[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale z tego, co słyszałem ostatnio, wynika, że w najbliższym tygodniu Johannesburg będzie szczególnie niebezpiecznym miejscem do odwiedzania.Nie mam zamiaru studiować warunków politycznych w samym centrum szalejącej rewolty.Race uśmiechnął się raczej dziwnie.- Sądzę, że pańskie obawy są nieco przesadzone, sir Eustachy.W Johannesburgu nie powinno być zbyt niebezpiecznie.Obie kobiety natychmiast popatrzyły na niego wzrokiem, w którym można było wyczytać podziw dla jego bohaterstwa.Zdenerwowało mnie to.Ja także jestem odważny, niestety, nie mam odpowiedniej postury.Tym wysokim, szczupłym, ogorzałym mężczyznom zawsze się wszystko udaje.- Przypuszczam, że pan się tam wybiera - powiedziałem zimno.- Bardzo możliwe.Być może będziemy nawet podróżowali razem.- Nie wiem jeszcze, jak długo zatrzymam się przy Wodospadzie - odparłem nieobowiązująco.A cóż mu tak zależy, żebym pojechał do Johannesburga? Panna Beddingfeld wyraźnie wpadła mu w oko.- A jakie są pani zamiary, panno Beddingfeld?- To zależy - odparła poważnie, naśladując mój ton.- Sądziłem, że jest pani moją sekretarką - zwróciłem jej uwagę.- Zostałam wysadzona z siodła.Całe popołudnie trzymał pan za rękę pannę Pettigrew.- Cokolwiek robiłem dziś po południu, to z pewnością nie to - zapewniłem.Czwartek wieczoremWłaśnie opuściliśmy Kimberley.Race jeszcze raz musiał opowiedzieć historię kradzieży diamentów.Dlaczego te kobiety są tak zainteresowane wszystkim, co dotyczy diamentów?Anna Beddingfeld nareszcie uchyliła rąbka tajemnicy.Jest korespondentką gazety.Dzisiaj rano wysłała z De Aar długi telegram.Z paplaniny, jaka niemal przez całą noc dochodziła mnie z przedziału pani Blair, wnioskuję, że odczytywała jej na głos wszystkie swoje dotychczasowe artykuły.Zdaje się, że zajmuje się sprawą mężczyzny w brązowym garniturze.Najwidoczniej nie zauważyła go na pokładzie „Kilmorden Castle”, ale szczerze mówiąc, nie miała wtedy okazji.Za to teraz bez przerwy wysyła depesze.„Moja podróż z mordercą”.Wymyśla zupełnie fikcyjne historie typu „o czym rozmawiałam z mordercą” i tak dalej.Doskonale wiem, jak to się robi.Sam posługuję się tą metodą w moich „Wspomnieniach”, ilekroć Pagett mi na to pozwala.Oczywiście jako kompetentny współpracownik Nasby’ego, panna Beddingfeld stara się przybliżyć czytelnikom wszelkie szczegóły.Gdy to wszystko ukaże się w „Daily Budget”, Rayburn nie rozpozna sam siebie.Ta dziewczyna nie jest wcale głupia.Zupełnie samodzielnie udało jej się ustalić tożsamość kobiety zamordowanej w moim domu.Ofiarą okazała się rosyjska tancerka imieniem Nadina.Zapytałem Annę Beddingfeld, czy jest tego pewna.Odparła, że tak wydedukowała.Zupełnie niczym Sherlock Holmes.Domyślam się, że gazecie podała to jako sprawdzony fakt.Kobiety mają intuicję - nie wątpię, że Anna Beddingfeld odgadła trafnie - ale - nazywać to dedukcją to przecież absurd.Nie mam pojęcia, jak udało jej się wkręcić do „Daily Budget”.Kobiety jej pokroju są zdolne do czegoś podobnego.Nie sposób się jej przeciwstawić.Usta ma wypełnione pochlebstwami, które maskują nieugiętą determinację.Wystarczy przypomnieć sobie, jak wtargnęła do mojej salonki.Powoli zaczynam się wszystkiego domyślać.Race wspomniał, że policja podejrzewa, iż Rayburn uciekł do Rodezji.Być może dostał się tam poniedziałkowym pociągiem.Oczywiście zaalarmowano telegraficznie wszystkie stacje - tak przynajmniej sądzę - lecz nie znaleziono nikogo, kto odpowiadałby jego rysopisowi.To jednak o niczym nie świadczy.Rayburn to bystry chłopak i doskonale zna Afrykę.Pewnie podróżował w przebraniu starej Murzynki, podczas gdy dzielna policja poszukiwała młodego, przystojnego mężczyzny, ubranego według najświeższej europejskiej mody.Ta blizna zawsze mi się wydawała podejrzana.W każdym razie Anna Beddingfeld jest na jego tropie.Pragnie okryć się sławą, demaskując mordercę i przyczyniając się do triumfu „Daily Budget”.Współczesne kobiety nie mają w sobie za grosz współczucia.Powiedziałem jej, że postępuje nie po kobiecemu.Wyśmiała mnie.Oświadczyła, że jeśli go wreszcie dopadnie, będzie szczęśliwa.Widzę, że Race też nie jest tym zachwycony.A może Rayburn jedzie naszym pociągiem? Jeżeli tak, to możemy się kiedyś nie obudzić, wymordowani we własnych łóżkach.Podzieliłem się tą myślą z panią Blair.Mój pomysł przypadł jej nawet do gustu.Powiedziała, że gdybym tak został zamordowany, byłby to świetny materiał dla Anny.Materiał dla Anny, rzeczywiście.Jutro będziemy przejeżdżali przez Beczuanę.Już sobie wyobrażam ten kurz.Na każdej stacji z pewnością pojawią się murzyńskie dzieci, sprzedające rzeźbione w drewnie zwierzaki, różne miseczki i koszyki.Boję się, że panią Blair może opanować prawdziwy amok.W tych zabawkach tkwi pewien prymitywny wdzięk, na który może okazać się czuła.Piątek wieczoremStało się to, czego się obawiałem.Pani Blair i Anna Beddingfeld kupiły czterdzieści dziewięć drewnianych zwierzątek!XXIII(Opowiadanie Anny)Podróż do Rodezji była wspaniała.Codziennie odkrywałam coś nowego i porywającego.Najpierw cudowna sceneria doliny rzeki Hex, potem majestatyczny płaskowyż Karru, wreszcie rozległy horyzont Beczuany i - te cudowne zwierzątka, które oferowały do sprzedaży tubylcze dzieci.Zuzanna i ja omal nie zostawałyśmy na każdej stacji z ich powodu.Nie wiem zresztą, czy te przystanki można w ogóle nazwać stacjami.Wydawało mi się, że pociąg po prostu przystawał, gdzie chciał, a ledwo się zatrzymał, natychmiast w pustynnym krajobrazie materializowały się całe watahy tubylców niosących kukurydzę, trzcinę cukrową, futrzane karossy [Kaross - rodzaj okrycia bez rękawów, wykonanego ze skóry zwierzęcej wyprawionej razem z włosem, noszonego przez Hotentotów.] i te cudowne figurki rzeźbione w drewnie.Zuzanna zaczęta je natychmiast kolekcjonować.Poszłam za jej przykładem.Większość kosztowała tiki (trzy pensy), a każda była inna.Były tam żyrafy, lwy, węże, melancholijnie spoglądające antylopy i absurdalnie małe posążki czarnych wojowników.Bawiłyśmy się wspaniale.Sir Eustachy usiłował nas powstrzymać, ale nadaremnie.Myślę, że to był prawdziwy cud, iż nie zostałyśmy na żadnej z tych małych stacyjek.Afrykańskie pociągi wcale nie mają zwyczaju sygnalizować gwizdem gotowości do odjazdu.Cichutko ruszają znienacka i trzeba wtedy odrywać się od targowania i biec co sił w nogach.Można sobie wyobrazić zdumienie Zuzanny, gdy zobaczyła mnie wskakującą do pociągu w Kapsztadzie.Zaraz pierwszego wieczoru przegadałyśmy pół nocy, omawiając dokładnie całą sytuację.Było i oczywiste, że muszę teraz przyjąć nie tylko taktykę ofensywną, lecz także defensywną.Podróżując z sir Eustachym, byłam bezpieczna.Zarówno on, jak i pułkownik Race byli potężnymi protektorami.Moi wrogowie z pewnością nie odważyliby się teraz na żaden bezpośredni atak.Poza tym, będąc w pobliżu sir Eustachego, nie traciłam całkowicie kontaktu z Guyem Pagettem, który przecież stanowił klucz do całej tajemnicy.Zapytałam Zuzannę, czy jej zdaniem Pagett mógłby być owym tajemniczym Pułkownikiem.Pozycja, jaką zajmował, przemawiała co prawda przeciwko takiemu przypuszczeniu, jednak - co kilkakrotnie zauważyłam - sir Eustachy mimo całego swojego autokratyzmu pozostawał pod wyraźnym wpływem swojego sekretarza.Był tak dbały o własne wygody, że zręczny sekretarz mógł go sobie z łatwością owinąć wokół małego palca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire