[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bez pożądania, tęsknił wtedy poprostu do czegoś czystego, eleganckiego, delikatnego, do innegoświata, do jasnych błyszczących tkanin oblewających krągłe ramiona,do kawy w filiżankach z jasnej porcelany.I tej potrzeby bycia zkobietami w kinach, w pięknych kawiarniach, w parkach czy w łódcena jeziorze nie pozbył się do dziś.Tęsknił więc do Sophie, w ogóle do kobiet, ale do Sophienajbardziej.Miał nawet ochotę o kobietach porozmawiać zMalińskim, zagadnął więc, lecz botanik zbył go, mówiąc, że jakouczony nie ma czasu na rodzinę, a przelotne miłostki go nie interesują.Po jakimś czasie dodał, jakby od niechcenia, że w zasadzie chętnie bysię ożenił, jakoś może dałoby się to pogodzić, tyle że wiejskiedziewczęta to zawsze dewotki, do miastowych zaś jakoś nie umie sięprzekonać.Tym razem Smith zbył to milczeniem. Do sprawy Barcza i Gorzewskiego już nie wracali, wrócili za todo bazy po sześciu dniach wędrówki i obaj solidarnie, po szybkichablucjach, zwalili się w wyrka.A w bazie nic się nie zmieniło, każdy ciągnął swoją robotę,agregaty psuły się na potęgę, akumulator w samochodzie wyczerpałsię już zupełnie i żeby go odpalić, trzeba było parkować terenówkę nawzniesieniu, by zapaliła  na popych".Morze wyrzuciło wyczerpanąmłodziutką fokę obrączkową, którą Zieliński uratował przed śmiercią,bo po pierwsze, nie pozwolił jej umrzeć z głodu, a po drugie niepozwolił Kowalewskiemu zastrzelić zwierzęcia dla skóry.Mimoprotestów reszty załogi wręczył foce trzy dorodne palie alpejskie,które rankiem złapał na sztuczną muchę w jeziorku i rzeczcespływającej w Revdalen.Ryby były dorodne, wyglądemprzypominające zarówno pstrąga, jak i łososia, i był to jedyny gatunekspotykany w słodkich wodach Spitsbergenu - polarnicy mieli wielkiapetyt na to urozmaicenie konserwowego jadłospisu i w pierwszymmomencie znienawidzili fokę, widząc, jak ta pałaszuje ich obiad.Potem jednak zwierzę natychmiast się oswoiło, a było tak wdzięczne,że wszyscy szybko je polubili.Smith odespał trudy wyprawy, rano pomógł w kuchniGołębiowi, zjadł z wszystkimi śniadanie, po czym dołączył doZielińskiego, który wziął boka i pas ze śrutowymi nabojami, zepchnąłłódkę na wodę i popłynął na gęsi, by powetować załodze zjedzoneprzez fokę palie.Pływali parę godzin po fiordzie, blisko brzegu, o śrutowym strzale nie było mowy, bo żadna z gęsi nie dawała podejść się takblisko, w końcu więc wysztrandowali łódz na plażę i strzelali doptactwa kulą, tak że nawet udało im się trzy spore gąsiory upolować izebrać łódką z granatowych wód Hornsundu.Trzy gęsi wystarczą naobiad, wrócili zatem do stacji i powierzyli swój łup Gołębiowi, któryptaki oprawił, oskubał, zapakował wszystkie trzy do wielkiegoaluminiowego gara, rozpalił przed stacją ognisko i piekł je w żarzeprzez dwie godziny, obficie polewając i przyprawiając w jemu tylkoznany sposób.Rezultat był rewelacyjny.Pod koniec lata gęsi były tłuste, amięso o wiele bardziej aromatyczne niż mięso ptaków domowych,skórka cudownie się przypiekła.Spałaszowali ptaszyska z czerwonąkapustą i czterema butelkami wytrawnego wina, które zakupili wTroms, w drodze na Svalbard, i trzymali na szczególne okazje.Kiedyprofesor Kumor spróbował gęsiny z udzca upieczonego nazłocistobrązowy kolor, orzekł autorytatywnie, iż właśnie ta szczególnaokazja nadeszła.Po obiedzie Smith zajął się na parę godzin lekturą, a kiedywszyscy poszli spać, wydobył spod materaca pistolet, przeładował,zabezpieczył i schował w kieszeni kurtki, po czym poszedł do pokojuBarcza.Drzwi były otwarte, wszedł bezszelestnie i usiadł na krześle.Barcz nie zasłaniał okien, w pokoju było więc zupełnie jasno.- Halo - powiedział Smith głośno.- Halo!Barcz nie otwierał oczu, oddychał równo, pochrząkując cicho.- Halo! Barcz westchnął, poruszył się i spał dalej.- Pobudka!- Czego, do cholery.- odpowiedział wreszcie, nie otwierającoczu.- Proszę się obudzić, musimy porozmawiać - odparł Smithrzeczowo.Barcz otworzył oczy, potarł je wierzchem dłoni, ziewnął i uniósłsię na łóżku.- Co się stało? - wymamrotał, patrząc jeszcze trochęnieprzytomnie.- Dlaczego zamordowałeś pan Gorzewskiego? - zapytał.Od parudni byli już na  ty", ale Smith celowo wybrał oficjalniejszą, chociażniegrzeczną formę.Barcz obudził się zupełnie.- Co za bzdury! - krzyknął, zrywając się z łóżka.Smith wyciągnął rękę z kieszeni i w pierś Barcza wycelowałooko lufy colta.Metaliczny odgłos przesuniętego kciukiembezpiecznika zatrzymał polarnika w pół drogi.Usiadł w pościeli.Gdyby rozważył to na zimno, pewnie doszedłby do wniosku, że Smithprzecież go nie zastrzeli tutaj, w środku stacji, jednakże wojnanauczyła go, że palec wskazujący na spuście zgina się bardzo łatwo,często wbrew rozsądkowi.- Zwariowałeś? - zapytał, zapinając górny guzik od pidżamy.- Ktoś przetrącił Gorzewskiemu nogę w kolanie, po czymzostawił w tundrze samego, żeby zdechł z głodu.W sumie miał szczęście z tym niedzwiedziem - odparł Smith.Barcz wzruszył ramionami.- A co, macie tu lekarza sądowego, który to stwierdził? To jakieśbzdury.Zresztą może ktoś go napadł? Jakiś traper albo.nie wiem.sowiecki naukowiec?.Był całkowicie spokojny, Smith zatem uznał, że musi go tegospokoju pozbawić.- Albo brat tego %7łyda, któregoś pan w bójce zabił przed wojną wWarszawie - podsunął.Barcz milczał, gapił się tylko na Smitha intensywnie, jakby mógłwzrokiem przewiercić mu czaszkę i zajrzeć w myśli.Był wstrząśnięty,próbował nie dać tego po sobie poznać, ale zbladł nagle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire