[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Człowiek ten miał na sobie płomiennie czerwony strójhalabardników z Notting Hill, krew była na jego orężu, a na twarzy zwycięstwo.Jeszczechwila i oto masa szkarłatu zapłonęła pomiędzy szczątkami parkanu a ścigający z halabarda-mi w rękach sypnęli się wzdłuż ulicy.Zcigający i ścigani przemknęli przed małym człowie-kiem, który w osłupieniu przyglądał się całej scenie wciąż trzymając ręce w kieszeniach.Król czuł się jak człowiek porwany prądem  miał wrażenie, że ludzie przepływająobok niego.Wtem zdarzyło się coś, czego nie potrafił pózniej opisać i czego my nie czujemysię na siłach opisać za niego.Nagle na tle ciemnego otworu wyłamanej bramy ogrodu zaja-śniała ognista postać.Z odrzuconą w tył głową, ze swoją lwią grzywą, wznosząc ku niebu ostrze wielkiegomiecza, stał tam Adam Wayne, zwycięzca, a szkarłatne szaty jego rozwiewały się za nim nibyskrzydła archanioła.I król, nie wiedząc dlaczego, ujrzał w nim coś nowego, coś zniewalającego.Zielonegałęzie wielkich drzew i wspaniałe czerwone szaty chwiały się na wietrze w zgodnym rytmie,a jego miecz wydawał się być zrobiony z promienia słonecznego.Niedorzeczna maskarada,zrodzona z szyderstwa króla, przerosła go nagle i zdawała się obejmować cały świat.Otonormalne życie, oto zdrowy rozsądek, oto natura; a on sam ze swoim racjonalizmem, ze swojąobojętnością i swoim długim czarnym surdutem był wyjątkiem, był przypadkiem, jakąśczarną plamką na złocistym i szkarłatnym świecie. CZZ CZWARTARozdział IBITWA LATARNIPan Buck, aczkolwiek wycofał się już z interesów, często odwiedzał swój wielki.skleptekstylny przy High Street w dzielnicy Kensington.Tego wieczoru wychodząc ze sklepu osta-tni zamykał drzwi na klucz.Był przepyszny szmaragdowy i złoty wieczór, ale to go niewieleobchodziło.Gdyby mu jednak ktoś zwrócił na to uwagę, przytaknąłby poważnie, gdyż ludziebogaci mają pretensję do odczuwań artystycznych.Wyszedł więc ze sklepu na świeże powietrze, zapinając jasnożółte palto i otaczając siękłębami dymu z cygara, gdy nagle podbiegła do niego jakaś druga postać, również w żółtympalcie, tylko rozpiętym i o rozwianych połach. Hallo, Barker  odezwał się sukiennik. Chciałeś coś sobie kupić na lato? Już zapózno.Zarządzenie o ograniczeniu czasu pracy, mój drogi.To się nazywa postęp i humanitar-ność, chłopcze. Och, nie pleć, proszę cię  przerwał Barker, tupiąc niecierpliwie nogą. Zostali-śmy pobici. Pobici.przez co?  spytał Buck, nie rozumiejąc. Przez Wayne'a.Buck spojrzał na dziką, pobladłą twarz Barkera, którą dopiero w tej chwili ujrzał wyra-znie w świetle latarni. Chodz napić się czegoś  zaproponował.Weszli do przytulnej i dobrze oświetlonej restauracji, a Buck, usadowiwszy się wygo-dnie i starannie w miękkim fotelu, wyciągnął z kieszeni papierośnicę. Zapalmy  zaproponował.Barker stał dotychczas bardzo wzburzony, lecz po chwilowym wahaniu usiadł, ale wtaki sposób, jak gdyby za chwilę miał zerwać się z miejsca.Zamówili coś do picia i czekali wmilczeniu. Jakże to się stało?  zapytał wreszcie Buck patrząc badawczo na towarzysza. Skądże ja, u diabła, mogę wiedzieć?  wykrzyknął Barker. Wszystko to się stałojakby.jakby we śnie.Jak może dwustu ludzi pobić sześciuset? Jak może, pytam? No, chyba ty powinieneś najlepiej wiedzieć  odparł Buck chłodno. Ja nie wiem, nie potrafię tego opisać  rzekł tamten bębniąc palcami po stole.Zdaje mi się, że się odbyło mniej więcej tak: było nas sześciuset i szliśmy z tymi przeklętymihalabardami, wymyślonymi przez Oberona; innej broni nie mieliśmy.Szliśmy dwójkami.Weszliśmy na Holland Walk i szliśmy pod górę, wzdłuż tych wysokich parkanów, które, jakmi się zdawało, prowadziły prosto jak strzała do ulicy Pompy.Ja szedłem na końcu kolumny,która była bardzo długa.Podczas gdy jej ogon był jeszcze między wysokimi parkanami, czołojuż mijało Holland Park Avenue.Potem czoło kolumny zanurzyło się w sieć wąskich uliczekpo drugiej stronie Holland Parku, a ogon, i ja z nim razem, znalazł się tymczasem na skrzy-żowaniu.Skoro my również przeszliśmy na stronę północną i skręciliśmy w małą uliczkę,która jakimiś fantastycznymi meandrami wiodła nas ku ulicy Pompy, postać rzeczy zmieniłasię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire