[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz na myśl o jedzeniu ścisnęłomnie w żołądku.Aleję blokował samochód policyjny, błyskały rubinowo-szafirowe światła; klejnoty z koronykłopotów.Mundurowy z nogą opartą o zderzak młody, nabuzowany i nieufny wyrzucił do przodurękę, kiedy podjechałem moim seville em.Wystawiłem głowę i krzyknąłem, jak się nazywam.Nieusłyszał, spojrzał groznie na maskę i kazał odjechać.Krzyknąłem głośniej, podszedł do mnie wolno,marszcząc brwi, z ręką na kaburze.Byłem rozdygotany, ale starałem się mówić powoli i uprzejmie.W końcu porozumiał się z kimś przez radio i postanowił mnie wpuścić.Kiedy wysiadłem, wskazałmi drogę: To tam powiedział, jakby dzielił się ze mną jakąś niesłychanie ważną informacją.Ruszyłem w dół alei.Pod liniami wysokiego napięcia ujrzałem stłoczone, błyszczące samochody.Gdy zbliżałem się do miejsca zbrodni, uderzył mnie odór rozkładających się obić tapicerskich,benzyny i gnijących warzyw.Spostrzegłem Mila.Stał koło samochodu koronera, zgarbiony i notował coś pośpiesznie.Jedna zjego nóg była przygięta, spod marynarki wystawał wałek brzucha.Poślinił ołówek, przestąpił z nogina nogę.Jasne reflektory sprawiały, że jego twarz była biała, jakby obsypana mąką.Zwiatło uwydatniałoworki pod oczami i zmarszczki.Szedłem odrętwiały w jego kierunku.Było mi niedobrze, czułem sięnie na miejscu.Kiedy znalazłem się jakieś trzy metry od niego, podniósł wzrok.Teraz jego twarz wydawała siędziwnie rozmyta, jakbym nagle przestał ostro widzieć.Tylko oczy były wyrazne.Błyszczałynienaturalnie; rozbiegane, szafirowo-zielone oczy kojota, rozjaśnione przez reflektory do kolorumorskiej piany.Miał na sobie sportową, poliestrowo-wełnianą marynarkę, luzne brązowe spodnie,białą koszulę z małym, zwijającym się kołnierzem, cienki zielony krawat, który połyskiwał jak żel domycia zębów.Jego włosy wymagały strzyżenia; zbyt długie na czubku głowy, czarne jak węgiel,strzelały jak zwykle na wszystkich strony, a ocieniająca czoło grzywka opadała łukiem na długi nos.Na skroniach były ostrzyżone na krótko i zupełnie siwe od uszu do końca elvisowatych baków.Nienaturalny kontrast; ostatnio zaczął na siebie mówić El Skunko , opowiadał więcej dowcipów ostarości i śmierci.Był niespełna rok starszy ode mnie, ale bardzo ostatnio się posunął.Robin mówiłami, że wyglądam młodo, kiedy myślała, że tego potrzebuję.Zastanawiałem się, co Rick mówiłMilowi.Zamknął notatnik, potarł twarz, potrząsnął głową. Gdzie ona jest? zapytałem. Już w samochodzie odpowiedział, wskazując głową auto koronera.Drzwi były zamknięte,kierowca siedział za kierownicą.Zacząłem iść w kierunku samochodu, Milo chwycił mnie za rękę. Nie musisz jej oglądać. Dam sobie z tym radę. Nie musisz przez to przechodzić.Więc po co?Szedłem dalej, a on otworzył drzwi samochodu, wysunął nosze, odpiął pierwsze pół metrasuwaka.Uderzył mnie smród rozkładającego się ciała.Zobaczyłem zniekształconą, zielonoszarątwarz, fioletowawe napuchnięte powieki, wysunięty nabrzmiały język, długie strąki jasnych włosów.Milo zasunął worek i odprowadził mnie na bok.Kiedy koroner odjeżdżał, Milo westchnął, znowu potarł twarz, jakby ją mył. Nie żyje już od jakiegoś czasu, Alex.Cztery, pięć dni przeleżała na dnie kontenera ze śmieciami. Wskazał palcem. O, tamtego, za patio sklepu meblowego.Ktoś owinął ją kawałem foliiprzemysłowej.Noce były chłodne, ale i tak. Kto ją znalazł? zapytałem. Sklep zatrudnia prywatną firmę śmieciarską.Wywożą raz w tygodniu, w nocy, pokazali się tuparę godzin temu.Wypadła, kiedy opróżniali kontener.Naprawdę chcesz tego słuchać? Mów dalej. Jej noga potoczyła się na ulicę.Kierowca wyszedł zobaczyć, co się stało.Odkrył resztę ciała.Była związana.Dwa strzały w tył głowy z bliskiej odległości.Koroner mówi, że jeden strzał bywystarczył.Ktoś chciał mieć pewność.Albo był wściekły.Albo jedno i drugie.Albo po prostu lubisię bawić pukawką. Duży kaliber? Dość duży, żeby osmalić jej oczy i zniekształcić twarz.Alex, dlaczego w ogóle. Wygląda na egzekucję powiedziałem cicho i bezdzwięcznie.Moje oczy napełniły się łzami,otarłem je.Milo nie odpowiedział. Cztery, pięć dni kontynuowałem. Wkrótce po jej zniknięciu. Na to wygląda. Jak ją rozpoznałeś? Jak tylko ją zobaczyłem, wiedziałem, kim jest.Kiedy rozmawiałem o niej z Zaginionymi,przysłali mi jej papiery ze zdjęciem. No cóż powiedziałem. Teraz możesz się oderwać od tych starych spraw. Przykro mi, Alex. Właśnie zostawiłem jej matce wiadomość.Powiedziałem, że ciągle szukam Lauren.Nie ma tojak sukces, co? Do oczu znowu napłynęły mi łzy, tym razem przetarcie ich ręką nie wystarczyło.Kiedy sięgałem po chusteczkę, Milo odwrócił głowę.Stałem tam, pozwalając łzom płynąć.O co w tym wszystkim, do cholery, chodzi? Przecież częstostykałem się z nieszczęściem, nauczyłem się utrzymywać dystans.Lauren została zabita w wieku dwudziestu pięciu lat, ale w moich wspomnieniach widziałem buziępiętnastolatki.Za ostry makijaż, tandetna czarna torebeczka.Idiotyczne buty. Zmieniłam się. Wydoroślałaś. Tak pan sądzi?Zaczęło mnie mdlić i tym razem nie mogłem się powstrzymać.Usłyszałem głos Mila, odległy iniewyrazny. Dobrze się czujesz?Próbowałem wydusić z siebie: W porządku.Obróciłem się, pobiegłem w górę alei izwymiotowałem.Ryżowe wino, rybi posmak wyśmienitej japońskiej kolacji.Czekałem w nieoznakowanym samochodzie Mila, kiedy on wykonywał swoją robotę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]