[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na skórze lśniły jej kropelki potu i wody, która pryskała zestrumienia.Urosła, miała teraz dobre metr siedemdziesiąt i była tego wyjątkowo świadoma.Ociężała i senna ułożyła głowę na ramieniu swego mężczyzny i słuchała jego oddechu.Jejdługie włosy, delikatniejsze niż najgładszy jedwab, rozpościerały się niczym złota szata naciele Justicara.Pocałowała go i poczuła, że się uśmiecha, a wielkie dłonie pieszczą jej ostrozakończone uszy i delikatnie wędrują w dół pleców.Powinni to zrobić dawno temu.Justicar najwyrazniej podzielał jej zdanie, bo znów jąpocałował, a potem trzymał ją w ramionach, obserwując błyszczącą w słońcu rzekę.Zuwielbieniem odsunął włosy z jej z twarzy.- Tak długo próbowałem poprosić cię, żebyś za mnie wyszła.- A ja tak długo próbowałam cię do tego namówić.- Mocniej przytuliła się do niego.-Ależ z nas idioci.- Co racja, to racja.Podnieśli się, umorusani na zielono mchem, a Justicar wyłowił coś z sakiewki i podałEscalli na otwartej dłoni.- Ocaliłem to ze skarbu drowów i już kilka razy chciałem ci ofiarować.Był to pierścionek - dzieło elfów, misterny i piękny, srebrny z agatem i diamentem takprzejrzystym jak letnie niebo.Justicar położył go na dłoni Escalli.Pobladł, a głos mu zadrżał.- Chciałem prosić cię.Chciałbym.żebyś za mnie wyszła.Bo.Kocham cię.Naprawdę.Na tę okazje Escalla wymyśliła sobie tysiące odpowiedzi, teraz jednak nie mogła sobieprzypomnieć żadnej z nich.Pisnęła tylko i poczuła, że płacze.Jej dłoń drżała jak liść, gdywsuwała pierścionek na palec.Potem rzuciła się Justicarowi na szyję i uścisnęła mocno,przewracając go z powrotem w mech.Błysnęło i Escalla poczuła, że nagle się kurczy.Chwilę pózniej znowu miałasześćdziesiąt centymetrów wzrostu i czuła się bardziej na miejscu, jednak płakała jak bóbr.Usiadła na udzie Jusa, spojrzała na niego w górę i roześmiała przez łzy, odgarniając z twarzydługie włosy.Uśmiechnęła się czule, i ponownie go uścisnęła, zerkając na pustą buteleczkęleżącą pośród mchu i kamieni.- Znowu jestem mała - westchnęła.- No cóż, taki los.- Ile jeszcze masz eliksirów? - Uśmiechnął się, pomagając jej dojść do ładu ze splątanąfryzurą, cały czas pod wrażeniem jej urody.- Tylko siedem, ale mam też przepis, chociaż szczerze mówiąc, nie wiem, jak wydoićczerwonego robaka.Myślę, że zastąpię go krową.- Wyciągnęła się na piersiach Jusa.- Och,opowiem Enid o wszystkim, co właśnie zrobiliśmy!Przetoczyła się na ziemię, pocałowała go, a potem leżała obok, słuchając jego oddechu.Z powagą przyjrzała się zbyt dużemu na jej małą dłoń pierścionkowi.- Naprawdę za ciebie wychodzę?- Wkrótce.Kiedy tylko będziesz chciała.- I urodzę twoje dzieci.Pewnego dnia, kiedy już przyjdzie na to czas, zjawi się małynaburmuszony Justicarek.- Albo dziewczynka.- Uśmiechnął się Jus.- Radosna jak koliberek.Escalla westchnęła, myśląc o kłopotach, z jakimi jeszcze będą musieli sobie poradzić.Smutno popatrzyła na rzekę.- Zlub.Ale dopiero wtedy, gdy to wszystko się skończy.Jesteśmy odpowiedzialni zato, co się tutaj stało.Zadarliśmy z Lolth i zobacz, co zrobiła z Zakolem Keggle.- Nie, Lolth zabijała zawsze.- Justicar objął ją opiekuńczo.- My tylko sprowadziliśmyją do tego świata.I musimy ją powstrzymać.- Musimy.Podzielili się kubkiem wody z rzeki.Pozbierawszy ubranie, Escalla usiadła na mchu zpodkurczonymi nogami i zaczęła się głośno zastanawiać.- Lolth nie zaatakowała Zakole Keggle tylko dlatego, że tam byliśmy.- Prowadzi podbój.- Justicar przebiegł dłonią po delikatnym zaroście czaszki.- Jeżelijej nie powstrzymamy, z innymi miastami zrobi to samo.Pogrążona w myślach Escalla wyczesywała mech z włosów.- W porządku, więc ruszamy na Lolth.Musimy powstrzymać ją, Tielle i Reccę.BezLolth jej wojska będą bezradne.Te jej potwory w minutę rzucą się sobie do gardeł.- Dokładnie tak.I tu leży jej słabość.- Jus ponuro zapatrzył się w wodę.- Ale ona jesttanar'ri i to potężnym.Lordowie tanar'ri giną naprawdę tylko wtedy, gdy komuś uda się zabićich we własnym świecie.Musimy zabić ją w Otchłani.- Wrzucił kamień do strumienia.- Kiedywróci do Otchłani, my musimy tam na nią czekać.Escalla popatrzyła na rzekę.- Czy możemy zabić boga?- Jak każdy inny bóg, Lolth jest bóstwem tylko dlatego, że sama tak twierdzi.Bogowieto zwykłe stworzenia mające dość siły, by zastraszać i niszczyć innych.- Justicar zerknął nastary święty znak, który wisiał na jego szyi, wizerunek słońca przecięty ciosem jego własnegomiecza, dawno, dawno temu.- Jeżeli żyje, może też umrzeć.Nadszedł czas, by bogowiezakosztowali Sprawiedliwości.- Wspaniały miesiąc miodowy! - zachmurzyła się Escalla.- Mamy jeszcze inny problem.Recca i Tielle będą próbowali znalezć nasze ślady.Musimy poruszać się szybko, zanim odgadną, co zamierzamy zrobić.- Chcesz schwytać w pułapkę tych, którzy sami szykują zasadzkę? - Escalla wzruszyłaramionami.- No to do dzieła! - Przeczesała palcami włosy i pomyślała przez chwilę.- Wporządku.Wyruszamy do Otchłani.Czego potrzebujemy? Bełtów dlaHenry'ego.- Możemy zdobyć je na wrogu.- Klejnotów dla Enid, żeby mogła zrobić z nich atrament do symboli ogłuszania.- Polk chowa pięć szmaragdów - parsknął Jus.- Miał zamiar kupić za nie gorzałę.- Dobra.- Escalla skreśliła ostatni punkt listy.- Przede wszystkim musimy chronićciebie.Mogę rzucić czar kamiennej skóry, który powstrzyma pierwszych sześć ciosów, ależeby to zrobić, muszę sproszkować diament.- Diament.- Justicar syknął i zachmurzył się.- Nie mamy diamentu.Escalla zbladła i pomachała swym pierścionkiem zaręczynowym.Wrzuciła go dozasobów drużyny.- Niepotrzebny mi kamień bez męża.Załatwisz mi większy od Lolth.Wstali, ubrali się i w milczeniu przytulili.W końcu Escalla zmierzwiła zarost Jusa iuśmiechnęła do niego.- Ktoś w końcu naruszył faerie.Jus odpowiedział uśmiechem.Przystanęli przy granicy głazów.Mężczyzna podniósłdwa palce, a Escalla chwyciła je w dłoń.- Na zawsze?- Na zawsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]