[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale jego głos nabrał ostrzejszego tonu.127.- Niech pan w końcu odpowie na pytanie, profesorze!-Gabriele Hasler chodziła na moje wykłady i seminaria.Wygłaszała referaty, pisała u mnie prace.Dwa albo trzyrazy była wraz z całą grupą ize mną na cydrze.A raz zapłaciłem za drogi podręcznik, który wypożyczyła z biblioteki wydziałowej i zgubiła.- To wszystko?I nie ma pan pojęcia, ktoją zabił?- Nie,jakmówiłem, nie oglądam kryminałów.Marthaler wyczuł,że nie posunie się dalej.Postanowiłzmienić temat, miał wątłą nadzieję, że tym razem dostanie zadowalającąodpowiedz.- Wiemy, że Gabriele Hasler miała koleżankę, zktórąmieszkała.Pamięta ją pan?- Tak, oczywiście.Nazywa się StefanieWolfram.Wyjątkowo zdolna dentystka.Spotkałemją jakieś pół rokutemu na kongresie, przekonywałem, żeby przyjęła posadęwCarolinum, właśnie zwolnił się etat.Marthaler odetchnął.- I wie pan, gdzie ją znajdę?-Proszęzapytać w moimsekretariacie.Tam panu dadzą adres.O ile się nie mylę, mieszka w Darmstadt.- Nie chciała tego miejsca, które jej pan zaoferował?-Nie,to naprawdę wielka szkoda.Zawszebyła trochękapryśna.Interesowała się zbyt wieloma rzeczami.Niewiem, jakie miała plany.Nie chciała o tym mówić, powiedziała tylko, że ma inne plany.Marthaler skinął głową.Pierwszyraz odniósł wrażenie, że trzyma w rękujakąś nić, która nie ma dwóch wolnychkońców.TrzynaścieZaczął się popołudniowy ruch.Jak każdegopowszedniego dnia setki tysięcy dojeżdżających do pracyopuszczały miasto,wracającdo domów.Wszystkie drogiwyjazdowe były zakorkowane.Marthalerposuwał siężółwim tempem.Włączył radio, ucieszył się, gdy spikerzapowiedział symfonięDvoraka Z NowegoZwiatapoddyrekcją Nikolasa Harnoncourta.Po półgodziniewreszciezostawił za sobą skrzyżowanieFrankfurter Kreuz.Polai łąki rozciągające się poobustronach autostrady byłypokryte śniegiem.Od czasu do czasu na drzewie w pobliżujezdni widać było ptaka czatującego na łup.Z LatającegoLisa wrócił do Carolinum, poprosił sekretarkę Wagenknechta o adres inumer telefonuStefanieWolfram.Zadzwonił do niej od razu, żeby zapowiedziećwizytę, ale nie odebrała.Przy zajezdzie Grafenhausenskręcił z A5 i zjechał naparking.Wyjął ze schowka atlas regionu Ren-Men, znalazł adres dentystki.Mieszkała w darmstadzkiej dzielnicy Kranichstein.Dojedzie tam w niecałe pół godziny.Wszedł dozajazdu, żeby jeszcze raz zadzwonić.Wybrałnumer, czekał.Nikt nie podnosił słuchawki, już chciałsię poddać, gdy ktoś jednak odebrał.Dopiero po chwiliusłyszał słaby kobiecy głos.129.- Halo?Zirytowało go jej niezdecydowanie.- Przepraszam, żeprzeszkadzam.Nie zna mnie pani.Nazywam się Marthaler.Jestempolicjantem.Muszę z panią pomówić.Znów cisza.A potem szept.- Jestemchora, spałam.-Chodzi o Gabriele Hasler.Będę upani za półgodziny.Spróbuję nie zabrać pani zbyt wiele czasu.Nie odpowiedziała.Usłyszał dzwonek do jejdrzwi, powtórzył się kilkakrotnie.- Ma panigości.Proszę mi tylko powiedzieć, czy mogęza chwilę przyjechać.Kobietamilczała,ale słyszał,jak oddycha.Znów dzwonek, trzy,cztery razy,jeden za drugim.- Nie otworzypani?- Marthaler mocniej przycisnąłsłuchawkę do prawego ucha, lewe zasłonił, żeby odgrodzić sięod hałasu w restauracji.- Mam gorączkę.Naglew słuchawce rozległ się huk.Walenie, jakby ktośkopał ciężkimi butami wdrzwi.Kobieta zaczęłakrzyczeć.- Pomocy!Niech pan mi pomoże, ktoś włamujesię domojego domu.To napad.Niech pan sprowadzi pomoc.Drewnopoddało się z głośnym trzaskiem.Wiedział, coto znaczy.Ktoś wyłamał drzwi.Spanikowana kobieta krzyczała.Głos jej się załamywał.Chciał coś doniej powiedzieć, ale usłyszał, żesłuchawkawypadłajej z ręki.Chybauciekła do innego pokoju.Potem padł strzał.Był pewien, że to strzał.Na momentzaległa cisza.- Jadę - zawołał.- Sprowadzę pomoc!-ale wiedział,że jest za pózno.%7łe jego słowa już nikogonie uspokoją.130Zaraz potem padł drugi strzał.Przeszył go dreszcz.Rzadko czuł się tak bezradny.Był świadkiem przestępstwa i nie mógł nic zrobić. Słuchał z natężeniem.Ale nic się nie działo.Kilka sekund pózniej połączenie zostało przerwane.Ktoś odłożyłsłuchawkę.Gorączkowo zastanawiał się, co robić.Usiłował zachować spokój.Wybrał numer Elviry.Odebrała po drugimdzwonku.- Był napad z bronią - powiedział.- W Darmstadt.Zawiadom natychmiast tamtejszą policję.Najwyższy stopieńalarmu.Musi przyjechać pogotowie.Podałnazwisko i adres Stefanie Wolfram.Wsiadł dosamochodu.Dwadzieścia pięć minut pózniejdojechał na miejsce.Przedmałymdomemjednorodzinnym w ślepej uliczce na zboczu stały dwaradiowozy.Pojawili się już pierwsi gapie.Na podjezdziedo garażu zobaczył karetkęz włączonymkogutemi otwartymi tylnymi drzwiami.Zaparkował daimlera dwadzieściametrów dalej, przychodniku.Gdy wysiadł, na parterze pobliskiegobudynkuotworzyło się okno.Wyjrzał z niegomężczyznaz jamnikiem długowłosym na rękach, coś do niego zawołał.Marthaler nie zrozumiał.- Powiedziałem, że tu nie wolno parkować, młody człowieku.Popatrzył na mężczyznę oniemiały.W tej chwili wyrażenie "właściciel jamnika" wydało mu się najgorsząmożliwą obelgą.Ale pokręciłtylko głową.Nieodezwał się, odwrócił i ruszył w stronę domu Stefanie Wolfram.Jeden z policjantów chciał go zatrzymać, ale przepuściłgo, widząc legitymację.131.Drzwi nie zostały wyłamane, zrobiono w nich dziurękopniakiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]