[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobra.Więc czego chcesz ode mnie?- Chodzmy gdzie indziej.Znam jedno miejsce.- Złapał Brady ego za ramię.- Tu mi się podoba - odparł tamten.Scaramuzzi kiwnął głową.- Oddaj akta.Mózg Brady ego pracował na najwyższych obrotach.Akta? Jakie znowu akta? Nie dałnic po sobie poznać.Potrzebował chwili na zastanowienie.- Jak nas znalazłeś? - spytał, grając na czas.Akta sprawy Pelletier? Plikkomputerowy? Nagranie z miejsca zbrodni?- Tak samo, jak się dowiedzieliśmy, gdzie byliście trzy dni temu.Co wie FBI, wiemy imy.- Jeśli oddam ci je teraz, wypuścisz ją całą i zdrową? - Dla efektu poklepał dłoniąprzewieszoną przez ramię torbę.Scaramuzzi przekrzywił głowę.- Bardzo zabawne.- Myślisz, że dam ci akta, jak jej nie wypuścisz? Ty naprawdę jesteś tak obłąkany, jakmówią.Wzrok Scaramuzziego stał się surowy.- Idz po nie - rozkazał.- Przynieś pod ten adres.- Wręczył Brady emu wizytówkę.Papier był sztywny i jedwabisty w dotyku.Był na niej włoski herb, nazwiskoScaramuzziego i słowa Asia House.Pod spodem widniały drobne litery adresu w TelAwiwie.Wizytówka zadygotała w dłoni Brady ego.Wepchnął ją sobie do kieszeni.Chciałcoś powiedzieć, cokolwiek.Może: Nie mam bladego pojęcia, o co ci chodzi!.Obawiał sięjednak, że to może zniweczyć wszelkie nadzieje na odzyskanie Alicii całej i zdrowej. Nie daj się zabić i zobacz, co będzie dalej , pomyślał.- Zamiast tego mogliśmy was śledzić - oświadczył Scaramuzzi - i zabić waswszystkich, kiedy już będziecie mieć akta.- Więc dlaczego tak nie zrobiliście?- Pip popadł w lekką paranoję.Zdaje się, że ktoś strzelił mu w głowę.- Włożył obieręce do kieszeni, podniósł się lekko na palcach i opadł z powrotem na pięty.Wydawał sięcałkiem rozluzniony.Brady nie odezwał się ani słowem.Pip? Któż to?- Nawet moim ludziom nie uda się go podejść w jego obecnym stanie - ciągnąłScaramuzzi.- Nie, lepiej żebyś to ty wydobył od niego to, czego ci trzeba, żeby odzyskaćdziewczynę.- A co jeśli.? - Brady potrząsnął głową.- Co jeśli się nie uda? Jak nie zdobędę akt?Scaramuzzi przypatrywał mu się bacznie, próbując przejrzeć jego grę.- Dziewczyna umrze - powiedział.Brady skulił się wewnątrz.Przed oczami mignął mu obraz żony, Karen, kiedy widziałją w kostnicy.Woskowa figura na stole ze stali nierdzewnej, skóra koloru prześcieradła, któreprzykrywało ją aż po szyję.Ale na stole leżała nie Karen tylko Alicia.Chciał złapać Scaramuzziego, potrząsnąć nim i zawołać: Nie znam żadnego Pipa!Nie wiem nic o aktach, które według ciebie ma mi dać! Ani dlaczego miałby to robić! Niewiem, gdzie szukać ani z kim się skontaktować! Może jeszcze każesz mi wyciągnąć z uchaskrzypce i zagrać Dla Elizy? Są na to takie same szanse, jak na to, że znajdę tegopostrzelonego w głowę Pipa i jego tajemnicze akta!.Brady starał się ukryć swoją skrajną frustrację.Spoglądał na kręcących się turystów,kioski i stanowiska w głębi terminalu.Jego oczy spoczęły zbyt długą chwilę na dwójcepolicjantów z patrolu lotniska, z których jeden śmiał się z czegoś, co powiedział drugi.- Oni ci nie pomogą - oznajmił Scaramuzzi beznamiętnie.Brady błyskawicznie przeniósł oczy na niego, czerwieniąc się z gniewu i zaciskającszczęki.- Chcesz mi powiedzieć, że całą policję i rząd masz w kieszeni? Mylisz się.Nikomusię to nie uda.Może nie wiesz, ale są ludzie, których nie da się kupić.Gdybyś miał takąwładzę, jak sugerujesz, nie martwiłbyś się dowodami, które na ciebie mamy.Nie byłoby ciętutaj.Scaramuzzi pozwolił Brady emu skończyć, po czym odparł:- Chodzi o to, że pani Wagner będzie już karmić rybki w Morzu Zródziemnym, zanimpolicja się zorientuje, że nie ma prawa przeszukiwać eksterytorialnej placówki, jaką jestwłoska ambasada.Moja ambasada.Masz sześć godzin.- Minął Brady ego wciąż trzymającręce w kieszeniach.- Czekaj - zawołał za nim Brady.Scaramuzzi obrócił się, uniósł brwi.- O co w tym wszystkim chodzi? - spytał Brady.- Po co te morderstwa w Utah iKolorado? Dlaczego kazałeś nas zabić?Zaciśnięte wargi mężczyzny rozciągnęły się w uśmiechu.Wystarczyły dwa kroki i jużbył z powrotem obok.- Nie powinniście byli zabrnąć tak daleko - wyjaśnił.- Teraz jednak wasza rolawzrosła.Byliście pionkami, teraz jesteście wieżami.Moje gratulacje.- Ale dlaczego chcesz nas zabić? Co zrobiliśmy?Scaramuzzi przypatrywał się jego twarzy.- Zjawiliście się - odparł.- To wystarczyło.- Odwrócił się i swobodnym krokiemodszedł, zostawiając Brady ego z otwartymi ustami, wpatrzonego w jego plecy.Scaramuzzi skinął głową mijającym go ludziom, którzy rozpromienieni odwzajemnilipozdrowienie.Stanowił przyjemny widok, emanował zbyt rzadko spotykanym na tym świecieurokiem.Brady zdał sobie sprawę, że prawdziwe zło może kwitnąć tylko pod pozorami dobra.Agresywna maskarada.W szkole średniej pisał wypracowanie o pszczołachkleptopasożytniczych, które imitują wygląd i feromony innych pszczół.W ten sposób samicapasożyta dostaje się do gniazda żywiciela i składa tam jaja.Kiedy larwy się wyklują, atakują izabijają wszystkich mieszkańców gniazda.Brady poznał właśnie ludzkiego kleptopasożyta.Chciało mu się wymiotować.70.Brady gnał przez lotnisko Ben Guriona, a neseser DMZ i torba z aktami obijały się ojego biodra.Nową walizkę na kółkach z ubraniami zostawił tam, gdzie stała.Terazpriorytetem była szybkość i mobilność.Zauważył sylwetkę Scaramuzziego i zwolnił kroku.Musiał zachować dystans, żeby nie zostać dostrzeżonym.Zamierzał śledzić go dosamochodu, potem wziąć taksówkę i jechać za nim.Co, jeśli trzymał Alicię gdzieś pozaambasadą? Być może pojedzie tam sprawdzić, czy wszystko poszło zgodnie z planem.Może trzyma ją w samochodzie, pomyślał.Gdyby choć mignęła mu przed oczami -jak szamota się na tylnym siedzeniu albo leży nieprzytomna w bagażniku - Bradyzaalarmowałby policję lotniskową i narobił takiego rabanu, że sprowadziłby izraelską policję.Nie sądził, żeby Scaramuzzi zaryzykował zabójstwo Alicii na zatłoczonym parkingu wobecności Brady ego, który drze się w niebogłosy.Gdyby udało mu się ją uratować tu i teraz,zanim Scaramuzzi przewiezie ją na suwerenne terytorium ambasady, wycofaliby się,pojechaliby do domu i opracowali strategię.Trzeba przeżyć, żeby móc dalej walczyć, jakpowiedział Ambrosi.Podekscytowany tą myślą znów przyspieszył.Zanim się zorientował, był już dziesięćmetrów od śledzonego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]