[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podczasprzedstawienia niektóre damy rzucają bukiety kwiatów na scenę.Z odległości niemal dwudziestukroków trafiają do celu - w twarze artystów.Głośny śmiech mężczyzn: %7łółte perły zębów w gęstwinie bród, spocone twarze.Hektor Berlioz pisał wówczas do księżnej Wittgenstein: Bardzo się dziwię, że wpuszczasię takich ludzi do teatru.Gdybym był wielkim księciem, posłałbym każdemu z tych poczciwcówszynkę i dwie butelki piwa z prośbą, żeby zostali w domu.Berliński mim Ludwig Devrient: W Paryżu prowadzi się Operę jak fabrykę albo jakieśinne przedsiębiorstwo.Młody dyrektor powiedział mu dosłownie: Chwytamy się wszystkichśrodków, żeby przyciągnąć publiczność.Szukamy sztuk schlebiających powszechnejnieobyczajności, aktorek, których rozwiązłość jest notoryczna i które zwabiają mężczyzn doteatru.Mieszkający w Paryżu Henryk Heine zauważył, że pięciostopowy jamb zmienił się wczterostopowy nierząd.Biografowie, idealistycznie naświetlający życiorys Jenny Lind, zbyt gładko prześlizgująsię nad jego paryskim epizodem.Mówią, że mała była dzielna i pilna, lecz wydarzenia tamtejszetak ją zniechęciły, iż pózniej nigdy już nie przyjęła kontraktu do Paryża.Niby młoda kapłanka kroczyła przez nadsekwańską wieżę Babel grzechu, doglądanaskrycie przez Anioła Stróża.Gdy pewnego razu jechała z Wersalu do Paryża koleją żelazną,eksplodowała lokomotywa.Czterysta osób odniosło obrażenia, lecz Jenny nic się nie stało! Zbiedermeierowskiego koszyczka, ozdobionego wstążkami, wypadło jej tylko jabłko - to wszystko!Szwedzcy turyści przywozili jej od czasu do czasu razowy chleb.Jenny, tęskniąca zaojczyzną, gryzła chrupiącą skórkę i ta przyjemność rekompensowała jej niejedno gastronomicznewyrzeczenie.Nie była zresztą typem dziewczyny krew z mlekiem.Tak często, jak tylko to było możliwe, chodziła do Opery.Ze szczególnym zainteresowaniem słuchała tam Pauliny Viardot.Ten mały słowik -siostra jej nauczyciela Manuela Garcii - wywodził swe trele, jakby to były sonaty Tartiniego lubarpeggia Chopina: wyniośle i wytwornie.Viardot miała raczej paskudny charakter.Lecz gdystanęła na scenie w swojej łabędziobiałej toalecie, z czarną, wysadzaną diamentami przepaską naczole, z głową sklepioną jak u Madonny, przywoływała wówczas wspomnienie dystyngowanej virtuosy Vittorii Archilei, która niegdyś we Florencji poprzez dworski madrygał doszła dodramma per musica.Czymś całkiem innym były dla Jenny wielkie występy Giulii Grisi.Ta córkaneapolitańskiego oficera uchodziła wówczas za rzeczywistą primadonnę Paryża.Jej siostraGiuditta, również śpiewaczka, a dzięki małżeństwu- Contessa Barni, zmarła w roku 1840, i Giulia,od chwili ślubu hrabina de Melcy, błyszczała teraz sama.Wyuczyła się swego zawodu u Pasty, ajej niewielki sopran emanował owym modnym czarem, który nazwano morbidezza:wyrafinowanym spokojem, pieszczotliwą słodyczą. Swymi trelami wyczarowywała nam najbardziej kwietną wiosnę - pisał Henryk Heine -gdy wokół kotłowały się śnieg i wiatr, debaty izby deputowanych i szał polki.Także i.trzecia Grisi z Paryża, kuzynka Carlotta, wyszła za mąż za arystokratę; byłahrabiną Ragoni.Jak wesoło rozświergotane, nigdy nie syte, wielce apetycznie śpie-wające ptaki, wypełniały trzy grizetki paryskie słowicze gniazdko.Najbardziej pożądanej strawy muzycznej dla primadonn dostarczał wówczaskompozytor Gaetano Donizetti, który po nieprzyjemnych kłopotach z włoską cenzurąwyemigrował w roku 1839 do Paryża.Donizetti okazał się genialnym animatorem marionetek, pewnie trzymającym na sznurkachswe śliczne, bardzo cielesne boginie.Ale właśnie on, darowujący światu sam powab i wdzięk,cierpiał na pogłębiającą się stale melancholię.Dochodziło do tego; że czasem zdawało mu się, iżnie żyje; wtedy wołał do przyjaciół:- Biedny D.umarł!Kilka lat pózniej, w roku 1848, Donizetti zmarł w obłąkaniu - porażenie mózgu.Paryż dostarczył Jenny Lind kilku wstrząsających, lecz równocześnie pożytecznychprzeżyć.Ale przesadnie wstydliwa Szwedka milczała o nich przez całe życie i to tak zawzięcie, jakgdyby była wrogiem Francuzów albo - żeby ten uogólniający sąd od razu wykreślić - jakby stałasię świętokradczą ofiarą jednego tylko Francuza.Na pewno wiadomo tylko to: dwa razy w tygodniu Jenny pobierała lekcje u ManuelaGarcii.Rutynowany fizjolog głosu przeważnie męczył ją, każąc jej śpiewać powolne tryle ikontrolując ich wibrację wynalezionym przez siebie wziernikiem krtaniowym.Słowo sztukanigdy nie wyszło z jego ust.Zpiewanie było dla niego funkcją mechaniczną - współdziałaniemwarg, zębów, języka, podniebienia, strun głosowych, krtani i tchawicy.Garcia pracował jakgłówny inżynier fabryki primadonn - przygotowywał Jenny niby maszynę.Po roku z górą głos Jenny nabrał takiego blasku i mocy, że znów mogła występować.Powrót do ojczyzny przez Kopenhagę. Kocham panią! - pisał Hans Christian Andersen, cichy duński bajkopisarz, do JennyLind.Zdumiewająca wypowiedz człowieka, którego skłonności przemawiały właściwie przeciwwszelkiej miłości do kobiet.Pędem zaniósł ten list na statek.Lecz Jenny odprawiła go.- Chciałabym nadal nazywać pana przyjacielem i bratem.W Baśni mego życia Andersen opisuje ukochaną śpiewaczkę w tak ogólnikowych,romantycznych słowach, że można się tylko domyślać jego namiętności.Najwyrazniejszymprzesłaniem serca stała się bajka o słowiku, który pocieszył chińskiego cesarza.Przyjaciele poetyszybko odgadli, że ów legendarny ptaszek nie był chińskim, lecz szwedzkim słowikiem.Królowa Desiree przyjęła Jenny w Sztokholmie.- No i co? - spytała wciąż jeszcze piękna sędziwa monarchini.- Czyż Paryż nie jestwspaniały? Czyż nie jest to siedziba szlachetnych sztuk?- Tak jest, Wasza Królewska Wysokość - szepnęła Jenny, marszcząc czoło i pochylając sięw dworskim ukłonie.W roku 1844 na Jenny Lind zwróciły uwagę Prusy.Giacomo Meyerbeer, nowy dyrektorpruskiej Opery Dworskiej, poznał Szwedkę w Paryżu i zaprosił ją teraz do Berlina.Na specjalnymsoiree przedstawił ją u dworu.Jenny śpiewała pieśni i arie przy fortepianie.Pośród słuchaczy znajdował się szczególniekompetentny krytyk: hrabina Rossi, uwielbiana niegdyś primadonna Henrietta Sontag.- Moja następczyni! - wołała z uznaniem boska Jette.Meyerbeer wychwalał młodą Szwedkę jako najczystszej wody geniusz.Poseł angielskilord Westmoreland zachwycał się wzniosłą czystością, która nadaje jej występom religijnycharakter.Feliks Mendelssohn Bartholdy: Całe stulecia nie wydadzą równie wielkiejindywidualności.Nie ma wątpliwości - rozpoczęła się światowa kariera szwedzkiego słowika.Zaczęła się od porządnej awantury.Meyerbeer chciał natychmiast obsadzić Jenny w głównej roli swej nowej opery Feldlagervon Schlesien - lecz rozsierdził tym Pierwszą Damę Berlińskiej Opery.- To mnie się należy ta rola! - protestowała Józefina Tuczek.- Nikomu innemu!Wystraszona Jenny zrezygnowała i zaśpiewała Normę w operze Belliniego - swą życiowąrolę.Z mściwej kapłanki uczyniła dziewiczą strażniczkę Graala, dziewczęcą i zjawiskową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]