[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz rozumiał stonowany entuzjazmLeslie co do jego decyzji.Kathleen powoli kiwnęła głową, patrząc na niego.- Mark, bardzo przepraszam - powiedziała.- Byłam zrozpaczona.Nie wiedziałam, co się dzieje.Wiedziałam, że postępuję zle.- Nie.Wszystko w porządku - powiedział nieprzekonująco.%7łałował, że Leslie przeczytała opowiadanie, ale to przez niego Kathleen popadła w rozpacz.Musiał ponieść konsekwencje swoich decyzji.Poczynając od jutrzejszego spotkania z dyrektorem, konsekwencji będzie wiele.- Przepraszam, Mark - powiedziała, drżąc mimo woli.- Nie szkodzi - powtórzył.Tym razem jego głos brzmiał pewnie.Mark odłożył kartki i ujął obie jej dłonie.- Co to znaczy, Mark? - zapytała.- Co?- Zakończenie.Epilog - powiedziała Kathleen.Azy napłynęły dojej fiołkowych oczu.Część, której nie chciałeś mi dać do przeczytania.- To oznacza - rzekł powoli, lekko łamiącym się głosem - że sięboję.- Tak bardzo cię kocham, Mark.- Nie bój się.- Ja też cię kocham.- Nade wszystko.406%7ładne z nich nie spało dobrze.Leslie budziła się często ze strachuprzed potwornymi snami.Mark i Kathleen leżeli, tuląc się do siebie.Wiedzieli, że muszą wypocząć.Najtrudniejsze miało się dopiero zacząć.Ale nie mogli spać.Oboje niepokoili się tym, co ich czekało.Przy śniadaniu wszyscy udawali wesołość, ale bezskutecznie.Napięcie było bardzo wyrazne.Kathleen i Leslie wiedziały, jak trudny dzieńczeka Marka.Podjął decyzję, przeniósł ją na papier, ale teraz musiałoznajmić to ludziom, którzy nie kochali go tak, jak Kathleen i Leslie.Ludziom, którzy nie zrozumieją.Ludziom, którzy mogą chcieć w nimwywołać poczucie winy.Ludziom, którzy mogą mu powiedzieć - wykrzyczeć - że zawiódł.Dziś był dopiero początek.- Może powinnam z tobą iść - powiedziała Leslie.- Nie jestem dzieckiem, Leslie.To nie jest pierwszy dzień szkoły -warknął Mark.Leslie drgnęła.To nie jest pierwszy dzień, tylko ostatni.Gdzie więcradość?- Nie chciałam być z tobą.Chciałam zobaczyć szpital.- Przepraszam - rzekł ostro.Potem zapytał łagodniej: - Dlaczego?- Dowiedziałam się przypadkiem, że zwalnia się miejsce w programie specjalizacji kardiologicznej.- Myślałem, że idziesz do Stanforda.- Może powinnam jednak wyjechać znad zatoki - odparła po namyśle Leslie.Może powinnam uciec od Eryka i wspomnień.- Mówisz poważnie, prawda? - zapytał Mark.- Pomyślałam, że skoro tu jestem.- Dobrze, doktor Adams.Wyjeżdżamy za dwadzieścia minut.Leslie wyszła, żeby się przygotować.- Kiedy wrócisz do domu? - zapytała Kathleen.- W południe - rzekł zdecydowanie Mark.Nie zmuszą go do zostania, niezależnie od tego, co powiedzą.Ale czy na pewno?- Czy mogę coś zrobić? - zapytała z nadzieją.Nie chciała chodzićw kółko po pokoju i zamartwiać się.Chciała mieć powód, jak Leslie,żeby iść z Markiem, ale nie miała.Z wyjątkiem tego, że go kochała.- Bądz tu, gdy wrócę - powiedział, całując ją delikatnie w usta.- Daj mi jakieś zajęcie.Cokolwiek.- Dobrze.Możesz spakować moje medyczne książki do pudeł.W przyszłym tygodniu zawiozę je do biblioteki przy szpitalu.- Może przydadzą się w bibliotece publicznej? - zastanawiała się.Nie chcę, żebyś tam wracał w przyszłym tygodniu.407- Może.Byłoby dobrze.- Nie chcesz żadnej z książek?- Nie.Dobrze, pomyślała, a jej fiołkowe oczy na chwilę rozbłysły.Przynajmniej pozwalał jej pomóc.Mark szybko oprowadził Leslie po szpitalu Peter Bent Brigham.Wycieczka zakończyła się w kardiologicznym laboratorium badawczym.Mark przedstawił ją dwóm lekarzom, którzy tam pracowali.- Leslie zamierza się ubiegać o miejsce tutaj - wyjaśnił Mark.- Zwietnie - odpowiedzieli chórem, uśmiechając się ciepło do ładnej, niebieskookiej koleżanki Marka.- Muszę iść do doktora Petersa - rzekł Mark, gdy zbliżała się godzina spotkania.- Zostawię tu Leslie.- Zajmiemy się nią - zaproponował jeden z lekarzy.Leslie pytała ich o program specjalizacji kardiologicznej, ale po chwilizaczęli rozmawiać o Marku.- Był moim opiekunem podczas stażu - wyjaśniła nieco nostalgicznie Leslie.- Na pewno był świetny.- Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]