[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą tak myślę, żecię tam bardzo nawidzą.Jedz, jedz, panie bracie, bo inaczej powiem,że chcesz wpół poczęte dzieło porzucić. Trudna rada! Muszę jeno pasa mocniej zacisnąć, bo się na nicutrzęsę.Już mi i sił nie bardzo staje, chybabym się czym pokrzepił. A czym by? Siła mi powiadano o kasztelańskim miodzie, któregom dotąd niekosztował, a chciałbym wreszcie wiedzieć, czyli od marszałkowegolepszy? To się strzemiennego po kusztyczku napijmy, za to z powrotemnie będziem sobie z góry odmierzali.Parę gąsiorków znajdziesz teżwaść u siebie w kwaterze.To rzekłszy kazał pan kasztelan podać kielichy i wypili w miarę, nafantazję i dobry humor, po czym na konie siedli i pojechali.Marszałek przyjął pana Czarnieckiego z otwartymi rękoma, gościł,poił, do rana nie puścił, za to rano połączyły się oba wojska i szły dalejw komendzie pana Czarnieckiego.Koło Sieniawy napadli znów naSzwedów tak skutecznie, iż tylną straż w pień wycięli i wprowadzilizamieszanie w szeregi głównej armii.Dopiero o świtaniu spędziły icharmaty.Pod Leżajskiem jeszcze silniej nastąpił pan Czarniecki.Znacz-ne oddziały szwedzkie pogrzęzły w błotach, powstałych z deszczów ipowodzi, i te wpadły w ręce polskie.Droga stawała się dla SzwedówNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG59coraz opłakańszą.Wycieńczone, zgłodniałe i zmorzone snem pułki le-dwie maszerowały.Coraz więcej żołnierzy zostawało na drodze.Znaj-dowano niektórych tak straszliwie zbiedzonych, że nie chcieli już jeść ipić, prosili tylko o śmierć.Inni kładli się i umierali po kępach, inni tra-cili przytomność i spoglądali z największą obojętnością na zbliżającychsię jezdzców polskich.Cudzoziemcy, których sporo liczyło się wszwedzkich szeregach, poczęli wymykać się z obozu i przechodzić dopana Czarnieckiego.Tylko niezłomny duch Karola Gustawa utrzymy-wał resztę gasnących sił w całej armii.Bo nie tylko za armią szedł nieprzyjaciel; rozmaite partie pod nie-znanymi wodzami i kupy chłopskie zabiegały jej ustawicznie drogę.Oddziały te, niesforne i niezbyt liczne, nie mogły wprawdzie uderzyćna nią wstępnym bojem, ale nużyły śmiertelnie.%7łe zaś chcąc wpoić wSzwedów przekonanie, iż Tatarzy przybyli już z pomocą, wszystkiepolskie wojska wydawały tatarski okrzyk, więc ałła! ałła! rozlegałosię dniem i nocą, bez chwili przerwy.Nie mógł żołnierz szwedzki ode-tchnąć, broni na moment w kozły złożyć.Nieraz kilkunastu ludzi alar-mowało całą armię.Konie padały dziesiątkami i zjadano je natych-miast, bo sprowadzanie prowiantów stało się niepodobieństwem.Odczasu do czasu polscy jezdzcy znajdowali straszliwie poszarpane trupyszwedzkie, po których poznawali natychmiast chłopską rękę.Większaczęść wsi w klinie między Sanem i Wisłą należała do pana marszałka ido jego krewnych.Owóż wszyscy chłopi jak jeden mąż w nich powsta-li, pan marszałek bowiem nie żałując własnej fortuny ogłosił, iż ten,który za oręż chwyci, z poddaństwa zostanie uwolniony.Ledwo wieśćo tym rozbiegła się po ziemiach, wszystkie kosy osadzono sztorcem ipoczęto co dzień znosić głowy szwedzkie do obozu, aż pan marszałekmusiał tego zwyczaju, jako niechrześcijańskiego zakazać.Wówczas poczęto znosić rękawice i rajtarskie ostrogi.Szwedzi,przywiedzeni do desperacji, łupili ze skóry tych, którzy im w rękęwpadli, i wojna stawała się co dzień straszliwszą.Nieco wojska pol-skiego jeszcze trzymało się Szwedów, ale trzymano ich tylko postra-chem.W drodze do Leżajska zbiegło ich wielu, pozostali wszczynali codzień takie tumulty w obozie, iż Karol Gustaw rozkazał w samym Le-żajsku rozstrzelać kilku towarzystwa.Było to hasłem ogólnej ucieczki,której dokonano z szablą w ręku.Nikt prawie nie pozostał, jeno Czar-niecki, wzmocniony, począł następować coraz potężniej.Pan marszałek pomagał mu bardzo szczerze.Być może, iż szla-chetniejsze strony jego natury wzięły na ów czas, zresztą krótki; góręNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG60nad pychą i miłością własną, więc nie szczędził ni trudów, ni nawetżycia, i własną osobą prowadził nieraz chorągwie, nie dał odetchnąćnieprzyjacielowi, a że był żołnierz dobry, więc znaczne położył zasługi.Te, przyłożone do pózniejszych, chwalebną by mu zapewniły pamięć wnarodzie, gdyby nie ów bunt bezecny, który pod koniec swego zawodupodniósł, aby naprawie Rzeczypospolitej przeszkodzić.Lecz czasu tego wszystko czynił, by chwałę zyskać, i okrył się niąjak płaszczem.Chodził z nim o lepszą pan Witkowski, kasztelan san-domierski, stary i doświadczony żołnierz; ten Czarnieckiemu samemuchciał dorównać, lecz nie zdołał, bo mu Bóg wielkości odmówił.Wszyscy trzej gnębili coraz potężniej Szwedów.Aż przyszło do te-go, że te pułki piechotne i rajtarskie, którym wypadło iść tylną strażą wodwodzie, w takim szły przerażeniu, iż popłoch wszczynał się międzynimi z lada powodu.Wówczas sam Karol Gustaw postanowił zawszeiść z tylną strażą, by ducha obecnością swą dodawać.Lecz zaraz w początkach o mało życiem tego nie przypłacił.Zda-rzyło się, że mając przy sobie pułk lejbgwardii, najtęższy ze wszystkichpułków, bo żołnierzy do niego z całego narodu skandynawskiego wy-bierano, zatrzymał się król dla odpoczynku we wsi Rudniku.Tamzjadłszy u plebana obiad, postanowił zażyć nieco spoczynku, albowiempoprzedniej nocy oka nie zmrużył.Lejbgwardziści otoczyli dom, bynad bezpieczeństwem królewskim czuwać.Tymczasem księży pacho-lik od koni wymknął się chyłkiem ze wsi i dopadłszy stadninki chodzą-cej po gródzi, skoczył na zrebaka i popędził do pana Czarnieckiego.Lecz pan Czarniecki znajdował się tym razem o dwie mile drogi,zaś przednia straż, złożona z pułku księcia Dymitra Wiśniowieckiego,szła pod panem porucznikiem Szandarowskim nie dalej jak pół mili zaSzwedami.Pan Szandarowski rozmawiał właśnie z Rochem Kowal-skim, który z rozkazami od kasztelana przyjechał, gdy nagle obaj ujrze-li nadlatującego co koń wyskoczy pacholika. Co to za diabeł tak pędzi? rzekł Szandarowski i jeszcze nazrebaku? Chłopak wiejski odrzekł Kowalski.Tymczasem pacholę przyleciało przed sam szereg i zatrzymało siędopiero wówczas, gdy zrebak, przestraszony widokiem koni i ludzi,stanął dęba i zarył kopytami w ziemię.Pacholik zeskoczył i trzymajacgo za grzywę skłonił się panom rycerzom. A co powiesz? spytał zbliżywszy się Szandarowski.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG61 Szwedy u nas w plebanii! gadają, że sam król między nimi! rzekł pachołek z iskrzącym wzrokiem. A siła ich? Nie będzie nad dwieście koni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]