułam - powiedziała Dorthy.Zadrżała.- Arkady Kilczer nie żyje.Sutter nie przestała jej wycierać.- Domyśliliśmy się.Blizniaki też, prawda?- Zginęli kiedy.kiedy.- Nic nie musisz teraz mówić, kochanie.Zaczekaj chwilę.Masz szczęście, że przywiezli namautomed.Nie sądzę, żebyś wytrzymała lot do Obozu Zero.Tutaj wiele się zmieniło, nie tylkoz powodu twierdzy.Dorthy dotknęła jej ręki.- Muszę porozmawiać z Duncanem Andrewsem.Sutter przestała ją wycierać i uwolniła dłońz uścisku.- Pózniej przyjdzie na to czas.Najpierw powinnaś odpocząć.- Spałam przez - Dorthy spojrzała na zegarek - ponad dwa dni.Są pewne sprawy, o którychmuszę mu powiedzieć.Dowiedziałam się czegoś o stadnikach.Co zamierzasz zrobić,założyć mi nelsona ?- Nie umiałabym założyć nelsona nikomu.No dobrze, ale zaczekaj minutkę.Przyniosę cijakieś ubranie.Kiedy Sutter wróciła, Dorthy już skończyła się wycierać i siedziała owinięta ręcznikiem.Płyn,który rozlał się na podłodze gdy wyszła z automedu już wysechł, pozostawiając tylkoduszący zapach w powietrzu.Tak samo znikły jej sny, pozostawiając jedynie niejasnewrażenie, że coś lub ktoś próbował jej powiedzieć.Co takiego?Sutter wręczyła Dorthy węzełek z ubraniem.W ręce trzymała jeszcze coś: plik kartek.GdyDorthy wkładała czysty kombinezon, Sutter powiedziała:- Nie miałaś przy sobie tej książki Szekspira, więc kazałam jq wydrukować na drukarce.Ramaro ma tu równie bogatą bibliotekę jak ta w Rio, chyba w Muzeum Ludzkości?Wydrukowałam ją dla ciebie.Pokazała jej kartki, a Dorthy spojrzała na nie, zapinając buty.Dzieła zebrane po portugalsku.Sutter poprawiła kosmyk włosów.Regulaminowy kombinezon miała ściągnięty nieregulaminowym złotym paskiem.- Poczytałam sobie trochę.Nie jest takie złe, kiedy już się przyzwyczaisz, chociaż straszniearchaiczne.Dlaczego lubisz takie starocie?- Jeśli dobrze się wczytasz, znajdziesz tam wszystko - odparła Dorthy, biorąc od niej plik.-Miłość, zazdrość, chciwość, morderstwo, szaleństwo.Pokrzepia mnie myśl, że ludzkanatura jest taka niezmienna.Sutter wzruszyła ramionami.- No nic, zjedz coś zanim pójdziesz zobaczyć się z Duncanem.Nie kłóć się, staram się109zapewnić ci jak najlepszą opiekę.Nadymiot miał ponad dwadzieścia metrów średnicy, z czego większą część zajmowałaświetlica ze stołami, krzesłami i automatem żywieniowym.Otaczały ją liczne segmentymałych pomieszczeń odgrodzonych cienkimi przepierzeniami.Przy jednym ze stołów spałmężczyzna, opierając głowę na splecionych dłoniach, ale poza tym pokój był pusty.Dorthy przez chwilę zastanawiała się, co wybrać.Oczywiście,wzięła mocną czarną kawę,ale miała problem z wyborem pożywienia.Menu na ekranie składało się z prawie stu stron.W końcu wybrała miseczkę oyako donburi - ryżu z warzywami i jajkiem.Kiedy usiadłanaprzeciw Sutter, ta przeciągnęła się i zapytała:- A co masz do powiedzenia Duncanowi?- Sądzę, że mogę mu pomóc odkryć prawdę o stadnikach.Na chwilę powrócił obrazprzechwycony w umyśle schwytanego stadnika, a wąska, ciemnobrązowa twarz Sutterzmieniła się w przerażającą maskę, nabrzmiałą i nagą.Dorthy upiła łyk gorącej kawy i gdypoczuła na języku znajomy, gorzki smak, wizja znikła, pozostawiając uczucie lekkiegooszołomienia.- Słuchaj, Duncan już wie wszystko o stadnikach, a przynajmniej tak mu się zdaje.Wiesz, żeone przychodzą do kaldery i kierują się do twierdzy?Dorthy kiwnęła głową, obawiając się, że zawiedzie ją głos.- Duncan odrzucił swoją teorię, że stadniki są zdziczałymi potomkami wrogów.Teraz uważa,że zamierzają przygotować planetę na przybycie jej prawdziwych właścicieli.Mnie nic niemów, spieraj się z nim.Właśnie dlatego ten obóz stał się tak ważny.Flota popiera go, mającnadzieję, że pochwycą wroga, kiedy zbudzi się ze snu lub zrobi jeszcze coś innego.- Już to zrobił - powiedziała Dorthy.Sutter wzruszyła ramionami.- Powiedz to Duncanowi.Prawdę mówiąc, ja niewiele o tym wiem.Względy bezpieczeństwai tak dalej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]