[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko sprowadzało się do godności.Tej, którabrała się z podejścia do pacjenta z miłością i szacunkiem bez względu na to, czy staćgo na opiekę medyczną, czy nie.Przypomniał sobie łzy w oczach Chrisa Gowa, gdystary człowiek pojął, iż ktoś się nim zaopiekował, nie bacząc na koszty. Zgoda? powtórzył pytanie Frank. Co? Ach.tak, oczywiście. Dobrze powiedział Frank. Rozumiem przez to, że przestaniesz sięzajmować sprawą Beallieu i zostawisz ją mnie. Jaką sprawę? Zack po raz wtóry napomniał sam siebie, że musi być staleczujny.Frank był i pewnie zawsze będzie jego najzacieklejszym rywalem. Beallieu, kolego.Co z tobą? Nadajemy na tej samej fali czy nie? Frank, nie wspomniałeś ani słowem o. A o kim my, do diabła, rozmawiamy, co? Nie poruszałem sprawy tamtegostarego i Wila Marshfielda, bo zdawałem sobie sprawę, że nie miałeś czasuzorientować się w naszej polityce, ale Beallieu to coś zupełnie innego.Zack, onprzysiągł nam wendetę, bo myśli, iż szpital go oczernia, zarzucając mu niezdolność dodalszego prowadzenia praktyki chirurgicznej.Czy słyszałeś, żeby ktokolwiekopowiadał takie bzdury? Nie, ale. Beallieu osacza każdego nowego członka personelu, opowiadając muwymyślone historie o tym, jak rugujemy go z praktyki, jak zmusiliśmy RichardaCoulombe a do sprzedaży apteki, żeby mógł zapłacić rachunki szpitalne i tak dalej.Chryste, dziwię się, że jeszcze nie próbował zwalić na nas winy za klęskę głodu wEtiopii.Powiem ci coś, Zack.Nikt nie chciał zmusić Beallieu do przejścia na emeryturę.Sam sobie wyrabia dostatecznie złą opinię.A jeśli chodzi o Coulombe a, to miał długnie tylko wobec nas.Był winien pieniądze wielu ludziom w mieście.Jeśli mi niewierzysz, to sprawdz.Miał do wyboru sprzedać aptekę albo spędzić resztę życia wsądzie. Ale. Zack ugryzł się w język, przypomniawszy sobie w ostatniej chwiliobietnicę daną Beallieu, gdyż omal nie wspomniał o związku Ultramed-Davis z EaglePharmaceuticals and Surgical Supply.Uświadomił sobie, iż zastanawia się, czypoprzedni właściciel wynajętego przez niego domu był kiedyś pacjentem szpitala. Ale co? zapytał ostro Frank.W oczach błysnęło mu zniecierpliwienie. Nic odparł Zack. Nie mówmy o tym.Myśląc o Suzanne i o pacjentach w gabinecie, chciał za wszelką cenę uniknąćstarcia.Frank potrząsnął głową. Coś przede mną ukrywasz, Zack.Poznaję po twojej minie.Co chciałeś mipowiedzieć? Nic, powtarzam.Poczuł dreszcz na karku.Część z tego, co się tutaj dzieje to nikczemność, a część to zwykłe okrucieństwo.Przypomniały mu się słowa Beallieu brzmiący w nich gniew i smutek.Twój przyjacielBeallieu nie ma sprzymierzeńców w tym szpitalu. W porządku Frank, powiem ci.Otóż uważam, że Guy mówi prawdę.Słuchałem go, patrzyłem mu w oczy i wiem, że nie kłamie.To właśnie chciałem cipowiedzieć.Nie wiem, czy to Ultramed, czy ten zadufany w sobie dupek Mainwaring,czy jeszcze ktoś.A już zupełnie nie rozumiem dlaczego.Myślę, że jest tak, jak twierdziBeallieu, to znaczy chcecie go wykopać ze szpitala, a jeśli tak jest, to mnie to martwi.Martwi mnie do tego stopnia, że postanowiłem zrobić wszystko co w mojej mocy,żeby mu pomóc.Czy to chciałeś ode mnie usłyszeć?Frank roześmiał się na całe gardło.Zapaliwszy cygaro, posłał kółko dymu wstronę sufitu. Prawdę mówiąc, spodziewałem się to usłyszeć powiedział. Zawsze miałeślitościwe serce, byłeś frajerem, którego każdy mógł nabrać.Cierpiałeś z powoduWietnamu i z powodu oskarżenia Timmy ego Goyette a o kradzież biletu wejściowegona mistrzostwa juniorów, cierpiałeś z powodu braku równouprawnienia kobiet i zamałych porcji ziemniaków w szkolnych posiłkach.Wystarczyło, że ktoś ci opowiedziałrzewną historyjkę, a ty oddawałeś mu serce, a często kieszonkowe.Pamiętasz to?Jestem pewny, że tak.Dlaczego więc chciałbyś, żebym myślał, iż w przypadkuBeallieu z jego absurdalnymi historyjkami jest inaczej? Potrafisz być sukinsynem, Frank, wiesz o tym? Licz się ze słowami, chłopcze odparł Frank, wysyłając kolejne idealne kółkodymu. Mówisz o swojej matce.Poza tym całkowicie się mylisz. Co do czego? Jest jeden powód, dla którego lepiej się trzymaj z daleka, bracie.Beallieu stąpapo śliskiej ścieżce, więc jeśli pójdziesz za nim, spadniecie obaj.Ostrzegam cię.Otworzył szufladę biurka i wyjąwszy z niej kopertę, podsunął ją Zackowi. Trzymałem ten list w tajemnicy, bo ciągle miałem nadzieję, że Beallieu sięwycofa.Teraz nie mam innego wyjścia, jak tylko przedstawić go komisji etyki.Sąwśród personelu ludzie, którzy już dawno chcieli, żebym coś zrobił w celuograniczenia lub odebrania mu jego przywilejów, ale sprzeciwiałem się temu.Uratował mi przecież życie, jak powiedział Sędzia.Przeczytaj to.List był napisany ręcznie, na kopercie nie było adresu, jedynie data: 17 czerwca.Szanowny Panie Iverson!Chcę się z Panem podzielić zastrzeżeniami, które kilka pielęgniarek z oddziału pogotowiai ja mamy do doktora Guya Beallieu.W ciągu ostatnich miesięcy stawał się coraz bardziejniekonsekwentny i niezdecydowany w postępowaniu z pacjentami.Zrobił się roztargniony wydawał na przykład kilkakrotnie takie same dyspozycje, a kiedy indziej zaniedbywał zlecićbadania, które naszym zdaniem należały do podstawowych i rutynowych.Co więcej niejednokrotnie mówił niewyraznie i zachowywał się w sposób wskazujący nadziałanie pod wpływem narkotyków, alkoholu, lekkiego udaru lub kombinacji tych czynników.Na szczęście objawy te nie były na tyle silne, żeby któryś z pacjentów z tego powodu ucierpiał przynajmniej o nikim takim nie wiemy.Mimo to uważamy, iż należy przeprowadzić śledztwo ipodjąć jakieś działanie.Chciałabym spotkać się z Panem w celu szerszego omówienia tego problemu.Sądzę, żepowinien Pan jak najszybciej porozmawiać z doktorem Beallieu.Szczerze oddanaMaureen Banasprzełożona pielęgniarekZack przeczytał ten list raz, potem powtórnie.Siedział w milczeniu, kompletniezaskoczony, próbując dopasować te oskarżenia do rozmownego, oddanego swojemupowołaniu lekarza, którego wysłuchał na zebraniu personelu i potem przy lunchu.Ani w zachowaniu Beallieu, ani w mowie, ani w treści jego słów nie było niczego, copotwierdzałoby zarzuty pielęgniarki.Wiedział jednak, że takich oskarżeń nie wolnozlekceważyć.Frank siedział w milczeniu po przeciwnej stronie biurka, wyraznie zadowolonyz odniesionego zwycięstwa. To straszne mruknął Zack, czytając list po raz trzeci i usiłując przypomniećsobie osobę, która go napisała.Maureen Banas.nijaka, lecz sprawna.chłodna.kompetentna.Znał ją za krótko, żeby znalezć jakiś punkt zaczepienia. Straszne, ale prawdziwe powiedział Frank
[ Pobierz całość w formacie PDF ]