[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pojechał do Armstrong Woods, zaniósł ją między drzewa i położył na ziemi i upozorował, jakbyspała, zrobił to jak umiał.Siedział przy niej, patrzył na nią, zobaczył ten naszyjnik i poczuł, że potrze-bował coś zabrać ze sobą jako dowód, że to, co się stało, było prawdą.Część jego mózgu uznawała, żeto tylko jakieś halucynacje, odlot po narkotykach.Kiedy ją zostawił, pojechał do Johnson's Beach, za-pakował swoje ubranie w kilka toreb foliowych i wrzucił do Dumpster.Umył się w rzece, a jej plecakwpakował do kosza na śmieci za restauracją.Nie chciał, żeby jego ubranie i jej ciało były blisko siebie.A potem przyjechał tutaj, do jedynego miejsca, jakie mu przyszło do głowy, i tak znalazłem go naganku o świcie.Siedziałam, milcząc zaskoczona.Wszystko w tym opowiadaniu było tak zupełnie różne od tego,w co wierzyłam do tej pory przez taki długi czas.W tej wersji nie było złych intencji, nie było morder-stwa z premedytacją.Natomiast było to przypadkowe spotkanie na stacji kolejowej z ćpunem, nieuda-ne porwanie i okropny wypadek.Błąd, który popełniła Lila, nie miał nic wspólnego z McConnellem.Jej błąd polegał na zaufaniu nieodpowiedniej osobie, w zakładaniu dobrej woli w ludziach.Wreszcieudało mi się wykrztusić:- Skąd wiesz, że powiedział ci prawdę?- Wiem - odpowiedział Frank.- Mój brat miał wiele problemów, ale nie mógłby jej skrzywdzićcelowo.Po prostu nie mógłby.- Dlaczego nic nie powiedziałeś? - zapytałam.- Wiedziałeś, co zrobił.Powinieneś był iść na po-licję.Frank popatrzył na swoje ręce.- Planowałem.Naprawdę planowałem.Powiedziałem Willowi, że musi się oddać w ręce policji.Powiedziałem, że tam z nim pójdę.Powiedziałem, że jeśli sam tego nie zrobi, to ta sprawa tak czyowak do niego wróci.Zagroziłem, że jeśli sam tego nie zrobi, to ja to załatwię.Wiedziałem, że to niejest rzecz, którą da się ukryć na zawsze.Chroniłem go od wielu rzeczy, przed tą nie mogłem.Odmó-wił.Powiedział, że mieszkał w różnych gównianych miejscach, ale jednego miejsca był pewien, że niewytrzyma - to więzienie.Dwa dni po tych wyznaniach Tally znalazła go martwego w samochodzie.Ipo tym już nie mogłem się zmobilizować, żeby coś z tym zrobić.Przeanalizowałem całą sprawę - two-ja siostra nie żyła od czternastu lat.Wiem, że nikogo nie zaaresztowali.To nie było tak, że jakiś nie-winny gość siedział w więzieniu, płacąc za przestępstwo Willa.Ja czułem się odpowiedzialny za jegosamobójstwo.Gdybym nie naciskał, żeby się przyznał, może by się nie zabił.- Tego nie możesz wiedzieć - powiedziałam.RLT- Nie, ale zawsze się będę zastanawiał.I doszedłem do wniosku, że już nic nie mogę dla niegozrobić, poza trzymaniem jego nazwiska z dala od gazet.Właśnie to, czego nie udało mi się zrobić dla Lili.Trochę byłam zła na Franka, że przez tyle latutrzymywał to w sekrecie.Gdyby wystąpił z tym po wyznaniu Willa, dla mojej rodziny byłoby sześćlat mniej niepewności, może sześć lat mniej wygnania dla McConnella.A równocześnie czułam dlaniego współczucie.Rozumiałam jego powody.On stracił brata, ja straciłam siostrę.Wydawało mi się,że on lepiej niż inni rozumiał, co się stało w moim życiu.Frank przysunął się do mnie, wziął mnie w ramiona i powiedział:- Wiem, jest mi przykro.To było surrealistyczne.Byłam w ramionach tego mężczyzny, w tym miejscu, gdzie do tej porybyła schowana tajemnica śmierci Lili.Zauważyłam, że ma mokrą koszulę, a potem zrozumiałam, dla-czego mnie trzymał.Płakałam i nie mogłam przestać.Myślałam, co Lila robiła i mówiła tamtego ranka, zauważyła tę ułamaną gałąz na werandzie, alenic z nią nie zrobiłyśmy.Myślałam o tej nocy, kiedy leżałyśmy w ogrodzie na trawie, wypatrując Lut-ni, a ona opowiadała mi historię Orfeusza, który nie mógł ożywić swojej żony.Myślałam, kim i jakabyła - piękna, bardzo uzdolniona, tajemnicza siostra i kim mogłaby być, gdyby żyła.Rozmyślałam orodzicach, z których każde musiało nauczyć się żyć z jedną córką zamiast z dwiema.Tak niewiele mo-głam im dać przez te lata.Teraz wreszcie mogłam dać im tę historię.Nie wiem, ile czasu minęło, zanim znów zaczęłam normalnie oddychać.Wiem, że w pokojupojaśniało, ktoś włączył wodę na górze i stare rury zaczęły grać.Wreszcie Frank wypuścił mnie z ob-jęć.To była dziwna, niezręczna chwila - obydwoje wycofywaliśmy się z tej nieoczekiwanej intymno-ści.Chciałam mu coś powiedzieć, ale nie miałam pojęcia, co.Przez minutę czy dwie siedzieliśmy, niepatrząc na siebie.Wreszcie on przerwał ciszę.- Odkąd Will zmarł, miałem taką nadzieję, że któregoś dnia jego muzyka wróci.Jakiś DJ zagrają w którejś radiostacji albo jakiś dziennikarz napisze coś o niej w czasopiśmie i ludzie przypomną so-bie o nim, znów zaczną słuchać jego piosenek.Chciałbym, żeby pamiętano go jako Billy'ego Boudre-aux, który grał wspaniałą muzykę.- Powinieneś tego posłuchać - powiedziałam.- To piękna piosenka.Podszedł do odtwarzacza i nacisnął klawisz.Usłyszeliśmy głos Billa, surowy i chropawy, corazmocniejszy wraz z piosenką.Głęboko w lesie klęczę na ziemiPatrzę na ciebie i nie wierzęCo ja zrobiłem moja pięknaCo ja zrobiłemRLTPiosenka się skończyła.Popatrzyłam na Franka.Nawet nie zadał sobie trudu, żeby odwrócićgłowę.Stał przy odtwarzaczu, jedną ręką oparty nad kominkiem; wpatrywał się w punkt na ścianie, popoliczkach bezgłośnie spływały mu łzy.38.Thorpe zobaczył najpierw moje odbicie w oknie, a dopiero potem mnie.Podskoczył i odwróciłsię.Jedyne zródło światła w pokoju pochodziło z monitora.W jego blasku Thorpe był blady i wyglądałna chorego.- Jak ci się udało.- Stukałam, ale nie otwierałeś.Drzwi frontowe były otwarte, więc.Wyraz twarzy zmienił musię z zaskoczonego na pełen nadziei.- Dorobię klucz.Będziesz mogła przychodzić, kiedy zechcesz.Będzie mnie motywowało to, żemożesz przyjść w każdej chwili.Będę siedział w środku nocy przy biurku.- Chciałam cię zapytać, czemu piszesz w środku nocy?- Mam jaśniejszy umysł.- Rozumiem.- Tak jak mówiłem.Będę tu siedział walcząc, by wydusić z siebie następne zdanie i usłyszę, jakprzekręcasz klucz.Nie wstanę.Nawet nie musisz przychodzić, by powiedzieć cześć".Ale będę sły-szał, jak chodzisz na dole, szykując sobie w kuchni coś do jedzenia, biorąc książkę z półki.Może na-wet usłyszę, jak przewracasz kartki.I pisząc, będę wyobrażał sobie mojego idealnego czytelnika.Każ-de słowo, które będę pisał, będzie skierowane do ciebie.Wieki temu pewien nauczyciel powiedział mi,że piszący zawsze musi myśleć o swoich czytelnikach.Nigdy nie mogłem zrozumieć, co miał na my-śli.Jak człowiek może wiedzieć, kto będzie tą publicznością?- Ja nią prawdopodobnie nie jestem - powiedziałam.- Słucham?- Twoją publicznością.- Mogłabyś być.- Wolę fikcję, pamiętasz?- Masz szczęście.Moja powieść się posuwa do przodu.Kto wie, może ci się spodoba.- Thorpewskazał na krzesło przy biurku.- Siadaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]