[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani Lorrimer wyszła na powitanie.Podała Poirotowi rękę nie wykazując szczególnego zdziwienia z powodu wizyty.Wskazała mu krzesło, sama też usiadła i zrobiła uprzejmą uwagę o pogodzie.Nastąpiła pauza.– Mam nadzieję, madame – powiedział Poirot – że wybaczy mi pani to najście.– Czy to oficjalna wizyta? – zapytała patrząc mu prosto w oczy.– Przyznaję, że tak.– Zapewne zdaje pan sobie sprawę, panie Poirot, że choć nadinspektorowi Battle’owi i policji udzielę wszelkich informacji i żądanej pomocy, nie jestem w żaden sposób zobowiązana zrobić tego samego dla pana.– Jestem świadom tego, madame.Jeśli pokaże mi pani drzwi, pomaszeruję do nich w całkowitej pokorze.Pani Lorrimer uśmiechnęła się leciutko.– Nie chcę posunąć się do ostateczności.Mogę poświęcić panu dziesięć minut.Potem muszę wyjść na przyjęcie brydżowe.– Dziesięć minut całkowicie mi wystarczy.Chcę, żeby opisała mi pani pokój, w którym tamtego wieczoru graliście w brydża.Pokój, w którym został zabity pan Shaitana.Pani Lorrimer uniosła brwi.– Co za niezwykłe pytanie! Nie widzę w tym sensu.– Madame, gdyby podczas gry w brydża ktoś zapytał panią, dlaczego zagrała pani asem albo czemu położyła pani waleta, który jest bity przez damę, a nie króla biorącego lewę, co by pani powiedziała? Na takie pytania odpowiedź byłaby długa i nużąca, prawda?Pani Lorrimer uśmiechnęła się.– Sens jest taki, że w tej grze pan jest ekspertem, a ja nowicjuszką.Dobrze więc.– Zastanawiała się chwilę.– To był wielki pokój.Znajdowało się w nim sporo dobrych rzeczy.– Może pani opisać niektóre z nich?– Było kilka wazonów na kwiaty, współczesnych, bardzo pięknych.I chyba parę chińskich czy japońskich obrazów.I wazon z malutkimi, czerwonymi tulipanami.Jakaś wczesna odmiana, jeszcze nie pora na nie.– Coś jeszcze?– Obawiam się, że nie pamiętam żadnych szczegółów.– A umeblowanie? Pamięta pani kolor obić?– Chyba coś lśniącego.To wszystko, co potrafię powiedzieć.– Nie pamięta pani żadnych małych przedmiotów?– Niestety nie.Było tego tak dużo.Miałam wrażenie, że to pokój kolekcjonera.Nastąpiła chwila ciszy.– Boję się, że niewiele panu pomogłam – powiedziała w końcu pani Lorrimer.– Jest jeszcze coś, o co chciałem zapytać.– Pokazał jej zapisy brydżowe.– To są trzy pierwsze robry.Jestem ciekaw, czy mogłaby pani za pomocą tych zapisów zrekonstruować rozgrywkę.– Zobaczmy.– Pani Lorrimer wydawała się zainteresowana.Nachyliła się nad kartkami.– To był pierwszy rober.Panna Meredith i ja grałyśmy przeciw mężczyznom.Pierwsze rozdanie było w cztery piki.Zrobiłyśmy to i jedną lewę więcej.Następna gra to były dwa karo i doktor Roberts leżał bez jednej.Pamiętam, że było dużo odzywek w trzeciej licytacji.Panna Meredith pasowała.Major Despard głosił kiery.Ja pasowałam.Doktor Roberts przeskoczył na trzy trefle.Panna Meredith licytowała trzy piki.Major Despard – cztery karo.Ja kontrowałam.Doktor Roberts wszedł cztery kiery.Leżeli bez jednej.– Épatant – powiedział Poirot.– Co za pamięć!– W następnej grze – ciągnęła pani Lorrimer, nie zważając na wtręty – major Despard pasował, a ja głosiłam bez atu.Doktor Roberts licytował trzy kiery.Moja partnerka nic nie powiedziała.Major Despard podniósł odzywkę swego partnera do czterech.Ja kontrowałam i leżeli bez dwóch.Potem rozdawałam ja i doszłyśmy do kontraktu cztery trefle.Wzięła następny zapis.– Ten jest trudny – zauważył Poirot.– Major Despard upraszcza zapisy.– Na początku chyba obie strony leżały za pięćdziesiąt, potem doktor Roberts doszedł do pięciu karo, my skontrowaliśmy i położyliśmy go bez trzech.Następnie zrobiliśmy trzy trefle, a za chwilę oni grali w piki.My zrobiliśmy pięć pików, potem leżeliśmy za sto.Tamci ugrali jedno kier, my dwa bez atu i ostatecznie wygraliśmy robra licytując cztery trefle.Podniosła następny zapis.– To była prawdziwa wojna.Zaczęło się nudno.Major Despard i panna Meredith zrobili jedno kier.Potem my leżeliśmy dwa razy za pięćdziesiąt, próbując zrobić cztery kiery i cztery piki.Znowu tamci zagrali w piki – nie próbowaliśmy ich zatrzymać.My leżeliśmy trzy razy, usiłując wygrać, ale bez kontry.Z kolei wygraliśmy w bez atu.Potem zaczęła się wspaniała walka.Każda ze stron kolejno leżała.Doktor Roberts licytował za wysoko, ale choć leżał fatalnie raz czy dwa, opłaciło się to, ponieważ kilka razy odstraszył pannę Meredith od licytacji.Więc głosił dwa trefle, odpowiedziałam trzy karo, on cztery bez atu, podniosłam na pięć pików, a wtedy on skoczył nagle na siedem karo.Oczywiście zostaliśmy skontrowani.On nie powinien był tak licytować.Cudem to wygraliśmy.Nie myślałam, że uda się nam, kiedy zobaczyłam jego wyłożone karty.Jeśliby tamci wyszli w kiery, leżelibyśmy bez trzech.Ale wyszli królem treflowym.Rozgrywka była naprawdę bardzo ekscytująca.– Je crois bien.* [przyp.: fr.Wierzę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]